hm. Marek Gajdziński 

Przyznam, że po przeczytaniu artykułu pióra hm. Andrzeja Glassa pt. „Cel czy środki – manowce wychowania”, w którym autor krytykuje pomysł gry  ekonomicznej na obozie harcerskim przedstawiony przeze mnie w 8 numerze Pobudki, miałem i mam nadal mieszane uczucia. Z wieloma tezami autora trudno się bowiem nie zgodzić. Mam jednak wrażenie, że Andrzejowi zabrakło odwagi by dotknąć sedna problemu, nazwać wprost to co leży mu na sercu i zadać pytanie o wzorzec postawy harcerza we współczesnym świecie urządzonym wedle reguł bliskich wolnemu rynkowi.  

Przede wszystkim odnoszę wrażenie, że Andrzej mylnie zinterpretował cel tej gry. Gdyby faktycznie celem było „zwiększenie skuteczności funkcjonowania obozu” jego krytyka byłaby w pełni uzasadniona. Nie w tym jednak celu ustanowiono wynagrodzenie uzależnione od wyników punktacji obozowej. Pomysł taki byłby i dla mnie szokujący. Zresztą, moje poglądy na temat nagród materialnych są powszechnie znane, bo były nie raz publicznie prezentowane choćby tu na łamach Pobudki. Znalazły też odzwierciedlenie w artykule publikowanym obok  „Honorowy Kodeks Podchodów –3”. Myślę, że jaśniej już nie da się tego wyrazić. Nie wiem skąd wzięło się takie przypuszczenie tym bardziej, że autor we wstępie przytacza wprost postawione przeze mnie cele gry. A są one zgoła inne. Przypomnę, cele są dwa:

POZNAWCZY: przybliżenie harcerzom reguł wolnego rynku, nie w formie wykładów i prelekcji, ale w drodze własnego doświadczenia. Chodzi o to, aby na własne oczy zobaczyli jak tworzy się rynek, na własnej skórze poznali jak działa prawo popytu i podaży, co to jest fiskalizm, inflacja, deflacja, i tym podobne zjawiska ekonomiczne, które muszą się ujawnić w trakcie tej gry. Wreszcie by mieli okazje założyć pierwsze w życiu swoje własne przedsiębiorstwo, prawidłowo odczytać realne potrzeby wspólnoty, w której żyją, znaleźć sposób na ich zaspokojenie, ocenić swoje szanse na rynku, zmagać się z konkurencją – odnieść sukces albo zbankrutować.

WYCHOWAWCZY: Tu się z Andrzejem zgadzamy. Harcerstwo nie jest od tego by uczyć ekonomii, historii, literatury, geografii i tego wszystkiego co powinien dawać młodzieży system edukacji. Celem Harcerstwa jest kształtowanie POSTAW. I taki też jest główny cel tej gry. Chodzi oczywiście o ten wymiar postawy obywatelskiej, który wiąże się z przedsiębiorczością. Tak! Celem tej gry jest pokazanie 12-14 latkom, że przedsiębiorcą może być każdy, że każdy może brać swój ekonomiczny los we własne ręce z pożytkiem dla siebie i dla społeczeństwa.

Jeżeli kształtowane w harcerstwie postawy nie mają mieć jedynie charakteru deklaratywnego, muszą być poparte nie tylko szczerą chęcią ale i zdolnością do ich realizowania w realnym życiu. Stąd w harcerstwie kładzie się spory nacisk na wyrabianie pewnych umiejętności – niezbędnych do tego by swoją postawę wcielić w czyn, a nie tylko pięknie o niej mówić, „skromnie” chwaląc się jakim to się jest dobrym człowiekiem, obywatelem, chrześcijaninem, ojcem, mężem, pracownikiem lub pracodawcą. Skoro „uczymy” w harcerstwie zachowania się w lesie; odnajdywania stron świata, budowania przepraw, gotowania, zachowania się wśród ludzi; kierowania zespołami, oraz tysiąca innych pożytecznych umiejętności, to dlaczego nie mielibyśmy uczyć zachowania się na wolnym rynku. Tak jak w lesie przyda się wiedza o tym jak wyznaczyć strony świata, tak na wolnym rynku przyda się wiedza o tym czym są podatki, co to jest inflacja, prawo popytu i podaży oraz czym w istocie jest wolny rynek.

Ponieważ całe swoje życie poświęciłem między innymi walce o ten wolny rynek, święcie wierzę w to, że choć nadal daleko nam do niego, to jednak Polska wkroczyła na drogę, która Ją do tego wolnego rynku kiedyś doprowadzi. Niestety to się samo nie stanie. Do tego potrzebne są odpowiednie postawy obywatelskie Polaków. Nic dziwnego, że w katalogu celów wychowawczych jakie stawiam przed harcerstwem wymieniam też i ten cel aby kształtować takie postawy polskiej młodzieży, by ona sama wykuwała przyszły kształt tego wolnego rynku. Przedstawiony w Pobudce pomysł gry pt „Waluta” był próbą wskazania jednego z wielu narzędzi, dzięki któremu cel ów można realizować.

Chcę też zauważyć, że propozycje, które formułuję w Pobudce, nie mają charakteru wytycznych programowych. Kto chce może je podchwycić, a kto nie chce, może o nich zapomnieć. Przy czym zarówno ja, jak i reszta redakcji staramy się traktować czytelnika poważnie. Nasze teksty adresujemy do instruktorów samodzielnie myślących, będących lub przynajmniej pragnących być świadomymi wychowawcami. Każdy świadomy wychowawca wiedząc co jest celem wychowania a co środkiem do jego realizacji może samodzielnie oceniać przedstawiane propozycje. Jest rzeczą całkowicie naturalną, że każda pośrednia forma oddziaływania wychowawczego jeśli jest zastosowana nieumiejętnie bez odpowiedniego wyczucia i wrażliwości może przynieść skutki zgoła odwrotne do zamierzonych. Znamy te niebezpieczeństwa i godzimy się wkalkulować je w metodę harcerską. Gdybyśmy nie byli gotowi podjąć takiego ryzyka musielibyśmy zrezygnować z najskuteczniejszych środków oddziaływania - przykładu osobistego bo nigdy nie mamy pewności co naprawdę siedzi w człowieku, któremu dajemy granatowy sznur i podkładkę instruktorską, rywalizacji – bo może doprowadzić do postaw egocentrycznych, nieformalnych grup rówieśniczych – bo mogą okazać się „złym towarzystwem”. Każda gra również i ta którą zaproponowałem, jeśli jest źle poprowadzona może być źródłem demoralizacji. Nawet modlitwa wieczorna może być źródłem negatywnego oddziaływania, jeżeli instruktorowi zabraknie wychowawczego wyczucia.  Sprawą instruktora jest ocenić swoje siły i zdolności. Jeśli czuję, że nie jestem w stanie zapanować nad wielodniowymi manewrami taktycznymi – nie organizuję ich. Nie inaczej jest w przypadku gry „Waluta”. 

Andrzej krytykuje zaproponowany przeze mnie sposób wprowadzenia waluty na rynek. Przypominam – zaproponowałem by zastępy otrzymywały „żołd” w wysokości uzależnionej od codziennych wyników w punktacji obozowej. W pełni podzielam jego obawy. Andrzej prawidłowo wyczuł niebezpieczeństwo i zwrócił na nie uwagę. Tak właśnie wyobrażam sobie instruktorską dyskusję na temat stosowanych przez nas narzędzi.  W każdym mogą znaleźć się niebezpieczne elementy, na które trzeba zwrócić szczególną uwagę, albo wręcz niedoróbki i błędy. Instruktorska dyskusja o tyle jest wartościowa o ile identyfikuje te newralgiczne sytuacje i proponuje rozwiązania lepsze.

Jeżeli to jest właśnie sednem sporu, to podyskutujmy.

Jeszcze raz podkreślam. W rozwiązaniu tym nie chodziło o to aby usprawnić funkcjonowanie obozu, co trochę nieuczciwie Andrzej mi sugeruje. Było to narzędzie służące wyłącznie wprowadzeniu odpowiedniej ilości pieniądza na rynek tak aby mógł on zacząć funkcjonować. Czy można było wybrać inny sposób?  Można było!

Na przykład można było każdemu wręczać codziennie taką samą równą kwotę sestercji, by następnie chłopcy mogli nimi płacić za wybrane przez siebie towary lub usługi. Z tym, że obawiam się, że mogłoby to nieść ze sobą, innego rodzaju, ale równie poważne wychowawcze niebezpieczeństwo. Dla mnie osobiście rozwiązanie takie byłoby nie do przyjęcia. Z racji doświadczeń życiowych mam wstręt do hasła „każdemu równo”. Można też mieć obawę, że rozwiązanie takie mogłoby zostać podciągnięte pod paragraf kodeksu karnego mówiący o propagowaniu idei komunistycznych, co ja akurat uznałbym za w pełni uzasadnione. Tak więc ja takiego sposobu zainicjowania rynku na potrzeby tej gry nie byłbym w stanie zaakceptować i uważałbym je za szkodliwe wychowawczo. Nie odmawiam jednak innym instruktorom prawa do twórczej modyfikacji  pomysłu w kierunku takiego właśnie rozwiązania, jeżeli ich przekonania im na to pozwalają i potrafią to świadomie przekuć na wartości wychowawcze.

Ja osobiście mam potrzebę wychowywać chłopców w przekonaniu, że wynagrodzenie powinno być zawsze uzależnione od efektywności, bo takie są według mnie uczciwe i sprawiedliwe zasady współżycia społecznego. Chciałbym od nich oczekiwać w postaw wynikających z pełnej akceptacji takich zasad organizacji życia społecznego, czyli postawy aktywnej i społecznie pożytecznej, a nie biernej i roszczeniowej. 

W ostatnim akapicie Andrzej sugeruje, że „Zabawa w walutę może mieć pozytywną wartość wychowawcza, jeśli będzie np. dotyczyć przedmiotów wyprodukowanych przez harcerzy. Można urządzić sklepik, który będzie skupywał i sprzedawał np. pamiątki obozowe, suwaki do chust, korale, broszki, zwierzątka z drewna, czy nawet drewniane łyżki lub rzeźbione pudełeczka. Może to być okazja do nabycia podarunków, atrakcja dla odwiedzających rodziców oraz zachęta do zdobywania sprawności.” Andrzeju! Przecież o to właśnie chodziło i to właśnie się stało podczas przeprowadzonej gry na obozie Szesnastki. Chłopcy sami założyli własne przedsiębiorstwa: Z tych które opisałem: Przedsiębiorstwo Lektykowe (które funkcjonowało dzięki ukrytym rządowym subwencjom w formie zamówień składanych przez centuriona), firmę zbrojeniową produkującą miecze, tarcze i maszyny oblężnicze (która upadła z braku zamówień), dwie dobrze prosperujące gazety, bar „Pod Zmulonym Lwem” serwujący placki ziemniaczane i kluski z jagodami, wreszcie najlepiej trafiające w zapotrzebowanie rynku i przynoszące największe zyski: firmę „Garkotłuk” oraz wieżę do skoków na główkę. Tylko, że najpierw trzeba było sprawić by chłopcy poczuli potrzebę włączenia się do gry rynkowej. W tym celu trzeba było wprowadzić pieniądz na rynek i wyposażyć go w odpowiednią siłę nabywczą. Wiesz ile cennych doświadczeń i materiału do przemyśleń zdobyli dzięki tej grze? Czy będzie to miało wpływ na ich przyszłe postawy życiowe? Mam nadzieję, że tak.

Twierdzisz, że zaproponowany sposób uruchomienia mechanizmów rynkowych jest szkodliwy wychowawczo. Masz pomysł na lepszy? Zaproponuj! Bez wątpienia będę Ci za to wdzięczny. Nie tylko zresztą ja. Także ci instruktorzy, którym pomysł się spodobał i postanowili go wykorzystać. Na lepsze rozwiązania zawsze jest miejsce.  

Niestety zgłoszona przez Ciebie propozycja produkowania szkatułek i sprzedawania ich rodzicom, ma się nijak do tej gry. Taka forma „wychowania gospodarczego” stosowana jest w harcerstwie od roku 1912, kiedy to uruchomiono pierwszą torebkarnię skautową. Harcerskie przedsiębiorstwa zarobkowe mają swoją długą i cenną tradycję. Nikt nikomu nie broni z niej korzystać.

Ja zaproponowałem inną, nową formę. Grę w wolny rynek prowadzoną w realnych obozowych warunkach. Ta gra polega na tym, że chłopcy mają sami ocenić realne potrzeby rynku w obrębie swojej małej harcerskiej wspólnoty i spróbować je zaspokoić. Ta gra polega na tym, że to harcerze, z własnej nieprzymuszonej woli kupują produkty i usługi produkowane i świadczone przez swoich kolegów. Wygranym jest ten kto lepiej oceni istniejące potrzeby i skuteczniej je własną pracą i przedsiębiorczością zaspokoi. Skoro nikt nie wpadł na pomysł produkowania rzeźbionych pudełeczek i broszek to znaczy, że rynek czyli przyjaciele w obozie, nie zgłaszali takiego zapotrzebowania. Woleli wydawać zarobione sestercje na skoki na główkę, kluski z jagodami i Colę. Czy można mieć o to do chłopców pretensje? Można! Tak samo jak o to, że wolą grać w piłkę, buszować po dachach i urządzać podwórkowe hece, miast chodzić na odczyty poezji i rekolekcje. Czy można im to narzucić?  Też można. Na przykład centralnie rozdzielić pracę, wyznaczyć kto co ma „słusznie” produkować i czekać aż rodzice w dniu odwiedzin z łaski kupią wytwory własnych synów. Tylko, że nie ma to nic wspólnego z metodą harcerską i z wolnym rynkiem.           

Może trudno w to uwierzyć, ale ta gra rozwija się spontanicznie wyzwalając w chłopcach niesamowite pokłady inwencji i pracowitości służącej w ostatecznym rachunku  wzbogaceniu życia obozowego i rozwiązaniu kilku naprawdę realnych problemów bytowych.

Chcę w tym miejscu zauważyć iż poczynione przez mnie i zapisane w tekście pt. „Waluta” spostrzeżenia odnośnie poprawy jakości pełnionych służb na skutek powiązania wypłat z punktacją obozową nie miały charakteru instrukcji lecz dygresji dającej materiał do przemyśleń. Takie zaistniały fakty podczas przeprowadzania gry. Uznałem za uczciwe poinformować  o tym czytelników, by ci mogli sami wyciągnąć wnioski. Cieszę się, że Andrzej pokusił się o ich przemyślenie i podzielił się swoimi wątpliwościami z czytelnikami.       

Żałuję tylko jednego. Szkoda, że w polemicznym zapale Andrzej odszedł od meritum sprawy i popłynął w ideologiczne tyrady na temat życia wiecznego, tresury i totalitaryzmu  - dla mnie zupełnie nie adekwatne do problemu. Chyba, że...

Chyba, że nie chodzi jedynie o techniczny sposób zainicjowania gry. Może polemika ze sposobem wprowadzenia pieniądza na rynek to tylko pretekst by zakwestionować sam cel tej gry? Jeżeli problem jest głębszej, ideowej natury to proponuję, nie krążyć wokół tematów zastępczych, tylko uczciwie postawić temat do dyskusji.

Czy w ZHR istnieje ideowa kontrowersja na tle zharmonizowania harcerskiej postawy z warunkami i wymogami wolnego rynku? Wydaje mi się, że niestety tak. Nie wiem na ile reakcja Andrzeja jest odzwierciedleniem tych ideowych kontrowersji w naszym środowisku instruktorskim ale mam poważne przeczucie, że chodzi o coś więcej niż tylko o szczegółowe rozwiązanie zastosowane w grze „Waluta”. Świadczy o tym kaliber dział jakie zostały wytoczone w dyskusji. Jeżeli jest tak jak przypuszczam, to wzywam Cię Andrzeju do nazwania rzeczy po imieniu i sformułowania problemu bez owijania w bawełnę.
 

Marek