hm. Marek Gajdziński

Ja, hm. Marek Gajdziński przepraszam instruktorki i instruktorów ZHR oraz wszelkie inne osoby, które mogły poczuć się urażone treścią moich publikacji i wypowiedzi, w szczególności zawartych w artykułach publikowanych w "Pobudce" oraz innych środkach porozumiewania się.

Mam sobie do zarzucenia, że czasem w zbyt ostrych słowach reaguję na wydarzenia i zjawiska zachodzące w ZHR. Postanowiłem, że będę starał się bardziej panować nad moim porywczym charakterem, trzymając się zasad poprawności politycznej w swoich wypowiedziach. Kiedy wracałem do ZHR zakładałem, że jest to związek oparty na braterstwie i przyjaźni, gdzie każdy każdemu może mówić w oczy nawet najmniej przyjemną prawdę, bez oglądania się na zasady poprawności obowiązujące na salonach politycznych. Przyznaję, że trochę się pomyliłem! To wszystko nie jest takie proste.  Poziom wrogości i nieufności jaki panuje pomiędzy nami utrudnia szczerą i twardą rozmową. Odebrałem bolesną naukę. Bolesną bo zabolała mnie osobiście, a ponadto bolesną, bo szczególnie boli mnie, że atmosfera w ZHR tak daleko odbiega od owej braterskiej  atmosfery, która towarzyszyła mu w pierwszych latach istnienia. 

Tak więc postaram się, by moje wypowiedzi zmieniły się co do formy. Ale nie co do treści. Nie zamilknę, tak długo jak długo będzie mnie dotykało to, co się dzieje w Związku. A czuję się szczególnie odpowiedzialny bo go współtworzyłem. Na szczęście w ostatnich dwóch latach wiele zmieniło się na lepsze. Nadal jednak istnieją w naszym życiu harcerskim obszary, które mnie bardzo bolą. Nadal są dziedziny, które w wyniku wieloletnich zaniedbań, a nawet świadomego niszczenia domagają się radykalnej naprawy. I o nich będę mówił i pisał dopóki starczy sił. I będę to robił PUBLICZNIE na łamach Pobudki i innych środków porozumiewania się.

Jednym z powodów moich dotychczasowych problemów z „wolnością słowa”, była krytyka władz. A raczej nie tyle sama krytyka, ile ugruntowane w niektórych środowiskach przekonanie, że o trudnych i bolesnych sprawach ZHR nie wolno dyskutować publicznie, a każdy kto to czyni „kala własne gniazdo”. Szczególnie zaś dotyczy to krytyki władz. Kwestia ta była ostatnio poruszana na zbiórce Kręgu Harcmistrzów gdzie opinie tego typu wyrażali nawet najbardziej „utytułowani” instruktorzy. Kwestia ta stanęła także w szczerej i braterskiej rozmowie jaką odbyłem z komendantami chorągwi – sygnatariuszami sławetnego „nieotwartego” listu protestacyjnego, a także jest wyraziście obecna w niektórych wypowiedziach na forum zhr.pl.

Tamże, opublikowana została następująca wypowiedź hm. Macieja Sady:

(...)Jak krytykować władzę w Związku. mój model z pewnością się nie spodoba wielu z instruktorów. uważam, że harcerstwo powinno bardziej przypominać wojsko i tu skorzystałbym z punktu 7. Prawa Harcerskiego o karności i posłuszeństwie. w skrócie: nie krytykować

jak ktoś łamie PH to go zawieszam w prawach i obowiązkach. odpowiedź na pytanie: jak krytykować? też jest prosta - na pewno nie krytykować na forach. szczerze mówiąc najlepiej w ogóle nie krytykować demokratycznie wybranej władzy w organizacji społecznej. nikt tu nie czerpie korzyści z tego co robi, więc można śmiało stwierdzić, że nikt nie zasiada na stołku dla kasy. wszyscy wiemy ile nas kosztuje utrzymanie drużyny (z własnej kasy ile dokładamy), ile kosztuję wyjazdy niby-służbowe za które nie chcemy kasy (z pustej kasy chorągwi trudno coś wyciągnąć), ile kosztuje bilet do warszawy czy paliwo do samochodu wykorzystanego podczas zbiórki lub transportu jednego kartonu z hurtowni do okręgu. ciężką robotę robią wszyscy, a za to dostajemy tylko w twarz od drugiego instruktora.

krytykować można, ale jak to jest przewidziane w naszym systemie wychowawczym. zalecałbym krytykować albo na spotkaniach instruktorów z komendantami chorągwi, albo podczas zjazdów programowych i zbiórek instruktorskich, lub też przez rozmowę indywidualną z krytykowanym - prosta sprawa. nawet na odległość można napisać list do naczelnika, przewodniczącego, czy innego instruktora pełniącego jakąkolwiek funkcję i opisać mu problem o jakim chciałoby się porozmawiać. a najlepszą krytyką jest krytyka konstruktywna, z której wynika nie tylko, że coś jest robione źle, ale również wynika co zrobić by było lepiej. (...)

Niestety, bardzo, bardzo głęboko nie zgadzam się, nie tylko z formą ale co ważniejsze z  sensem tej wypowiedzi. No i teraz pytanie jak mam dać temu wyraz. Załóżmy, że autor w końcu harcmistrz, jest członkiem jakiejś władzy harcerskiej. Wszak z racji posiadanego stopnia już za dwa tygodnie może być Naczelnikiem, a nawet Przewodniczącym. Jest też oczywiste, że pogląd ten funkcjonuje w ZHR na szerszą skalę.  Zatem czy w ogóle instruktor harcerski może z takimi poglądami dyskutować? A jeśli tak to w jakiej formie?

Ale wcześniej odpowiedzmy na pytanie, czy instruktor harcerski ma prawo zachować obojętność wobec tego typu wypowiedzi.  Otóż uważam, że o ile się z nią nie zgadza nie ma prawa pozostawić jej bez komentarza. Z takiego samego założenia wyszła większość dyskutantów uczestniczących w dyskusji na forum internetowym i posypały się komentarze. Jestem przekonany, że w takiej sytuacji nie tylko nie mamy prawa być obojętnymi ale wręcz mamy obowiązek podjąć dyskusję. Czy dyskusja na temat tego typu problemów może obejść się bez krytyki. Oczywiście, że nie. Bo żeby z czymś się nie zgodzić trzeba pokazać argumenty, które do tej niezgody nas prowadzą. Dopiero potem można wskazywać na własne racje. 

Załóżmy zatem, że pogląd z którym się nie zgadzamy został wyrażony publicznie przez jakiegoś komendanta chorągwi, Naczelnika albo nawet Przewodniczącego Związku. Powiedzmy, że pogląd ten jest przez niego przemyślany i silnie ugruntowany. 

Czy rzeczywiście jak twierdzi, Maciej Sady w harcerstwie nie ma miejsca na dyskusje i krytykę tez które uważamy za szkodliwe tylko dlatego, że głoszą je członkowie władz harcerskich? Jeżeli "harcerstwo powinno bardziej przypominać wojsko” to rzeczywiście nie. Wtedy też logicznym jest, że „zdrajcę”, który odważył się krytykować poglądy swojego przełożonego należałoby wydalić ze służby, zawiesić, rozstrzelać czy w dowolnie inny sposób wyeliminować z dowodzonych struktur. 

Tyle, że, większość czytelników przyzna mi chyba rację, harcerstwo nie jest wojskiem! Ma przed sobą zupełnie inne cele i zadania, zupełnie innymi środkami je realizuje, innych potrzebuje dowódców (nie wodzów, a mistrzów). Chyba, że się mylę. Wtedy rzeczywiście nie ma dla mnie miejsca w takim harcerstwie.

Wróćmy teraz do pytania postawionego w tytule. Do czego służy harcerstwo? Chyba się nie mylę, jeśli za Statutem ZHR napiszę, że do wychowania młodzieży metodą harcerską. Jaki jest cel tego wychowania? Czyż nie zależy nam na wychowaniu świadomych i aktywnych obywateli państwa polskiego?  

Teraz kolejne pytania. Czy Rzeczypospolita, której mamy przysporzyć świadomych, aktywnych, uczciwych, lojalnych itd. obywateli to jakaś zakaukaska republika rad czy może nowoczesne demokratyczne państwo leżące w centrum Europy - nie tylko terytorialnie ale też cywilizacyjnie? Jeżeli zgodzimy się że Polska jest krajem europejskim nie tylko w sensie geograficznym i jeżeli pragniemy by takim w przyszłości pozostało, to naszym zadaniem jest tak wychowywać przyszłych obywateli, by byli mentalnie zdolni do budowy i umacniania demokracji i tego co nazywamy społeczeństwem obywatelskim. A więc ludzi myślących samodzielnie, kierujących się w życiu własnymi zasadami i własnym sumieniem, odważnych w sensie cywilnym, potrafiącym przeciwstawić się nadużyciom władzy i poglądom które mogą się okazać społecznie niebezpieczne (tej odwagi zabrakło cywilizowanym w końcu Niemcom w latach 20-tych ubiegłego wieku i każde dziecko wie do czego to doprowadziło). 

Demokracja jest bardzo ułomnym ustrojem politycznym. Ma szereg okropnych wad, które powodują wiele komplikacji społecznych. I przy tym wszystkim ma jedną zaletę, która decyduje o tym, że w nie ma na świecie ustroju lepszego niż ona. Zaleta ta polega na tym, że żadna władza nie może czuć się bezkarna. Wszyscy patrzą jej na ręce i w każdej chwili mogą korzystając z wolności słowa krytykować ją, wyartykułować swój sprzeciw, a nawet podjąć działania o charakterze obywatelskiego nieposłuszeństwa. W tak zorganizowanym społeczeństwie raz na jakiś czas dochodzi do autentycznej weryfikacji przydatności ludzi, którzy chcą być reprezentantami ludu i nim kierować. Odbywa się to w formie wolnych wyborów. Wolność słowa jest  nie tylko hamulcem dla władzy jest także najlepszym gwarantem tego, że wybory będą nie tylko wolne ale i jednocześnie świadome. 

Aby demokracja mogła się utrzymać, by przy jej pomocy nie dochodzili do władzy ludzie pokroju Adolfa Hitlera, czy z bliższych nam przykładów Aleksandra Łukaszenki, których pierwszym ruchem będzie likwidacja systemów kontroli władzy i aby system nie przybierał tak karykaturalnych form jak kiedyś w PRL, a obecnie na Białorusi, potrzeba jest powszechnej ŚWIADOMOŚĆ praw przysługujących obywatelom i UMIEJĘTNOŚĆ korzystania z tych praw.

Mam wrażenie, że co do tak postawionego celu wychowania wszyscy się w ZHR zgadzamy. Przynajmniej w sferze deklaracji ideowych. A może się mylę? Jeśli się przeczyta takie oto zdanie wypowiedziane przez harcmistrza: „szczerze mówiąc najlepiej w ogóle nie krytykować demokratycznie wybranej władzy w organizacji społecznej”, to chyba  można uznać tę moją wątpliwość za uzasadnioną. Mam jednak przekonanie i nadzieję, którym często daję wyraz w swoich publikacjach, że zacytowana wypowiedź ilustruje istniejący naszym Związku konflikt nie w sferze ideowej ale metodycznej czyli odnoszącej się do tego w jaki sposób mamy nasze cele wychowania osiągać.

No bo wróćmy do teorii wychowania harcerskiego. Jednym ze zdefiniowanych obszarów sporu toczącego się w ZHR jest to czy jak chcieli Aleksander Kamiński i Ewa Grodecka wychowanie to ma mieć charakter pośredni czy też bezpośredni za czym optowali instruktorzy nurtu endeckiego. Wiem, że przeniosłem proste pytania w sferę wysoce teoretyczną. Ale to właśnie ta kwestia jest odzwierciedleniem najbardziej jaskrawych różnic w pojmowaniu metody harcerskiej jaka udało się obecnie zdefiniować. Poprzednia Rada Naczelna, uchwalając całkiem dobry dokument określający cele wychowania ZHR natchnęła się na te różnice zdań i miała poważny problem z uzgodnieniem stanowisk.    

W czym jest różnica? Wychowanie pośrednie polega na tym, że staramy się jak najmniej mówić z wychowankami o ideałach i celach wychowania, za to stawiać ich bez przerwy w najróżniejszych sytuacjach, z których sami czerpać będą doświadczenie i mądrość życiową. Wykreowane sytuacje mają sprzyjać podejmowaniu przez harcerzy dobrych decyzji, które kształtować będą ich przyszłe postawy życiowe. Rolą instruktora i rolą harcerstwa jest te sytuacje stwarzać, bardzo dyskretnie pomóc w dokonywaniu dobrych wyborów i wyciąganiu wniosków nawet jeśli wybór okazał się zły. Popularnymi hasłami, które każdy z nas zna, a które wynikają wprost z pośredniości wychowania jest np. wychowanie do służby poprzez służbę, do czynu przez czyn. W wychowaniu pośrednim program działania jest tak na prawdę ciągiem sytuacji wychowawczych, które harcerstwo aranżuje by w ten sposób oddziaływać wychowawczo na młodzież. Obok środków programowych są też środki metodyczne stwarzające odpowiednie zachęty, atmosferę i środowisko wychowawcze.  Jednym z tych środków jest grupa formalna czyli organizacja.

Natomiast wychowanie bezpośrednie opiera się na przekazie werbalnym; upominaniu, przypominaniu, napominaniu, zalecaniu, apelowaniu, wykładach, rekolekcjach i kazaniach, a więc na odwoływaniu się do ideałów i celów wychowania.  Tu program ma znaczenie drugorzędne. Służy tylko temu aby harcerze fajnie się bawili i dzięki temu byli podatni na perswazje wychowawców, którzy im tą fajną zabawę fundują.

A co ma ten wykład do pytania czy wolno w harcerstwie krytykować władzę czy nie?
Ma i to dużo. Bo jeśli przyjmiemy punkt widzenia zwolenników oddziaływania bezpośredniego, to dla skuteczności wychowania  - absolutnie nie wolno. Wychowanie odbywa się na zasadzie pouczeń, apeli i tym podobnych werbalnych przekazów instruktażowych jak harcerz w przyszłości powinien postępować. O sile tych perswazji stanowi autorytet tego kto je formułuje. W ten sposób możemy, nie zależnie od tego jak działa organizacja harcerska, napominać wychowanka by w dorosłym życiu szanował wolność słowa, cierpliwie znosił krytykę, uczciwie argumentował swoje racje itp. Skoro otoczenie organizacyjne nie ma znaczenia dla jakości wychowania to dla pragmatyki działania organizacji znacznie łatwiej jest przyjąć wzorce wojskowe. W ten sposób łatwiej nią zarządzać i w ogóle wykonywać jakiekolwiek zadania. Nie jest przypadkiem, że środowiska instruktorskie opowiadające się za większym udziałem oddziaływań bezpośrednich, równocześnie akcentują wodzowski (nawet paramilitarny) charakter harcerstwa i ochoczo szachują adwersarzy 7 punktem Prawa Harcerskiego.  

Natomiast jeśli przyjmiemy punkt widzenia wynikający z tradycji harcerskiej i skautowej czyli wychowania pośredniego, to wtedy zdamy sobie sprawę, że organizacja też jest środkiem oddziaływania. A jeżeli tak, to nie jest obojętne jakie panują w niej standardy i wzorce postępowania.  Jeśli ma to być organizacja wodzowska o cechach dyscypliny wojskowej to pragmatyka takiej organizacji będzie prowadzić do przyjmowania wzorców postępowania przydatnych w społeczeństwie typu koszarowego (Związek Sowiecki, Trzecia Rzesza, PRL, Kuba, Korea Północna) . Jeśli zaś chcemy aby przy pomocy tego środka wychowywać obywateli państwa demokratycznego, to musimy tak ukształtować organizację by spełniała standardy demokratyczne, zapewniała pełną kontrolę władzy, jej trójpodział, prawo do niczym nie skrępowanej dyskusji, wolność słowa, niezależne media, itd. Wtedy same warunki życia organizacyjnego będą dostarczać pożądanych doświadczeń i nauki poruszania się w demokracji. I znów nie jest przypadkiem, że za takim ZHR opowiadają się instruktorzy zakochani w tradycyjnej metodzie harcerskiej ceniący sobie wartości jakie legły u początków naszej organizacji. 

Oczywiście demokracja musi mieć swoje ograniczenia, bo inaczej prowadziłaby do anarchii i deprawacji. Ograniczeniem dla demokracji harcerskiej ma być prawo państwowe i Prawo Harcerskie. Ale Prawo Harcerskie nie zamiast prawa państwowego tylko Prawo Harcerskie jako dobrowolnie przyjęte na siebie zobowiązanie służące podniesieniu standardów życia harcerskiego w stosunku do standardów obowiązujących wszystkich pozostałych obywateli Rzeczypospolitej. Harcerstwo nie może więc być oazą bezprawia w sensie prawa państwowego. Przede wszystkim musi przestrzegać standardów państwa prawa obowiązujących w demokracji w tym także tych jakie wynikają z ustawy o stowarzyszeniach, a dopiero na tym fundamencie budować dodatkowe piętra wewnętrznych wymagań. Nigdy nie mogą być one sprzeczne z prawem państwowym i zasadami współżycia społecznego obowiązującymi w demokratycznej Rzeczypospolitej. Powoływanie się na Prawo Harcerskie w tym celu aby zakwestionować standardy demokratycznego państwa prawa uważam za poważne i niebezpieczne nadużycie. No chyba, że przyjmiemy, tak jak musiało to zrobić moje pokolenie w PRL, że żyjemy w państwie, którego praw nie uznajemy. Proszę mi wybaczyć, ale mam na ten temat dość kategoryczne zdanie. Uważam, że dla instruktorów, którzy wychodziliby z takiego założenia nie ma miejsca w ZHR, a droga na Kubę stoi otworem.  

Spróbujmy sobie wyobrazić jakie efekty wychowania być może odnosilibyśmy gdyby nasza organizacja ukształtowana została  według poglądów harcmistrza Macieja Sady i utytułowanych wodzów z wypowiedzi których czerpie on swoje inspiracje.

Prasa harcerska i fora internetowe objęte są cenzurą, jeśli nawet nie instytucjonalną ( a przecież taką do niedawna mieliśmy w ZHR) to wewnętrzną, wynikająca z zastraszenia. Wypowiesz się w jakiejś drażliwej kwestii, którą władze uznają za niewygodną dla siebie – nagana, zawieszenie, skreślenie. Wystarczy kilka odstraszających przykładów by przepływ myśli zatrzymać albo skierować do podziemia. Chcesz wyrazić swoją opinię o działalności władz - możesz ale tylko jeśli jest to pean pochwalny na cześć tego czy tamtego wodza albo i całego „kolektywu kierowniczego”. Władza harcerska żyje sobie pod kloszem chroniącym ją przed dopływem opinii z zewnątrz. Nie musi się nimi przejmować. Robi co chce, mając świadomość, że niewygodnych krytyków można się łatwo pozbyć. I tak życie płynie miło i wygodnie. A potem taki wyjęty z pod klosza komendant chorągwi zostaje dajmy na to burmistrzem. I co się wtedy dzieje? Jak wygląda jego zetknięcie z rzeczywistością demokratyczną? Też będzie próbował usuwać „stawiających” się pracowników, zamykać lokalne pisemka, które nieświadome nowo obowiązujących standardów, coś tam skrytykują.  Jak sądzicie drodzy czytelnicy?

Czy mamy więc prawo siedzieć cicho tylko dlatego, że poglądy z którymi się nie zgadzamy głoszą instruktorzy, których nazwisko poprzedzone jest obowiązkowo czterema tytułami?  Czy też mamy prawo i obowiązek artykułować własne przekonania? Czy niezależna prasa harcerska to ptak, który własne gniazdo kala, czy może niezbędny element życia i wychowania harcerskiego? Takie postawmy sobie pytania? 

Ja postawiłem je sobie dawno temu i znalazłem swoją własną odpowiedź. Minęło od tego czasu 30 lat. Wiele się w tym czasie wokół nas zmieniło.  Czy nie dlatego, że znalazło się wielu którzy konsekwentnie wcielali w życie swoje poglądy na kształt państwa polskiego i kształt harcerstwa, które ma dostarczać Rzeczpospolitej wartościowych obywateli? 
 
hm. Marek Gajdziński
Obecnie komendant kursu Jakobstaf i członek redakcji Pobudki. Związany "od urodzenia" z 16WDH im. Zawiszy Czarnego. W Szesnastce był drużynowym i szczepowym (1977-1987). Inicjator powołania Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej (1979),  Członek KIHAM (1980-1982), Założyciel Polskiego Bractwa Skautowego (1987), Vice Naczelnik Ruchu (1987), Vice Naczelnik ZHR d/s harcerstwa męskiego (1989-1990), Współzałożyciel i pierwszy Komendant Główny HOPR (2002-2004), Komendant Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy (2004-2006).
Prywatnie; informatyk, przedsiębiorca, żonaty, dwoje dzieci.