hm. Tomasz Maracewicz

Dobiega końca kolejna kadencja władz naczelnych. Pytanie o to jaka ona była, po tych wszystkich emocjach, które rozbudziła kampania wyborcza i zjazd przed dwoma laty, jest zasadne i zrozumiałe. Pełne podsumowanie nastąpi zapewne na odbywającym się za tydzień X Zjeździe ZHR: będzie to zarówno samoocena w wykonaniu ustępujących władz, jak i podsumowanie minionej kadencji przez delegatów.

Nie mniej warto spróbować dokonać takiej oceny również z innych perspektyw. I to właśnie próbuję niniejszym uczynić, dokonując subiektywnego podsumowania z pozycji instruktora stojącego nieco na uboczu, ale przyglądającego się przecież z zainteresowaniem temu jakie efekty przynoszą poczynania władz. Nie jest to żadna synteza, a raczej - kilka najważniejszych w mojej ocenie refleksji, jakie przywodzi mi na myśl spojrzenie wstecz na ostatnie dwa lata.

Pierwsze skojarzenie jaki ciśnie mi się na usta to określenie: kadencja uspokojenia. Z jednej strony dużo mniej było burzliwych dyskusji internetowych na forum ZHR (jest możliwe, że ta forma zaczęła się po prostu nudzić), ale przede wszystkim nie było kontrowersyjnych, budzących powszechną dyskusję  decyzji, takich  jak np. w ubiegłej kadencji uchwała RN w sprawie lustracji instruktorów czy też uchwała Naczelnictwa w sprawie poparcia niektórych kandydatów do parlamentu, w tym ówczesnego Przewodniczącego Związku.

Na pewno zmienił się styl i charakter dyskursu pomiędzy różnymi nurtami harcerstwa w ZHR. Zniknęły gdzieś dyskusje o ideologii, o liberalizmie czy konserwatyzmie , o potrzebie dookreślenia ideowego, a zaczęły się rozmowy o kwestiach naprawdę istotnych: o miejscu i roli drużynowych, o efektywności systemu kształcenia, a także  np. o nowych obszarach naszego oddziaływania wychowawczego (harcerze dorośli, Skrzaty). Wyraźnie można było to dostrzec porównując kampanie wyborcze w Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy. Oto przed dwoma laty, w pytaniach do kandydatów na delegatów, skupiano się przede wszystkim na ich stosunku do homoseksualistów czy też na  konkretnych kwestiach religijnych. W tym roku najczęściej powtarzanym pytaniem było: jakim byłeś drużynowym i jaką drużynę po sobie pozostawiłeś. Moim zdaniem to kluczowa zmiana w myśleniu o harcerstwie, bo zamiast skupiać się na wycinkowych, bardzo ideologicznych, a zarazem konfrontacyjnych zagadnieniach – zaczynamy pytać o skuteczność i efekty prowadzonego wychowania. Myślę, że w tej zmianie dużą rolę odegrała również Pobudka, ze swoimi tekstami zachęcającymi do powrotu do źródeł.

Ma też ZHR na koncie pewne  sukcesy zewnętrzne, wśród których  do najważniejszych zaliczę doprowadzenie do objęcia przez Prezydenta protektoratem  wszystkich organizacji harcerskich, a nie tylko ZHP, jak to było dotychczas. Sukces ten jest osobistym osiągnięciem naszego kolegi redakcyjnego, Wiceprzewodniczącego ZHR Jarka Błoniarza. Podkreślam to z tego powodu, gdyż nie jest on osobą, która wypycha się do przodu z piersią po ordery  - próżno go dostrzec na zdjęciach z uroczystości w pałacu prezydenckim. Warto dodać, iż osiągnięcie o którym piszę, wiązało się przede wszystkim z przełamaniem lodów w stosunkach z ZHP, co doprowadziło do zobowiązania się władz ZHP przed Prezydentem RP do szybkiego rozwiązania problemu jednostronnego opatentowania przez ZHP Krzyża Harcerskiego.  Obok miłego poczucia bycia równym wśród równych, jest to wymierna korzyść z działań władz naczelnych.

Co na pewno się nie udało? Główne hasło wyborcze Przewodniczącego brzmiało: dla wszystkich starczy miejsca. A jednak nie starczyło miejsca, w szczególności długo trwało wprowadzanie do Naczelnictwa przedstawiciela „opozycji” Roberta Kowalskiego. Zabrakło również miejsca we władzach naczelnych dla poprzedniego Przewodniczącego, hm Kazimierza Wiatra. Nie zniknęły też istniejące wśród środowisk podziały, bardziej widoczne w Organizacji Harcerzy, ale występujące także w Organizacji Harcerek, co u tych drugich dało się dostrzec w postaci absencji Małopolskiej Chorągwi Harcerek (przyjechała jedna osoba) na letnim obozie starszyzny. A szkoda, gdyż było to fantastyczne przedsięwzięcie, dające możliwość poznania się w warunkach polowych i zżycia się instruktorek z „wszystkich stron świata”.

O Organizacji Harcerzy trudno w tym kontekście w ogóle pisać. W wyborach na Naczelnika Harcerzy  głosowałem na hm Michała Sternickiego , zdawałoby się – wspólnego kandydata wszystkich środowisk. Niestety srodze się na Michale zawiodłem.  Po pierwsze – trudno jest mi wyliczyć jakiekolwiek ważne osiągnięcia Głównej Kwatery Harcerzy. W porównaniu z dynamicznym działaniem poprzedniego Naczelnika, Pawła Zarzyckiego – w Organizacji Harcerzy nic ważnego, co miałoby jakikolwiek poziom metodyczny, programowy czy wręcz intelektualny -  nie zaszło. Nawet strona internetowa GK-i w ostatnim roku jakby zamarła. Nie dość na tym, smutne historie moich kolegów redakcyjnych: Marków - Gajdzińskiego i Kameckiego pokazały, że w tej materii Naczelnik zamiast realnie i po instruktorsku załatwić związane z nimi problemy, po prostu zwlekał, postępował mechanicznie, albo zasłaniał się paragrafami.  W obu przypadkach te jego zaniedbania naprawić musiał dopiero Sąd Harcerski i Przewodniczący.

Naturalnym jest, że na wszelkich ocenach minionej kadencji zaważy kwestia nagłej rezygnacji z funkcji Przewodniczącego ZHR  hm Marcina Jędrzejewskiego. Rezygnacji dramatycznej, bo następującej z przyczyn powodujących szereg nieprzychylnych ocen o charakterze moralnym, a także, bo nastąpiła ona dosłownie na miesiąc przed Zjazdem. Nie chcę tu włączać się w dość liczny chór Katonów spieszących z ocenami spraw, których do końca tak naprawdę nie znamy. Chciałem natomiast zwrócić uwagę na inny aspekt. Imponuje mi postawa Marcina i zarazem postawa całego Naczelnictwa, które uznało, że ważniejsze od ewentualnych przedzjazdowych taktyk wyborczych będzie odważne i otwarte postawienie sprawy. Pomimo, iż wyczekanie tego feralnego miesiąca i niewywlekanie sprawy na światło dzienne przed Zjazdem, mogło znacząco wpłynąć na ocenę pracy ustępującego Naczelnictwa na Zjeździe.

Jaki czeka nas na najbliższym Zjeździe wybór ? Myślę, że podnoszona znowu gdzie niegdzie kwestia mitycznego „sporu ideologicznego” to tak naprawdę tzw. odgrzewane kotlety. Ostatnia kadencja pokazała, że jest to spór zastępczy, spór sztuczny, że tak na prawdę idzie o to, kto chce i potrafi uczestniczyć  w wychowaniu, wspierać wychowawców, a kto nie.

Więc gdybym miał doradzać delegatom czym należy się kierować w głosowaniach, to na pewno sądzę, iż zwracać należy uwagę, czy wskazana propozycja uchwały lub propozycja personalna gwarantuje wsparcie drużynowym druzyn harcerskich i wędrowniczych oraz wodzom gromad zuchowych – w których to toczy się najważniejszy fragment naszej pracy.

A że jestem naiwny, to wzywam Was również Druhny i Druhowie do odwagi. Czas zerwać z niedobrą praktyką głosowania blokami wyborczymi. Druhny i Druhowie: posłuchajcie co na prawdę mają do powiedzenia projektodawcy uchwał, posłuchajcie co mają do powiedzenia kandydaci sięgający po funkcje we władzach naczelnych. Wyróbcie sobie swój własny pogląd i głosujcie zgodnie ze swoim sumieniem. Tu chodzi przecież o wychowanie, a nie politykę. A to co robimy ma nam przynosić zwykłą frajdę z dobrze wykonanej roboty, a nie napięcia i emocje wynikające z toczących się, niezrozumiałych walk frakcyjnych.

Tomasz Maracewicz hm

Żeglarz z urodzenia i przekonania, ornitolog z wykształcenia, broker ubezpieczeniowy z przypadku. Żona Hanna – historyk sztuki i synowie: Wiktor - harcerz 2 MDH-rzy, Kajetan - zuch 2 MGZ-ów i Ignacy – będzie zuch. Przyrzeczenie harcerskie w 1973, drużynowy 1 WDH w Gdańsku w latach 1978-86, KIHAM, Ruch, potem ZHR, m.in. w latach 1990-1993 Naczelnik Harcerzy, obecnie opiekun próbnej Piaseczyńskiej Drużyny Harcerzy i z-ca komendanta kursu Jakobstaf.