phm. Wojciech Hoser

Od kilku lat coraz bardziej upowszechnia się zjawisko "mieszkania ze sobą" przed ślubem, które coraz częściej zmienia się w "mieszkanie ze sobą" bez ślubu. Ponieważ harcerstwo nie działa w próżni problem ten dotyka też instruktorów i instruktorki ZHR-u. Prawo harcerskie mówi wyraźnie, że harcerz jest czysty w myśli, mowie i uczynkach, a przykład własny zobowiązuje, ale życie często toczy się własnymi torami. Dlaczego? Moim zdaniem problem tkwi między innymi w daleko posuniętej ignorancji młodych kobiet w zakresie niezwykle prostego męskiego sposobu myślenia. Właśnie dlatego napisałem list do młodszej siostry, której biologicznie nigdy nie miałem. Może choć trochę pomoże on młodym instruktorkom uchronić się od życiowego błędu na samym starcie dorosłego życia?

Droga Aniu,

Piszesz mi, że chcecie z Piotrem zamieszkać razem, bo w przyszłości chcielibyście się pobrać. Twierdzisz, że nie ma w tym nic złego, zresztą ponoć teraz wszyscy tak robią.

Pozwól, że zacznę od starego żartu. W mrocznych czasach komunizmu, do małej góralskiej wioski przybył prelegent z jedynej słusznej wówczas partii i wygłosił do zgromadzonych górali płomienne przemówienie, którego myślą przewodnią była teza, że należy iść z prądem, nadążając za współczesnością. Po zakończeniu prelekcji partyjny działacz zwrócił się do górali z pytaniem o ich opinie na omawiany temat. Podniósł się wtedy stary baca i powiedział tak: "Panocku, na polityce to ja się nie wyznaje, ale wim, ze z prądem to i byle gówno płynie, a pod prąd ino ślachetna ryba". Zawsze  przypominam sobie ten dowcip z bardzo długą brodą, gdy ktoś podaje argument, że teraz wszyscy tak robią. Jeśli to Cię nie przekonuje, to mogę Cię jeszcze zapewnić, że ja  ze swoją żoną przed ślubem, ani nie mieszkałem, ani nie współżyłem.  Zatem twierdzenie, że teraz wszyscy tak robią jest choćby przez ten jeden fakt fałszywe.

Zastanawiam się też, czy prawdą jest, że oboje chcecie zamieszkać razem przed ślubem. Z mojego niezbyt wielkiego życiowego doświadczenia wynika, że niezależnie od werbalnych deklaracji z reguły to mężczyzna się do ślubu nie garnie, a kobieta zazwyczaj wręcz przeciwnie.  Żeby sobie uczciwie te Wasze chęci wyjaśnić, pomyśl sobie co byś odpowiedziała gdyby tak ten Twój ukochany rzucił się przed Tobą na kolana, bukiet czerwonych róż wyciągnął przed siebie i powiedział, że on bez żadnych prób wie, że chce z Tobą jedyną spędzić resztę życia. Zgodziłabyś się??? Skoro on jednak na kolana się nie rzuca i bukietem kwiatów nie macha, tylko proponuje zamieszkanie razem na próbę, cóż robić. 

Z przykrością odwołam się tu do feministycznej teorii, iż mężczyźni to duże dzieci. Teoria ta choć krzywdząca ma w sobie ziarenko prawdy - mężczyźni podobnie jak małe dzieci  myślą logicznie i szybko się uczą. Otóż statystyczny mały Jasio nie widzi potrzeby mycia rąk przed jedzeniem i woli zjeść deser niż obiad. W tej sytuacji mamy małych Jasiów wprowadzają, nie bez oporów swych ukochanych synków, ten sam prosty schemat. Najpierw myjemy rączki, potem jemy obiad, a na końcu jest deser. Z dużymi Jasiami jest bardzo podobnie, na przestrzeni lat wypracowano podobnie prosty schemat. Najpierw są zaręczyny, potem jest ślub, a na końcu wspólne mieszkanie i spanie. Z wielu podobieństw tych dwóch sytuacji pragnę zwrócić Ci uwagę na niezwykle istotną sprawę. Zarówno w postępowaniu z małymi Jasiami jak i z dużymi niezbędna jest żelazna wręcz konsekwencja w przestrzeganiu schematu. Bo jeśli raz dasz Jasiowi lody przed obiadem, czy umyciem rączek, to on już będzie wiedział, że jak dobrze mamę podejść to może mieć tylko to na co ma ochotę bez zbędnego balastu. 

Myślisz sobie zapewne, że mamie małego Jasia jest łatwiej niż dziewczynie dużego Jasia. Przecież mały Jaś do innej mamusi nie pójdzie, a duży Jaś dziewczynę może zmienić. Masz rację, musisz jednak wiedzieć, że ogromna większość facetów to ludzie ambitni. Jak takiemu na kimś lub na czymś naprawdę zależy, to nie tak łatwo go zniechęcić. Chyba w każdym mężczyźnie jest coś z tego wyśnionego rycerza na białym koniu, co to i ze smokiem by się zmierzył i po złote runo wybrał byle tylko zdobyć rękę swej wybranki. Trzeba tylko dać szansę aby tego rycerza ów mężczyzna w sobie odnalazł.

Mężczyzn powołanych do małżeństwa można zatem w pewnym uproszczeniu podzielić na tych co w sobie tego rycerza już odnaleźli i tych którym jeszcze trzeba w tym pomóc. Ci drudzy w obronie przed schematem zaręczyny - ślub - wspólne mieszkanie i spanie wymyślili wiele obłudnych argumentów, które tłumaczą przed nimi samymi własne lenistwo w pracy nad sobą.  Skoro  Piotr chce zamieszkać z Tobą przed ślubem, mogę przypuszczać, że zalicza się do tej drugiej grupy. Pozwolę sobie zatem opisać, droga siostro dwa najczęściej moim zdaniem funkcjonujące argumenty.

Słyszy się czasami, że chłopak, kiedy natrafia na opór dziewczyny, żąda od niej dowodu miłości. Ten argument jest tak absurdalny, że musi bywać skuteczny. W istocie swojej to zwykłe odwrócenie kota ogonem, bo w naszym kręgu cywilizacyjnym, to mężczyzna musi udowadniać swoją miłość kobiecie, a nie na odwrót. To kobieta powinna żądać od mężczyzny dowodów miłości, chociażby umiejętności  zapanowania nad sobą i poczekania z seksem do ślubu. Zatem dowodem miłości jest nie to, że ona się z nim prześpi tylko, że on będzie walczył o zachowanie czystości przed ślubem.

Często z różnych stron słyszy się głosy, że trzeba się, ze sobą przed ślubem przespać, żeby się dopasować, czy też sprawdzić. Droga siostrzyczko uwierz  mi, że tam nie ma czego sprawdzać, to system z samej definicji zunifikowany. Tam wszystko do siebie pasuje! Jeśli nie chcesz wierzyć mi, z moim jednostkowym doświadczeniem to zajrzyj do encyklopedii pod hasło gatunek. Gatunek, to grupa osobników podobnych do siebie i swobodnie krzyżujących się ze sobą. Zatem jeśli Piotr nie jest orangutanem lub tchórzofretką, wszelkie obawy pozbawione są sensu. Gdyby jednak nalegał, na konieczność sprawdzania, uświadom mu proszę, że główka dziecka podczas porodu ma średnicę 10 centymetrów.  To powinno dać mu do myślenia. Zapewne powiesz, że trywializuje i sprowadzam skomplikowaną sprawę przeżywania współżycia do rozmiaru organów płciowych.  Pewnie trochę tak, jednak właśnie dlatego, że sprawy przeżywania współżycia są tak skomplikowane argument o sprawdzeniu się czy dopasowaniu jest całkowicie chybiony.

Ty i Piotr  to nie dwa puzzle wyciągnięte losowo z pudełka, które wystarczy spróbować połączyć  aby  stwierdzić czy do siebie pasują. Każde z Was ma swój temperament, zmieniające się wraz z upływem lat fantazje i potrzeby, lepsze i gorsze dni. Małżeństwo nie polega na konsumowaniu efektów długoletnich doświadczeń przeprowadzonych na reprezentatywnej próbie osobników przeciwnej płci tylko na wspólnym budowaniu rodziny. Dotyczy to także sfery płciowej, gdzie w małżeństwie wspólnie buduje się coraz lepsze i pełniejsze relacje. Nie ma zatem co marnować czasu na próbowanie, tylko trzeba odważnie zabrać się za wspólne budowanie rodziny w małżeństwie!
Pozwól Aniu, że na koniec wrócę jeszcze do przykładu z Jasiem i myciem rączek przed obiadem. Wiesz dlaczego mamy małych Jasiów każą im myć ręce przed jedzeniem i dają im deser dopiero po zjedzeniu obiadu? Odpowiedź jest prosta - z miłości. Mamy pragną aby ich synowie  prawidłowo rośli i rozwijali się, a do tego potrzeba pełnowartościowych posiłków. Nie wystarczy jedzenie ciastek i lodów. Dbają aby ich pociechy nie rozchorowały się i dlatego każą im myć ręce przed jedzeniem. Prawdziwa miłość jest wymagająca, pragnie prawdziwego dobra drugiej osoby, a nie spełniania chwilowych zachcianek. Zatem jeśli kochasz Piotra proszę Cię wymagaj od Niego, pomóż mu wzrastać i rozwijać się, to dobra inwestycja w Waszą wspólną przyszłość!

Twój starszy brat.

phm. Wojciech Hoser HR
W ZHR od 1991 roku. Drużynowy wędrowniczy (1996-1998). Komendant Szczepu 80 Warszawskich Drużyn Harcerskich im. Bolesława Chrobrego (1999-2002). Związany z warszawskim środowiskiem instruktorów "Centrum" i organizowanymi przez to środowisko kursami kształceniowymi "Wyprawa" i "Wianami". Współtwórca niezależnego czasopisma harcerskiego "Zielony Świerszczyk". Obecnie w głebokiej rezerwie. Prywatnie mąż Magdy, ojciec Basi, prowadzi rodzinną szkółkę drzew ozdobnych.