phm. Robert "Orzeł" Chalimoniuk 
 
Nie wiem skąd wzięła się moja fascynacja Poniatowskim, być może z zamiłowania do historii. W latach dziecięcych w pokoju na moim łóżkiem wisiał obraz Januarego Suchodolskiego „Śmierć księcia Józefa Poniatowskiego pod Lipskiem". Siłą rzeczy często przypatrywałem się mu przed snem. Zapewne to skłoniło mnie do bliższego zainteresowania się tą postacią.

Z tego Poniatowskiego to był niezły numer. Urodzony w rodzinie hrabiowskiej od dzieciństwa opływał w dostatki i luksusy. Otworem stała przed nim kariera w administracji czy w wojsku.

Bratanek króla, arystokrata nie musiał się o nic martwić. Toteż korzystał z życia do woli. Balował ile wlezie. Ba, balował to mało powiedziane, kręcił takie imprezy, że po dziś dzień przetrwały o tym wspomnienia. „Blacha się bawi" mówili mu współcześni widząc ekscesy skupionej wokół księcia „złotej młodzieży" (blacha - to określenie pałacu przyległego do zamku królewskiego, w którym zamieszkiwał i swawolił książę. Jako nieliczny w owym czasie był kryty blachą - stąd potoczna nazwa). Do legendy przeszedł zakład w którym Książe, już jako generał, umówił się że na paradzie wojskowej, w obecności króla wystąpi nago. Myślicie, że mu się nie udało? A jakże! Dopiął swego. Że za samą obrazę majestatu nie stracił oficerskich epoletów to niemal cud. No, ale z drugiej strony, jak się jest z monarchą skoligacony to i na większą pobłażliwość można liczyć.

 Inna wersja tego wydarzenia mówi, iż zakład dotyczył przejazdu konno przez miasto w stroju Adama. Gdy tylko rozeszła się plotka o planowanym wybryku co sprytniejsi mieszczanie zaczęli wynajmować balkony wzdłuż trasy przejazdu jako miejsca widokowe. A może to był inny zakład? Jak by nie było, miał gość fantazję...

„Prince charmant" nazywały go podkochujące się w przystojnym księciu damy, "Pepi" określał go pobłażliwie król.

Za złe te wybryki mieli Poniatowskiemu polscy patrioci. Oto bowiem hulał i dokazywał w najlepsze, gdy ościenne mocarstwa wpychały Rzeczypospolitą do grobu.

Miewał jednak książę też i chwalebne chwile. Gdy ojczyzna wezwała stanął w obronie kraju i Konstytucji 3 maja. Dzielnie dowodził w bitwie pod Zieleńcami gromiąc moskali. Za swój kunszt i męstwo uhonorowano go najwyższym odznaczeniem wojskowym - krzyżem Virtuti militari. Tak, tak tym samym na bazie którego powstał nasz krzyż harcerski.

Jakiś czas potem w insurekcji kościuszkowskiej zapisał swą niechlubną kartę. Opuścił szańce gotującej się do obrony Warszawy. Ponoć by spotkać się z kochanką... Na linie przybył już w trakcie bitwy.

 Krzywo i z nieufnością patrzyła na niego generalicja. Nie dość że protegowany, to jeszcze lekkoduch. „Ostatni z rodu który jeszcze nie zdradził" mówiono o nim półszeptem po targowicy. Jak wierzyć takiemu wodzowi?

W geniusz strategiczny Poniatowskiego zaufał wkraczający w 1806 na ziemie Polskie Napoleon powierzając mu dowodzenie armii utworzonego zalążka Rzeczypospolitej - Księstwa Warszawskiego. Młodemu wodzowi naczelnemu już wkrótce przyszło dowieść swych umiejętności.

15 kwietnia 1809 roku porucznik Claude Fracois Mallet wręczył księciu akt wypowiedzenia wojny, a w chwile potem 32 tysięczny korpus arcyksięcia Ferdynanda d'Este wkroczył w granice księstwa.

Austriacy zrazu maszerowali ostrożnie, starając się wybadać położenie i liczebność Polaków. Manewry utrudniał im kawaleria Rożnowskiego nieustannymi atakami opóźniając przemarsz jak i sprawiając wrażenie liczebności wojsk polskich. W końcu jednak Austriacy skierowali się na Warszawę z zamiarem zajęcia stolicy.

Na drodze pod Raszynem stanął im Poniatowski.

Przeciw 32 tysiącom i 86 działom mógł wystawić jedynie 12 tysięcy żołnierzy wspartych 39 armatami.

Miejsce do walki wybrał dobre. Podmokłe łąki i stawy sprzyjały obronie. Przekonali się o tym wkrótce Austriacy liczący na łatwe zwycięstwo. Ani bowiem huzarzy palatyńscy, ani kirasjerzy Spetha, ani piechota z brygady gen. Clivarta nie zdołali nawet dotrzeć do polskich pozycji grzęznąc w błocie, a skutecznie rażeni ogniem armat zmuszeni zostali do odwrotu.

Jedyna droga wiodła groblą. Tu też skupił się cały impet nieprzyjaciela. Tą kluczową pozycję Poniatowski obsadził piechotą wzmocnioną kilkoma działami. Wysuniętym batalionem 8 pułku dowodził płk. Cyprian Godebski - weteran legionowy, poeta, wzór cnót, dowódca szalenie lubiany przez żołnierzy.

Pomimo miażdżącej przewagi Polacy mężnie odpierali kolejne ataki. Z czasem jednak liczebna przewaga zaczęła dawać o sobie znać. Osunął się na ziemię wielokrotnie ranny Godebski, utracono armaty. Żołnierze zaczęli się cofać. Zagrożone zostało centrum polskiej formacji.

W krytycznym dla bitwy momencie na miejsce przybył Poniatowski. Zsiadł z konia - co w owych czasach było tyle zadziwiające co niespotykane i podszedł do konającego Godebskiego. Do dziś nie wiadomo co wypowiedział mu w ostatnich słowach pułkownik, choć nietrudno się domyślić z tego co potem się wydarzyło. Poniatowski poderwał leżący na ziemi karabin, stanął w pierwszym szeregu batalionu, krzyknął „Za mną bracia!" i powiódł żołnierzy do kontrataku na bagnety. Austriacy zostali odrzuceni, odbito utracone działa.


Zmienne były losy całodniowej bitwy. Polacy jednak nie ustąpili pola ani nie dali się przemóc. Wstrząśnięty zaciekłością i skutecznością polskiej obrony arcyksiążę Ferdynand rozpoczął negocjacje. Poniatowski z wykrwawioną armią, dodatkowo osłabioną koniecznością odesłania dwutysięcznego oddziału saskiego, zmuszony był odstąpić stolicę. Nierozumiejący wojennej konieczności lud miasta żegnał go kamieniami i wyzwiskami. Znów przyklejono mu łatkę zdrajcy...

Podczas gdy arcyksiążę rozgościł się w Warszawie Poniatowski przeszedł na druga stronę Wisły i rozpoczął ofensywę na Galicję podkopując pozycję arcyksięcia.

Kolejne sukcesy znaczyły szlak pochodu polaków. Zdobyto Sandomierz, Zamość. Lwów. W szeregi armii zaciągały się rzesze ochotników. Wysiłek żołnierzy wzmacniały lokalne powstania.

W całą sprawę wmieszali się Rosjanie. Formalnie sojusznicy Napoleona. Faktycznie jednak cisi sprzymierzeńcy Austriaków. Zaniepokojeni widmem zmartwychwstającej Polski zwodzili Polaków jak mogli.  Tak stało się z Krakowem który skapitulował przed Polakami a po kryjomu przekazany został Rosjanom.

Poniatowski ze spokojem znosił dotychczasowe zatargi, ale tym razem stracił cierpliwość. Wjechał na czele swojego sztabu do miasta, a zastępujących mu drogę dragonów rosyjskich którzy ośmielili się dobyć przeciw niemu szable po prostu... wysadził pięścią z siodła tak że nakryli się nogami. „Nowa to była metoda zdobywania miast" odnotowali kronikarze.

Rozstrzygnięcie wojny przyszło spod Wagram gdzie „bóg wojny" pokonał Austriaków i podyktował warunki pokoju. Na mocy traktatu, ziemie wywalczone krwią polskiego żołnierza przyłączone zostały do księstwa. Zalążek Rzeczypospolitej powiększył się blisko dwukrotnie.

W wyprawie na Rosję, zwanej też II wojną Polską, Bonaparte powierzył Poniatowskiemu dowództwo V korpusu. Szkoda, że tylko korpusu, bo dzielnie sobie poczynał nasz Pepi. Polacy wyróżnili się pod Smoleńskiem i Borodino, pierwsi wkroczyli do Moskwy. Podczas odwrotu jako jedyni przywiedli ze sobą wszystkie działa, podczas gdy cała Wielka Armia zdołała ocalić... tylko jedno. Polacy lepiej też byli przygotowani do trudów zimowej kampanii toteż nieustannie zmagali się w bojach osłonowych straży tylniej.

Gwiazda Napoleona jednak niechybnie traciła swój blask a wraz z tym zaczęli odwracać się od niego kolejni sojusznicy. Wtedy też opadli księcia różnej maści politykierzy, namową i intrygami starając się nakłonić do zmiany frontu. Posunięto się nawet do przekupstwa oferując mu koronę Polski! Stanął Książe przed ciężkim wyborem. Co będzie lepsze dla kraju - trwać przy Napoleonie czy też go odstąpić. No, ale jak można dać słowo a potem zdradzić!? Już lepiej palnąć sobie w łeb! - Tak rozmyślał. Nastrój tych chwil najlepiej chyba oddał Or-Ot w swym wierszu „Noc w Krakowie"

Już odeszli... W komnacie, śród ciszy

Słowo: ,,Odstąp'' waruje i dyszy

Echem szeptu z obocznej alkowy.

W ciemnych kątach pełzają namowy,

Stoi Zdrada i kłapie paszczęką...

Pistolety nabite pod ręką

Dość dla Polski wojennych pożarów,

Odstąp, Wodzu francuskich sztandarów!

Dość krwi polskiej granatom, karataczom

Każ na odwrót zatrąbić trębaczom!

Ściągnij warty i pojrzyj na stronę:

Biały orzeł ci niesie koronę!...

Nad politycznymi kalkulacjami zwyciężyła wierność idei, wierność danemu słowu.  Poniatowski wraz z garścią ocalałego wojska wyruszył by złączyć się z armią Napoleona.

Zginął już jako marszałek w bitwie narodów pod Lipskiem, gdzie znów w najcięższych bojach osłaniał całą Armię Cesarza. Mimo kilku ran nie zsiadał z konia dowodząc obroną, walczył jak prosty żołnierz desperacko prowadząc szarże jazdy i kontrataki piechoty. Nieustannie w pierwszej linii, z szablą w ręku, swym przykładem dodawał ducha żołnierzom. Odcięty od sił głównych przez przedwcześnie wysadzony most, wśród zdrad innych nacji, niemal otoczony, odrzuca błagalne propozycje poddania. „Bóg mi powierzył honor Polaków, Bogu go tylko oddam" - odpowiada i kieruje się w nurt Elstery by wpław ujść nieprzyjaciołom. Tu dosięga go ostatnia, śmiertelna kula, niknie w wezbranych wodach rzeki.

  

Polacy, wiernie wytrawili przy Napoleonie do końca wojny. Jako jedyni nie okryli się zdradą. Do kraju wracali z podniesiona głową i pułkowymi orłami. Zwycięski zaborca w uznaniu pozwolił im nawet nosić napoleońskie ordery. Dowiedli, że jesteśmy narodem, na którym można polegać, wiernym sojusznikiem. Sam zaś Poniatwoski na trwałe wszedł do panteonu narodowych bohaterów. Zwłoki jego po latach sprowadzono do kraju i ostatecznie umieszczono na Wawelu gdzie spoczywają wśród królewskich szczątków.

Jest dla nas harcerzy książę, jak Zawisza Czarny, przykładem wierności danemu słowu, przykładem postawy, honoru. Życiem swoim udowodnił jak z hulaki i lekkoducha wydobyć się może wzór patrioty.

Jest też wzorem postępowania, mocy charakteru. W krytycznej chwili nie dał się omamić różnej maści politykierom. Wyżej postawił ideały nad doraźne korzyści. Odrzucił zaszczyty i stołki.

Czy i w dzisiejszych czasach potrafilibyśmy się na to zdobyć? Niech każdy sam odpowie sobie na to pytanie.

  
  Aha a skąd u mnie to zamiłowanie do Poniatowskiego? Może stąd że urodziłem się w rocznice bitwy pod Raszynem?

 

Gawęda wygłoszona w trakcie kursu metodycznego Agricola 2006 

Pomnik Księcia Józefa jaki postawiłem na obozie szczepu 277 WDHiZ w Wydminach w 2005 roku. Na zdjęciu podczas odwiedzin z ówczesnym wiceburmistrzem Woli – dr Arturem Jagnieżą.