hm. Paweł Wieczorek KOHUB
 
Felieton naczelnego pisze się na samym końcu, i całe szczęście. Bo robię spogląd numeru i widzę całość. A co widzę tym razem? Oto wyroiły się legiony nowych autorów, młode wilki, a w każdym razie ssaczki, bo raczej w przewadze wilczyce. No i bardzo dobrze! Kiedy przed laty zakładaliśmy POBUDKĘ, uczyniło to grono gadów, co dało zresztą początek tytułowi cyklu moich felietonów. Ja już wtedy mówiłem, żeśmy za starzy na harcerstwo, ale mnie przekonali - wiecie: kto jest za, może odejść od ściany i opuścić ręce. Nie, no coś tam było na rzeczy - doświadczenie, mądrość???, autorytet. Taa...
 
Tylko my wychowywaliśmy się w innych czasach, kiedy każdy harcmistrz po przejściach był dla nas wyrocznią. Może nawet w zarozumiałości swojej próbowaliśmy porównywać nasze „pokolenie KIHAM-ów” do pokolenia „Szarych Szeregów”, a to bzdura totalna. Liczyliśmy, że skupi się wokół nas grono młodych zapaleńców, uruchomimy jakiś „ruch pobudzonych”, coś generalnie zmienimy w ZHR. Guzik z pętelką. Po staremu wygrywali z nami jak chcieli polityczni gracze ze szkoły „źle czy dobrze, byle skutecznie”, balast naszych doświadczeń ciągnął nas na dno. Młodzi nas gremialnie spuszczali z wodą. Jeśli przesadzam, to tylko trochę, starczy spojrzeć na listę autorów, która nie zmieniała się prawie wcale, a jak już, to na jeszcze starszych od nas. A dosyć tego młócenia słomy! Kiedyś, po latach jakiś uczony historyk przyczepi należną łatkę do naszych wysiłków i umieści je gdzieś na czwartej, pod ścianą, zakurzonej półce archiwum harcerstwa, jako klasyczny przykład braku skromności, pomysłu i w rezultacie skuteczności. Tym razem za numer wzięła się trochę z musu Aga i patrzcie – od razu lepiej. Nie trzeba było tak od początku? To idzie młodość, niesie plon, odrzuca plewy upolitycznienia, oglądania się na zetlałe tradycje, nie daje się zwieść próbom mniej lub bardziej zawoalowanego przekupstwa, czczym obietnicom, dzielnie niesie pochodnie służby i poświecenia dla sprawy. A jeśli nie doniesie tam gdzie trzeba, no to najwyżej harcerstwo przejdzie do historii, albo zniknie jako zjawisko masowe, gdzieś tam przetrwa w matecznikach jak jakiś smok wawelski.
 
Panowie ze stopki redakcyjnej – nie czas czekać na jakąś planetoidę co nas zahaczy, oto rzucam hasło: wygińmy sami dla dobra ruchu. Niech tam, odrzucając balast możemy się nawet zapić na śmierć, kto z młodych zwróci na to uwagę, a jak zwróci, to burknie najwyżej przez ramię – a nie mówiliśmy? Wybywamy, koledzy. Cichuteńko, na paluszkach. Po co czekać aż nas wywiozą taczkami na śmietnik harcerskiej historii. Wtedy możemy pociągnąć za sobą POBUDKĘ, całkiem niechcący, przez starczy upór, a chyba jednak szkoda by było. No. Szkoda słów, dość się nagadaliśmy i napsuliśmy wirtualnej przestrzeni, psu na budę. HEJ!
 
KOHUB