pwd. Maciej Albinowski

Ostatni zjazd Okręgu Mazowieckiego: druhna z komisji uchwał czyta propozycję powołania funduszu remontowego. Autorzy z Pionek chcą, aby w Okręgu powstał scentralizowany fundusz, na który wpływałoby co najmniej 25% kosztów pośrednich z obozów i dotacji. Potem te pieniądze miałyby być przeznaczane na współfinansowanie remontów harcówek. Druh z prezydium otwiera dyskusję nad projektem. Harcmistrz z Pionek mówi, że to pomysł rozwiązujący problemy środowisk, i że cały system ma swoje źródła w Małopolsce, gdzie został już pozytywnie zweryfikowany.

Następnie, znane harcmistrzynie stwierdzają, że to ciekawa uchwała. Rozpoczyna się debata nad wysokością wpłat, jaką władze okręgu będą zobligowane umieszczać w funduszu.

Mam narastające poczucie absurdu - no ale co mogę zrobić? Nigdy wcześniej nie odzywałem się na zjazdach, a tu miałbym wyjść na środek i od razu powiedzieć, że 200 instruktorek i instruktorów obecnych na sali nie rozumie konsekwencji swoich działań? Zanim zdążyłem usystematyzować swoje krytyczne uwagi i zebrać się w sobie, to druh z prezydium zarządził głosowanie… i ku mojemu przerażeniu  fundusz remontowy został uznany za potrzebny naszej organizacji. Na szczęście bez określenia minimalnego poziomu wpłat.

Mimo upływających dni, moje wyrzuty sumienia nie zniknęły, dlatego chciałbym przedstawić swoją krytykę w takiej formie – może zniechęci ona Okręg do wykorzystywania tego funduszu, ale przede wszystkim pragnę zwrócić uwagę instruktorów na mechanizmy towarzyszące powoływaniu tego typu instytucji.

Zacznijmy od początku. Po co jednostka centralna zbiera pieniądze od jednostek niższego rzędu? Po pierwsze, aby realizować tzw. funkcję alokacyjną, czyli wydawać te środki efektywniej, przynosząc wyższą użyteczność całej społeczności. Ma to sens przede wszystkim podczas finansowania potrzeb zbiorowych i(nie wchodząc w szczegółowe klasyfikacje) są to takie potrzeby, które ze względu na swój charakter, raczej nie mogą być zaspokajane przez jednostki niższego rzędu. Ponadto ich realizacja przez Okręg powoduje poprawę stanu całej organizacji, a nie tylko np. jednej drużyny. Takie potrzeby zbiorowe to m.in.: dobry wizerunek społeczny ZHR, utrzymywanie statusu prawnego organizacji, prowadzenie spójnego systemu rozliczeń finansowych, organizacja kursów i szkoleń, integracja środowiska instruktorskiego itp.

Po drugie, jednostka centralna może pełnić funkcję redystrybucyjną tzn. wyrównywać nierówności majątkowe, poprzez przekazywanie pieniędzy od środowisk bogatych do biednych. Tę działalność można uzasadniać istnieniem pewnej solidarności społecznej.

 A teraz… jak się ma do tego nasz fundusz remontowy? Fundusz ma współfinansować remonty harcówek, będących w użytkowaniu jednostek niższego rzędu. Mamy do czynienia z oczywistym przykładem dobra prywatnego –  jest ono używane tylko przez jedną konkretną jednostkę, jego użytkowanie nie przynosi korzyści innym jednostkom i nie ma żadnych podstaw do tego, żeby było finansowane ze środków wspólnych (poza ew. funkcją redystrybucyjną, ale do tego jeszcze wrócę).
 
Tyle mówi teoria finansów publicznych, a teraz chciałbym przedstawić konkretną listę negatywnych następstw tego pomysłu:

1.
Drużynowi podejmują nieoptymalne decyzje. Dotowanie remontów powoduje, że drużynowi są bardziej skłonni wydawać pieniądze na jego przeprowadzenie, niż to miało miejsce przed wprowadzeniem funduszu. Oczywiście użyteczność (tj. zdolność dobra do zaspokajania potrzeb) remontu jest taka sama jak przed wprowadzeniem dofinansowań, co oznacza, że drużynowi będą skłonni wydawać na nie nieproporcjonalnie dużo pieniędzy w stosunku do użyteczności jakie przynoszą. Tzn. że gdyby wydali te pieniądze (środki własne + dofinansowanie) na inny cel, to przyniosłoby to im wyższą użyteczność. Ale że dofinansowanie może być wydane tylko na remonty, to powoduje właśnie zaburzenie zasady ekwimarginalnej, czyli równych użyteczności dostarczanych z ostatniej złotówki wydanej na wszystkie poszczególne dobra. Spełnienie tej zasady, w teorii ekonomii, jest warunkiem optymalności struktury wydatków.                                                                     

A teraz kilka prostych przykładów: Zuch lubi w jednakowym stopniu dwa batoniki: Marsa i Bounty. Zuch rozumie wszystkie konsekwencje wiążące się z zjedzeniem każdego batonika i stwierdza, że oba są tak samo zdrowe (albo tak samo szkodliwe), tak samo odżywcze, tak samo smaczne i ma taką samą ochotę na obydwa. Oba przynoszą mu taką samą użyteczność. Mars kosztuje 1,5 zł, a Bounty 2 zł. W takiej sytuacji, skoro oba batoniki są tak samo fajne, zuch podejmie optymalny wybór i uzyska ten poziom użyteczności za niższą cenę – czyli kupi Marsa. Niestety, do sklepu weszła ciocia zucha. Ciocia, z niewiadomego powodu – może po prostu sama woli ten batonik, zaproponowała, że pomoże zuchowi kupić Bounty i dołoży do niego złotówkę. Sytuacja się zmieniła. Teraz, z punktu widzenia zucha, bardziej opłaca się kupić dotowany batonik – za tę samą użyteczność może zapłacić tylko złotówkę. Natomiast z punktu widzenia rodziny jest to wydatek nieoptymalny, ponieważ ciocia i zuch wydają łącznie 2 zł, uzyskując użyteczność, którą można było osiągnąć za 1,5 zł.
 
Podobnie w przypadku drużynowego harcerzy. Jeśli przed wprowadzeniem funduszu, instruktor uzna, że remont harcówki oraz zakup dużego namiotu przyniosą mu ten sam poziom użyteczności (choć oczywiście zaspokajają inne potrzeby), a namiot jest tańszy, to optymalnym wyborem jest zakup dobra tańszego. Natomiast po wprowadzeniu dofinansowań, drużynowy będzie mógł wydać mniej własnych pieniędzy na remont niż na namiot, dlatego zdecyduje się na przeprowadzenie remontu – co z punktu widzenia organizacji jest decyzją nieoptymalną, ponieważ łączna suma wydatków (środki własne + dofinansowanie) jest nieproporcjonalnie duża w stosunku do użyteczności jaką otrzymujemy (taką samą użyteczność przynosi zakup tańszego namiotu). Jak widać, w takim ujęciu, dofinansowania zawsze prowadzą do nieoptymalnych wyborów.

Do tej pory zakładałem, że zuch czy drużynowy są w stanie ocenić użyteczność poszczególnych dóbr. W rzeczywistości nie zawsze tak jest, dlatego poświęcimy chwilę uwagi takim też przypadkom. Zuch w sklepie może lubić batoniki, ale nie lubić jogurtów. Zuch uważa, że zjedzenie batonika przynosi mu większą użyteczność niż skonsumowanie jogurtu. Nie bierze przy tym pod uwagę, że jogurt wpłynie pozytywnie na jego zdrowie, a batonik przeciwnie. Wtedy ciocia, która zaproponuje, że dołoży złotówkę do zakupu jogurtu odegra pozytywną role. Zwiększy użyteczność nieświadomego zucha. Pomijając różne dodatkowe rozważania, możemy przypuszczać, że tym razem jest to mądra ciocia. Podobna funkcję pełnią też, tak nam potrzebne, fundusze UE. Państwa na ogół niedoceniają użyteczności dóbr inwestycyjnych, ponieważ są skupione na zaspokajaniu bieżących potrzeb ludności. UE współfinansuje modernizację krajów członkowskich i dlatego kraje te decydują się na zwiększenie swoich własnych wydatków inwestycyjnych. A jak ma się do tego nasz fundusz? 

Załóżmy, że drużynowy nie potrafi określić rzeczywistej użyteczności poszczególnych dóbr i należy mu w tym pomóc poprzez dofinansowanie tych bardziej użytecznych. Czy rzeczywiście remont harcówki w stosunku do namiotu jest jak jogurt do batonika? Czy ma on jakieś ukryte zalety, które pozwolą na szybszy rozwój ZHR? Czy ktoś kiedyś widział tabliczkę „siedzibę burmistrza wyremontowano dzięki funduszom UE”? Nie, nie, nie! To nie jest wydatek rozwojowy! Harcerze nie zaczną przychodzić na zbiórki dlatego, że będziemy mieć ładną boazerię i nową podłogę. Na pewno zwiększy to komfort prowadzenia zbiórek, ale jakość harcówki nie jest kluczowym czynnikiem sukcesu! To na czym opiera się nasze powodzenie, to przede wszystkim kapitał ludzki. To umiejętności instruktorów i zastępowych. Umiejętności zorganizowania ciekawych zajęć oraz kultura osobista i odpowiedzialność okazywane wobec rodziców. Jeśli w coś warto szczególnie inwestować, to właśnie w to! W kursy, szkolenia, działania motywujące, nawet prezenty! Natomiast jeśli chodzi o wydatki na środki trwałe, to sądzę, że harcówka jest dużo mniej istotna niż sprzęt obozowy. Rodzice nie będą mieli do nas wielkich pretensji, jeśli raz w tygodniu, w harcówce będzie dzieciom kapało na głowę z sufitu. Natomiast jeśli na obozie, przez cały miesiąc, harcerz będzie miał mokrą prycz, bo jest dziura w namiocie… no właśnie. Sprzęt obozowy ma też taką przewagę, że chociaż się szybciej zużywa, to jednak stanowi naszą własność. A z pomieszczeniem to różnie bywa – przyjdzie nowy dyrektor i pięknie wyremontowana harcówka zamieni się w salę lekcyjną.

Podsumowując, wprowadzenie funduszu prowadzi do zaburzenia optymalnej struktury wydatków, jaka kształtuje się w normalnych warunkach. Nie ma też podstaw, aby uważać remonty za cel ważniejszy od innych działań jednostek, wymagający specjalnych dotacji. Fundusz prowadzi z sytuacji dobrej do złej, prowadzi do nieefektywności. I na tym mógłbym skończyć ten artykuł, ale nie mogę się oprzeć pokusie wbicia jeszcze kilku gwoździ do tej trumny – w celach dydaktycznych oczywiście, bez żadnej złośliwości 

2.
Chciałbym wrócić do tematu funkcji redystrybucyjnej. Tutaj, jeśli autorzy planowali redystrybucję od bogatych do biednych (a nie tylko z Warszawy do Pionek), to działania funduszu doprowadzą do efektu odwrotnego! Dlaczego?

Biedne środowiska nie myślą o tym, żeby remontować harcówki. Jeśli mają przypadkiem 2 tys. zł., to przeznaczą je na cele bieżące – na opłacenie składek, na zakup podstawowego sprzętu harcerskiego, na dofinansowanie mundurów – na wydatki,  bez których nie można funkcjonować. Remont harcówki jest usytuowany zbyt wysoko w piramidzie potrzeb, aby miały go współfinansować. Natomiast z funduszu remontowego będą korzystały środowiska bogatsze, które zaspokoiły już potrzeby podstawowe. A skąd biorą się pieniądze w funduszu? Z opłat płaconych przez wszystkie środowiska. Również przez biedne drużyny, które sfinansują meblościanki bogatym…  no chyba, że w przypadku biednych środowisk nie będzie wymogu udziału własnego w remoncie, ale to spowodowałoby jeszcze gorsze efekty, bo decyzje o wydatkach podejmowane byłyby w oderwaniu od realnych potrzeb. Poza tym lepiej nie wprowadzać systemu, w którym opłaca się być biednym.
 
3.
Jest to rozwiązanie, które zmniejsza wiarygodność jednostki centralnej. Przykład: Było sobie dwóch drużynowych, każdy miał po 5 tysięcy. Jeden z nich kupił dwa namioty, drugi zrobił remont harcówki. Nagle został wprowadzony fundusz remontowy.  Drużynowy, który sam wcześniej wyremontował lokal jest „oszukany”, i przy porównywalnych dochodach z tymi, którzy teraz korzystają z funduszu, będzie miał mniej namiotów. Oprócz tej niesprawiedliwości, występuje kolejny skutek: gdy drużynowy będzie chciał kupić coś drogiego np. ponton, to zamiast oszczędzać pieniądze, przygotuje projekt uchwały powołującej fundusz wspierania harcerstwa wodnego. Te negatywne konsekwencje są wynikiem braku stałej, racjonalnej polityki jednostki centralnej. Możliwość uchwalenia kolejnej uchwały zmieniającej „warunki gry”, zmniejsza samodzielność oraz długofalowe działania wśród drużyn. 

4.
Podczas tej debaty, jedną z postaw, które mnie szczególnie zadziwiły była beztroska pomysłodawców. Zgłosili potrzebę na określoną sumę wydatków, powiedzieli z jakiego źródła mają one pochodzić… ale to źródło, czyli koszty pośrednie z obozów i dotacji było wcześniej zajęte! Te środki były na coś wydawane! Ten problem został częściowo poruszony przez przedstawicieli zarządu, którzy nie chcieli „mieć związanych rąk” i nie zgodzili się na określenie konkretnej sumy wydatków. Ale nadal, czy to będzie 20, czy 10, czy choćby 5 tysięcy, to fundusz remontowy wypchnie jakieś inne wydatki! Jakie to będą wydatki i czy ktoś się nad tym zastanawiał? Czy rzeczywiście fundusz remontowy jest ważniejszy od dotychczasowych działań Okręgu? Czy może zostaną podwyższone koszty pośrednie lub inne opłaty, w celu utrzymania dotychczasowych wydatków i powiększenia ich o fundusz remontowy? A wszystko po to, żeby (patrz. punkt 1) drużynowy wydał pieniądze w sposób nieoptymalny…

5.
Kolejnym oczywistym minusem funduszu jest konieczność stworzenia konkretnych przepisów umożliwiających korzystanie z niego, a następnie kontrolowanie wszystkich wydatków. Kontrola to czynność nieproduktywna, a jak każda czynność kosztuje.

Myślę, że zabiłem tę trumnę wystarczającą ilością gwoździ… ale co dalej? Czy w takim razie Okręg nie może pomagać drużynom w realizowaniu ich prywatnych potrzeb? Oczywiście nie tzn. tak!
Okręg może pomagać, ale wykorzystując dobre mechanizmy! Można się dogadać z jakimś sklepem budowlanym, aby harcerze mieli zniżki. ZHR na Mazowszu jest na tym rynku całkiem sporym odbiorcą. Kupujemy rocznie kilkaset sztuk sprzętu pionierskiego i mamy inne potrzeby np. materiały na remont. Byłoby wspaniale, gdybyśmy, razem z ZHP, rozpoczęli rozmowy ze sklepami o współpracy. Dla sprzedawcy udzielenie zniżki, do pewnego stopnia, może być bardzo opłacalne, a poza tym uderzamy w modne ostatnio hasło odpowiedzialności społecznej przedsiębiorstw. Myślę, że pomoc harcerzom się do takiej zalicza. Oprócz tego można stworzyć jakąś bazę pomysłów, wypróbowanych rozwiązań na remont harcówki. Wymiana doświadczeń mogłaby pomóc wielu drużynowym nawet bardziej niż pieniądze. To są pomysły jakie wykorzystuje się w realiach gospodarki wolnorynkowej.

Natomiast centralizacja, brak racjonalności ekonomicznej, nieefektywne wydawanie pieniędzy i absurdalne przepisy - tak, to są cechy charakterystyczne dla socrealizmu. Fundusz remontowy jest tworem przerażająco pasującym do tamtej epoki. Cały czas starałem się wbijać gwoździe w pomysł, a nie w tych którzy go przyjęli. Ale teraz pozwolę sobie na małą uwagę też do ludzi.

Druhny i Druhowie! Gdy następnym razem będziecie próbowali w ostrych słowach oceniać PRL oraz ludzi tworzących tamten system, to przypomnijcie sobie 15 marca. Przypomnijcie sobie, że w dobrej wierze, z szlachetnych pobudek uchwaliliście projekt, który wydawał się dobry i ciekawy. Fundusz, który miał pomóc. Z takich pomysłów i z takich funduszy został zbudowany poprzedni system w Polsce. Różnica pomiędzy nami, a tamtymi, którzy głosowali kilkadziesiąt lat temu jest taka, że my mamy niewzbroniony dostęp do wiedzy i mamy jasną ocenę, opartą na własnych doświadczeniach, co do efektywności socjalizmu. I mimo tego przyjmujemy absurdalne rozwiązania. Apeluję o więcej pokory i refleksji!

Dziękuję tym, którzy dotrwali do końca tego artykułu. Mam nadzieję, że nikogo nie uraziłem. Będę wdzięczny za wszelkie uwagi i pytania wysyłane na adres: malbinowski(małpka)op.pl

pwd. Maciej Albinowski H.O.
W harcerstwie od 1999 roku. Wychowanek wspaniałej 265 WLDH-y "Skrzydła" im. Batalionu Parasol. Od 2004 roku drużynowy 265 WGZ "Wikingowie z Krainy Orłów". Prywatnie student Szkoły
Głównej Handlowej w Warszawie.