hm. Marek Frąckowiak

W roku 1984, a więc w trzecim roku faktycznie trwającego stanu wojennego, podziemne Niezależne Wydawnictwo Harcerskie opublikowało tekst gawędy Stanisława Broniewskiego „Orszy" o Prawie Harcerskim, wygłoszony w roku 1982 we wrocławskiej katedrze w czasie Tygodnia Kultury Chrześcijańskiej. Gawędy, w której druh „Orsza" uzasadniał dlaczego w harcerstwie powinno obowiązywać Prawo z roku 1932.

Dziś redakcja „Pobudki" postanowiła przypomnieć ten tekst, a do mnie - jako ówczesnego wydawcy - zwróciła się o parę słów wprowadzenia. Trochę się więc rozpisałem.

Rozumiem, że skoro przypomina się dziś tekst, który w tamtym czasie nie tylko służył przybliżeniu spraw harcerstwa słuchaczom postronnym, ale przede wszystkim był głosem w toczącej się w tymże harcerstwie dyskusji pt. „Jakie Prawo?", to znaczy, ze dyskusja nadal trwa lub właśnie się odnawia.

I nie ukrywam, że dziś budzi to we mnie pewne zdziwienie. Dlaczego?

Przypomnijmy sobie, jak w najogólniejszych zarysach wyglądały debaty o Prawie Harcerskim w bliskich nam środowiskach harcerskich - tych pre- i postkihamowskich, w NRH czy w ZHR - i skąd pomysł wydawania wówczas, w roku 1984, tekstu „Orszy" (pomogę sobie fragmentami przedmowy z tamtego wydania).
Nikogo chyba nie trzeba przekonywać, jak ważny jest temat dyskusji. Prawo i Przyrzeczenie  to najważniejsze dokumenty harcerskie. One określają jakim ma być harcerz, jakim ma być człowiek przez harcerstwo wychowany. Nic więc dziwnego, że o Prawie zawsze wiele dyskutowano, w harcerstwie i poza nim. W dziejach naszego ruchu Prawo zmieniało się wielokrotnie. Wielkość i rodzaj tych zmian bywały rozmaite, a wynikały bądź z chęci ciągłego doskonalenia Prawa, bądź też z chęci dopasowania go do wymagań aktualnie istniejącego systemu politycznego. Znakomitym przykładem tego drugiego rodzaju zmian jest Prawo obowiązujące w ZHP w czasach PRL-u (i nawet dłużej).

Lata po Sierpniu '80 to okres kolejnych, burzliwych nieraz dyskusji o Prawie, to także okres funkcjonowania w harcerstwie kilku jego wersji. W środowiskach najaktywniej dyskutujących nad treścią i kształtem prawa jego wersja „państwowa" została powszechnie odrzucona, pojawiło się jednak kilka koncepcji zastąpienia jej. Porozumienie KIHAM w przesłanym na VII Zjazd ZHP (marzec 1981 r.) projekcie statutu przedstawiło zupełnie nową wersję Prawa, wypracowaną na przełomie lat 1980/81 przez jedną z komisji Porozumienia. Projekt ten został, oczywiście, zignorowany przez ówczesne władze ZHP, a także szybko zapomniany przez KIHAM.

Po tamtym zjeździe sytuacja skomplikowała się jeszcze bardziej. Powstał Niezależny Ruch Harcerski, który za „swój" przyjął tekst Prawa z roku 1947, jako ostatni „autentycznie harcerski", wolny jeszcze od narzuconych później akcentów politycznych (od wersji z r. 1932 tekst ten różnił się nieznacznie, zdaniem władz NRH - korzystnie).

W środowiskach związanych z KIHAM (i w wielu innych) od roku 1981, a zwłaszcza po Jubileuszowym Zlocie Harcerstwa w Krakowie we wrześniu 1981 r., nastąpił renesans Prawa w tradycyjnej wersji z roku 1932, która nieoficjalnie, ale dość powszechnie została przyjęta przez liczne środowiska harcerskie w całym kraju. W wielu zresztą funkcjonowała już dawniej (oczywiście zawsze obowiązywała w ZHP poza granicami Kraju). Pojawiły się także nowe, środowiskowe redakcje Prawa (w jednym z warszawskich szczepów opracowano w czasie obozu własną, 11-punktową wersję Prawa).

Przypominam te dyskusję, żeby choć częściowo zobrazować poszukiwania „najlepszego", „właściwego" tekstu Prawa, jakie prowadziły w tamtych latach środowiska harcerskie. Poszukiwania te nie ustały także gdy powstał ZHR. Pewnie niewielu dzisiejszych instruktorów ZHR-u wie lub pamięta, że jedną z najpoważniejszych dyskusji toczonych w trakcie I zjazdu ZHR w Sopocie była dyskusja o treści Prawa Harcerskiego. Dyskusja, która - chyba skutkiem zmęczenia delegatów - powodowała czasem zapędzenie się w ślepe zaułki, jak choćby wtedy, gdy długo dyskutowano o tym, czy harcerka ma być rycerska, czy może opiekuńcza albo jeszcze inna i jaka[1]. Dość, że pierwotnie przyjęte w ZHR Prawo istotnie różniło się od tego z roku 1932, a ta „tradycyjna" wersja została przyjęta znacznie później.

Dziś mamy sytuację nieco podobną, jak w latach 80-tych - harcerstwo niby jest jedno, ale organizacji kilka i każda ma nieco (lub bardzo) inne Prawo Harcerskie. I podobnie jak wówczas odżywają co jakiś czas dyskusje o potrzebie nowej redakcji Prawa.

Gdy publikowaliśmy (NWH) w roku 1984 gawędę dh. Broniewskiego, naszą intencją, wyraźnie wyartykułowaną wówczas w przedmowie, było podtrzymywanie dyskusji o Prawie, dyskusji w której nie mogło zabraknąć zdania „Orszy", choć wówczas nie bardzo zgadzałem się z jego wnioskami.

Dziś widzę tę sprawę zupełnie inaczej i stąd moje wyrażone na początku zdziwienie obecnymi dyskusjami (w ZHP i ZHR) o zmianach prawa. A to dlatego, że punkt wyjścia do tych dyskusji jest dziś znacząco inny.

Napisałem wyżej, że dawniej wszystkie ważne (złe lub dobre) zmiany Prawa wynikały bądź z sytuacji politycznej, bądź z chęci udoskonalenia Prawa. Ta polityczna, koniunkturalna motywacja, już - mam nadzieję - nie powróci. A owo „udoskonalanie", jedyne jakie ma rację moralną, musi wynikać z chęci wyraźniejszego określenia sylwetki wychowawczej harcerza lub jej zmiany. Tymczasem większość głosów, jakie ostatnio słychać, podnosi konieczność uwspółcześnienia, uczynienia bardziej zrozumiałym języka, którym posługuje się Prawo. Czyli zmiany formy, nie treści.

Zawsze uważałem, ze harcerska metodyka, obrzędowość, tradycje mają wielką wartość (jestem wbrew niektórym pozorom wielkim tradycjonalistą), ale mądry instruktor nie zapomina, że są one jedynie narzędziem w wychowaniu. Narzędziem, którego należy używać z szacunkiem, ale roztropnie, nie bezmyślnie i schematycznie i nie należy się bać koniecznych (acz ostrożnych i przemyślanych) modyfikacji tego narzędzia. To przyzwolenie na modyfikacje ma jednak, moim zdaniem swoje granice i Prawo jest już poza tymi granicami. Prawo bowiem nie jest narzędziem, jest zapisem celu - wzorca ideowego, wychowawczego. Ewentualną dyskusję o treści Prawa rozumiem i dopuszczam jej możliwość, choć nie widzę dziś w niej sensu. A to dlatego, że ten wzór harcerza, wzór człowieka został, moim zdaniem, określony właściwie i kompletnie. A próba jego zapisywania „współczesnym językiem" kojarzy mi się z chęcią zastąpienia np. tarabanów z naszego hymnu kibordem - bo któż z młodych dziś używa albo choćby wie co to takiego taraban? Uważam, ze jeśli dziś instruktor harcerski ma problem z interpretacją Prawa w jego tradycyjnym brzmieniu i pracę z harcerzami utrudniają mu nieco staroświeckie sformułowania, to chyba rzeczywiście powinien zamienić tarabany na kibord i śpiewać hymn jak swego czasu Edyta Górniak. Tyle, że lepiej nie w harcerstwie.

Zresztą po co ja mam wymyślać jakieś zabawne argumenty i przykłady! Najlepiej zrobili to już uczestnicy pewnego kursu drużynowych ZHP formułując „10 HARCERZAŃSKICH YO!" - podanych przez Marabuta w trzynastym numerze „Pobudki". I to jest to! Nic dodać, nic ująć. Sądzę bowiem, że każdy, kto naprawdę „czai fazę z Przyrzeczeniem" poradzi sobie i z „bliźnim", i z „czystością w myśli" i całą resztą „archaicznych" sformułowań Prawa Harcerskiego z roku 1932.

I w ten sposób doszedłem - choć nieco inną drogą - do wniosku takiego samego, jaki formułował w roku 1984 druh „Orsza": w harcerstwie powinno obowiązywać Prawo z roku 1932.

Dlatego z uznaniem przyjąłem uchwałę XXXIV Zjazdu Nadzwyczajnego ZHP w sprawie zmiany Prawa Harcerskiego: „XXXIV Zjazd Nadzwyczajny ZHP stwierdza, że nie należy zmieniać obowiązującego tekstu Prawa Harcerskiego." I choć to akurat, obowiązujące dziś w ZHP Prawo, nadal nie jest wolne od śladów jakie zostawiły w nim próby uwspółcześniania, to jednak ta uchwała stanowi najlepsze podsumowanie prób „nowego zapisania" czy „uwspółcześnienie" Prawa harcerskiego. Tak w ZHP i jak i w ZHR. Po prostu - w harcerstwie.

Marek Frąckowiak

* Opisałem niegdyś ten akurat wątek zjazdowej debaty i jego finał na forum internetowym ZHR-u i nieoczekiwanie wywołałem wówczas skandal obyczajowy, więc teraz nie podaję już żadnych szczegółów.