hm. Marek Gajdziński 

Mamy dziś w ZHR ok. 14 tysięcy zuchen, zuchów, harcerek, harcerzy, wędrowniczek, wędrowników oraz instruktorek i instruktorów. To śmieszne mało zwłaszcza gdy się na to spojrzy poprzez pryzmat misji jaką na siebie przyjęliśmy. Chcemy wychowywać polską młodzież i tą drogą dążyć do naprawy zbiorowego charakteru Polaków. Nasza misja może się powieść gdy społeczeństwo zostanie nasycone odpowiednio dużą ilością dobrze wychowanych i aktywnych jednostek.  W rzeczywistości nasz wpływ jest śladowy. W wieku od 8 do 18 lat, znajduje się ok. 3 milionów dzieci i młodzieży. My swoim oddziaływaniem obejmujemy zaledwie pół procenta tej populacji.

Można też zadać sobie pytanie, jaka jest jakość tego oddziaływania. Ile z tych dziewcząt i chłopców, którzy obecnie noszą mundury ZHR, rzeczywiście udaje nam się wychować. W jakim stopniu potrafimy wpływać na ich przyszłe życiowe i obywatelskie postawy. Większość z nich traktuje harcerstwo jak tramwaj - przejedzie jeden, dwa przystanki i wysiada. Myślę, że wykażę się sporym optymizmem jeśli oszacuję, że realne efekty wychowawcze osiągamy w odniesieniu do co najwyżej 20% młodzieży jaka "przewija się"  przez ZHR.

Sądzę, że jest to wyłącznie nasza wina. Gdzieś w połowie lat dziewięćdziesiątych wygasł zapał jaki towarzyszył tworzeniu się ZHR. Od kilku lat, zwłaszcza w Organizacji Harcerzy, panuje kompletny marazm i zastój. Sami się zmarginalizowaliśmy, brnąc w ślepy zaułek za krzykliwymi, ideologicznymi fanatykami i politykierami.

Sądzę, że dziś mało kto jeszcze wierzy, że ZHR i Harcerstwo może odbudować swój wpływ na polską młodzież. Trwamy w jakimś chocholim tańcu. Brak nam wiary, brak zapału, brak pomysłu jak to zmienić. Kręcimy się w kółko udając, że jeszcze nam na czymś zależy. Ale w gruncie rzeczy pogodziliśmy się z tą zapaścią. Szukamy jakiś pokrętnych uzasadnień tego stanu rzeczy. Od jakiegoś czasu mówimy o sobie, że jesteśmy organizacją niszową, że nie zależy nam na ilości tylko na jakości wychowanków - tak jakbyśmy rzeczywiście, w sposób zauważalny podnieśli jakość naszego oddziaływania. Oszukujemy się! To wygodny wykręt. Po prostu, jakość trudniej jest zmierzyć niż ilość. Ale gołym okiem widać, że jakość pracy naszych drużyn  jest coraz niższa. Brak nam odwagi by spojrzeć prawdzie w oczy. Szukamy jakiś erzaców w postaci budowy wizerunku zewnętrznego i działań marketingowych. Chcemy już tylko przetrwać, czekając aż wydarzy się jakiś cud, który ponownie wtłoczy w nasze szeregi setki tysięcy, żądnej harcerstwa młodzieży. Wiemy dobrze o jaki cud chodzi. I nie daj Panie Boże by on nastąpił!  Polska nie potrzebuje kataklizmów, które by sprzyjały odrodzeniu się harcerstwa. Polska potrzebuje spokoju, rzetelnej i systematycznej pracy. A my jak widać, nie umieliśmy się w tych normalnych czasach odnaleźć. 

Czy zatem to już koniec harcerstwa? Czy z roku na rok będzie coraz gorzej?
Tak! To już koniec! O ile coś się nie zmieni!

Kto nie wierzy, że Harcerstwo jako system wychowania młodzieży jest Polsce potrzebne i że potrafi skutecznie pełnić swoją misję, kto chce dalej tylko udawać obnosząc się w chwale dawnej świetności ruchu, ten niech odłoży dalszą lekturę, niech powiesi mundur na kołku, a odznaki na słomianej makatce przy łóżku.

Zwracam się do Was, którzy macie już tego dość. Do Was, którzy tak jak ja chcecie odrodzenia harcerstwa, ale nie w sferze ideowych deklaracji, bo to się dokonało 18 lat temu, tylko we wszystkich  polskich szkołach i parafiach, na podwórkach, na wioskach, w każdej polskiej gminie i powiecie. Zwracam się do Was, którzy macie dość intelektualnej i cywilnej odwagi by spojrzeć prawdzie w oczy i dokonać koniecznych zmian w praktyce naszego działania. Zwracam się do Was, którzy macie jeszcze zapał i gotowi jesteście pełnić swoją służbę nie szczędząc czasu i sił.

Teraz albo nigdy!

Na zbiórce hacmistrzyń i harcmistrzów rzuciłem hasło by przestać myśleć o Związku w kategoriach 14-tu tysięcy harcerzy. ZHR będzie skutecznie pełnił swoją misję dopiero wtedy gdy w naszych szeregach będzie....

14 tysięcy drużynowych!

A każdy z nich będzie miał realny, wychowawczy wpływ na 30 dziewcząt lub chłopców.

To nie jest mrzonka. Jeśli zechcemy, osiągniemy ten stan w ciągu kilkunastu następnych lat. Musimy tylko podporządkować wszystkie obszary naszych działań jednemu priorytetowi - realizacji naszej misji. Musimy to zrobić konsekwentnie bez żadnych kompromisów, które by kierowały nasz wysiłek na boczne tory. Gdy skoncentrujemy się na naszym podstawowym zadaniu  - czyli na wychowaniu harcerek i harcerzy w drużynach i gdy z żelazną konsekwencją, poświecimy całą naszą uwagę tylko i wyłącznie temu zadaniu, harcerstwo rozkwitnie tak jak 100 lat temu. Nie ma lepszej promocji jak dobrze działające drużyny, jak zaangażowane, całym życiem dziewczęta i chłopcy i jak zadowoleni i wdzięczni rodzice. Czego zatem potrzebujemy by tak się stało?

Potrzebujemy drużynowych odznaczających się mistrzostwem w stosowaniu harcerskiego sytemu wychowania. Drużynowych potrafiących porwać za sobą młodzież. Drużynowych doskonale zmotywowanych. Potrzebujemy organizacji, której wszystkie siły skierowane są na kształcenie takich właśnie mistrzów stosowania metody. Organizacji, w której każda komórka żyje tylko jednym zadaniem - służyć drużynowym, pomagać im w rozwiązywaniu istniejących problemów i wspierać ich wysiłki. Tylko tyle. Nic więcej!

Ktoś powie! To nic nowego. Ten przepis znany jest od 100 lat. Tak, to prawda. Tylko, że my nie chcieliśmy go stosować? I dlatego mamy to co mamy. A więc wróćmy do źródeł. Wróćmy do tego pomysłu na skauting, który z garstki chłopców z wyspy Brownsee  uczynił światowy, wielomilionowy ruch młodzieży żyjącej wartościowym życiem i ogarniętej pasją szerzenia swoich ideałów.

Co konkretnie musimy zmienić w naszym Związku by wejść na drogę żywiołowego rozwoju?
Postaram się wymienić te obszary, które wymagają najgłębszych zmian.

  1. Dobry drużynowy powinien być najbardziej szanowanym, najważniejszym i mającym najwięcej do powiedzenia instruktorem w Związku.
  2. Wszystkie struktury organizacji powinny mieć jeden tylko cel - wpierać drużynowych w ich pracy we wszystkich wymiarach: kształceniowym, metodycznym, programowym, finansowym, organizacyjnym.
  3. System kształcenia i system zdobywania stopni instruktorskich powinien być ukierunkowany na mistrzostwo w prowadzeniu drużyny. Jego celem powinni być harcmistrzowie prowadzący doskonałe drużyny.
  4. Na czele wszystkich struktur organizacji od hufcowego po przewodniczącego powinni stać instruktorzy o wysokim morale, doskonali metodycy, cieszący się autentycznym autorytetem i zaufaniem drużynowych, rozumiejący ich potrzeby i problemy.  
  5. Narzędzia metodyczne, którymi posługują się drużynowi powinny być łatwe w stosowaniu i jednocześnie skonstruowane tak aby młodzież paliła się do zdobywania stopni i sprawności.
  6. Musimy skończyć ze sztampą programową. Te gatunki ryb, które obecnie pływają w wodzie nie reagują już na przynęty z przed 3/4 wieku. Potrzebujemy harcmistrzów, którzy na co dzień żyją z wędką w ręku i każdym swoim nerwem czują - co dziś jest odpowiednią przynętą - harcmistrzów drużynowych, a nie urzędników. 

Tylko atmosfera ukształtowana przez powyższe czynniki może przywrócić właściwe znaczenie i pozycję drużynowego w Związku. Jak długo "za linią różne dekowniki, intendentura, inne umrzyki", co to "gotują zupę i czarną kawę i tym sposobem walczą za sprawę" cieszyć się będą większym prestiżem niż drużynowi, jak długo synonimem awansu będzie praca w hufcu, chorągwi czy głównej kwaterze, tak długo instruktorzy nie będą mieć motywacji by prowadzić drużyny. 

Gdy w ZHR zapanuje atmosfera najwyższego szacunku dla pracy drużynowego, gdy to jego praca będzie najważniejsza, gdy to on będzie miał najwięcej do powiedzenia, gdy szczytem marzeń stanie się mistrzowskie prowadzenie drużyny, a jej poziom źródłem najwyższej satysfakcji - wtedy zaczniemy mieć dobrych drużynowych. Z roku na rok coraz więcej i więcej.

Ile czasu może trwać reforma Związku, tak by stworzyć mechanizmy sprzyjające tej atmosferze. Góra pół roku! To zależy tylko od naszej determinacji. Zwłaszcza, że zbliża się Zjazd, a więc dobra okazja do poważnych decyzji.  Efekty nowego systemu kształcenia i nowych stopni instruktorskich, nowe nastawienie i wysokie metodyczne kompetencje członków władz, mogą zaowocować podniesieniem poziomu instruktorskiego drużynowych w już ciągu dwóch, trzech lat.  Gdy każda dobra drużyna stanie się "kompanią kadrową", gdy każdy zastęp stanie się przyszłym zastępem zastępowych, a ich zastępowy kandydatem na przyszłego drużynowego - wtedy dopiero rozpocznie się prawdziwy rozwój.

Jeśli przyjmiemy, że na tak wytyczoną ścieżkę wzrostu wejdzie połowa z istniejących dziś drużyn, a więc około 500, to po czterech latach będzie ich 1500, po kolejnych czterech - 4500 i po kolejnych - 13500. Proces ten powinien doprowadzić do założonych efektów w ciągu najbliższych 18 lat.  To bardzo długo. Ale nie dłużej niż trwało to w II Rzeczypospolitej. Szkoda, że nam się to nie udało. Szkoda, że po 18 latach istnienia ZHR wciąż jesteśmy w punkcie wyjścia. Ale jak mawiają japończycy "każda, nawet najdłuższa droga rozpoczyna się od pierwszego kroku". Nie odkładajmy tego na zaś. Zróbmy ten krok teraz!

Za pół roku, podejmować będziemy decyzje o przyszłości ZHR. Nie zmarnujmy tego czasu.
Już dziś zadajmy sobie pytanie, co i jak trzeba zrobić by zmienić oblicze Związku, tak by ZHR stał się stowarzyszeniem przede wszystkim kompetentnych drużynowych.

Na to właśnie pytanie będziemy starać się odpowiadać na łamach Pobudki, z nadzieją, że pomoże to nam w wypracowaniu najlepszych decyzji.

Zapraszamy do tej dyskusji wszystkich, którym chce się jeszcze chcieć! Piszcie co i jak jeszcze możemy zrobić by nie rozmieniać się na drobne. By jak po sznurku iść do wytyczonego celu.

Niech myśl o 14-tu tysiącach drużynowych, podsyca naszą wyobraźnie, niech dodaje nam odwagi by się ustrzec działań i zmian pozornych. Niech wiara, że to się uda dodaje nam skrzydeł.

Bóg się rodzi! Rodzi się nowa nadzieja. Oby także dla harcerstwa!

Czuwaj!
Marek Gajdziński

hm. Marek Gajdziński
Obecnie komendant kursu Jakobstaf i członek redakcji Pobudki. Związany "od urodzenia" z 16WDH im. Zawiszy Czarnego. W Szesnastce był drużynowym i szczepowym (1977-1987). Inicjator powołania Unii Najstarszych Drużyn Harcerskich Rzeczypospolitej (1979),  Członek KIHAM (1980-1982), Założyciel Polskiego Bractwa Skautowego (1987), Vice Naczelnik Ruchu (1987), Vice Naczelnik ZHR d/s harcerstwa męskiego (1989-1990), Współzałożyciel i pierwszy Komendant Główny HOPR (2002-2004), Komendant Mazowieckiej Chorągwi Harcerzy (2004-2006).
Prywatnie; informatyk, przedsiębiorca, żonaty, dwoje dzieci.