pwd. Kasia Kozłowska 

W poprzednim artykule ledwie wspomniałam o konieczności motywowania instruktorów do pracy. Wydaje mi się, że to interesujący problem, który, w dodatku, często jest pomijany i zapominany. Dlatego uznałam, że warto rozwinąć moje rozważania na ten temat.

Na początek trzeba zadać sobie pytanie, co nas motywuje do pracy instruktorskiej. Na pewno taką rzeczą są sukcesy. Pochwała hufcowej, wygrana gra, zdobycie miana Złotej Koniczynki przez prowadzoną przez siebie drużynę - to na pewno „daje kopa". No dobrze, ale co wspólnego mają z tym nasi przełożeni? Przecież to nie od nich zależy czy jakiejś drużynie powiedzie się na jakimś tam biegu. Oczywiście, że nie. Ale to w ich gestii leży organizowanie rywalizacji. Ważne by ją mądrze przeprowadzić, tak by nie była to walka o śmierć i życie, ale zdrowa konkurencja, która zachęca do nieustannej pracy.

Pomysły innych instruktorów oraz wymiana poglądów z nimi to kolejna rzecz, która napędza do działania. Uważam, że tego jest cały czas za mało. Po odbyciu kursu metodycznego, a rok później przewodnikowskiego nie miałam już później wiele okazji do szerszej wymiany doświadczeń. Być może to po części moja wina, ponieważ nie szukałam jakoś szczególnie zawzięcie tego kontaktu, ale z drugiej strony zawalona ogromem obowiązków (chyba jak każda drużynowa;)) nie bardzo mam czas organizować jeszcze coś dodatkowego. W tym miejscu na pewno chętnie widziałabym inicjatywę starszych druhen i druhów.

Ważne jest również to, aby bezpośredni przełożony interesował się naszą pracą. By na bieżąco znał nasze plany i problemy. Takie rozmowy dają poczucie, że nie jest się samemu, że nawet jeżeli pojawią się przeszkody, to jest osoba, która ma więcej doświadczenia i na pewno w koniecznej sytuacji pomoże. Niezwykle cenny jest ten komfort psychiczny, że nie cała odpowiedzialność jest na naszych barkach. Najlepiej jeszcze, gdy nasz przełożony ma jakąś „wizję", pomysł i potrafi nas tym zarazić.

Myślę, że spokojnie można założyć, że każdy instruktor czy instruktorka to osoba ambitna i lubiąca stawiać przed sobą wyzwania. Inaczej nie nosilibyśmy podkładek pod naszymi krzyżami. Z tego powodu możliwość rozwoju jest kluczowa w procesie motywowania. Właściwe prowadzenie stopni przez odpowiednich opiekunów, pokazywanie możliwości podnoszenia swoich kwalifikacji, wysyłanie na kolejne kursy - to tylko kilka z licznych sposobów by zmobilizować instruktora do pracy.

Ostatnim, ale nie najmniej ważnym, czynnikiem motywującym, o którym chcę napisać są kontakty towarzyskie w środowisku. Kiedy wokół panuje przyjazna i przyjacielska atmosfera wszyscy chętniej wykonują swoje obowiązki i wzajemnie napędzają się do tworzenia i organizowania. Dlatego warto pamiętać o integracji, która może wydawać się oklepana, zważając na to, jak często pojawia się w planach poszczególnych jednostek na wszystkich szczeblach organizacyjnych, ale nie znaczy to, że nie trzeba jej praktykować.

 

Jest jeszcze kilka rzeczy, które zdecydowanie demotywują. Zdecydowanie jest to nagromadzenie, czasem niepotrzebnych, formalności. Może czas pomyśleć o uproszczeniu pewnych procedur? Również fakt niezrozumienia polecenia lub decyzji swojego przełożonego nie mobilizuje do działania. Wiadomo, że ciężko robić to, z czym się nie zgadzamy, a przecież w takim wypadku wystarczy zwykła rozmowa. Najważniejsze jest jednak by nie zmuszać. Nie kazać na siłę otwierać stopnia, nie pchać na kurs, na który ktoś nie ma ochoty pojechać. Naprawdę są subtelniejsze, a przede wszystkim skuteczniejsze metody.

Na koniec jeszcze taki mały apel. Traktujmy motywowanie instruktorów jako konieczność! Niech każdy hufiec, każda chorągiew ułoży konkretny plan jak zachęcić ich do działania. Wierzę, że wielu z tych ludzi wystarczy tylko delikatnie natchnąć, a potem wszystko potoczy się już łatwiej powodując efekt lawiny - jedni będą motywować drugich. Proszę, nie zaniedbujmy tego!

 

A co Was motywuje?

 

Za rozmowę na temat motywacji dziękuję mojemu przyjacielowi pwd. Kafce. Dzięki Krzysiu!


pwd. Kasia „Kate" Kozłowska, Pomorska Chorągiew Harcerek