ks. Piotr Płonka

Spotkać Boga na obozie ... czyli garść wspomnień i przemyśleń na temat formacji religijnej poprzez harcerstwo 

Robert Baden-Powell zapytany, gdzie religia pojawia się w skautingu, odpowiedział: „Wcale nie pojawia się. Ona tam zawsze była. Jest to podstawowy czynnik - fundament skautingu”. Mogę tylko potwierdzić, że na mnie ta opinia założyciela skautingu sprawdziła się w 100 %. Było to dawno, bo około 30 lat temu. Na swój pierwszy obóz pojechałem jako zupełny dyletant w sprawach harcerstwa, raczej przypadkiem, znęcony pokusą wyjazdu bez rodziców, w pożyczonym mundurze („ bo nie wiadomo co z tego wyjdzie, więc może nie warto inwestować” – cytat z mamy).

Ubierając na apel piaskowy mundur HSPS-u i zaciskając pod szyją czerwoną krajkę, bez kapelana i bez Boga w rocie przyrzeczenia, chodząc na niedzielne Msze do wsi bez mundurów  „jak cywile”, jedynie ze świętym obrazkiem schowanym za legitymację ( „a nie zapominaj pomodlić się codziennie, chociażby na leżąco” – jeszcze jeden cytat z mamy), ani mi przez myśl nie przeszło, że na obozie  spotkam Boga. Zresztą, żeby wszystko było jasne nikt tam o Bogu nie mówił, a ja Go tam wcale nie szukałem. Nie powiem też, żebym tego Boga spotkał tak od razu „twarzą w twarz”. Przeciwnie, było to nieuchwytne, a jednak nieodparte doświadczenie obecności KOGOŚ, kto w tym miejscu bardziej był u siebie niż my, którzyśmy tylko przyjechali na trzy tygodnie wydeptać trawę na leśnej polanie. A zatem przede wszystkim pierwszy, tak bliski kontakt z tym co stworzone, co sobie jest i żyje i wcale człowieka do szczęścia nie potrzebuje. W cały ten klimat  wpisywał się specyficzny sposób zachowania się harcerzy, z ich obrzędowością, z nocnymi wartami, z atmosferą ogniska od którego tchnęło wręcz jakąś bliżej nieokreśloną świętością. 

Wszystko to bardzo silnie oddziaływało na mnie jako rzeczywistość nowa i nieznana, ale właśnie ten NIEZNANY, który przylgnął do mnie i już we mnie pozostał, to była chyba najcenniejsza zdobycz tamtych niezapomnianych wakacji. Wiele jeszcze czasu upłynęło, wiele wewnętrznych zwad i buntów, zanim zacząłem łączyć owego NIEZNANEGO KOGOŚ z innym NIEZNANYM, który ukrywał się  w kościele zasłonięty  dymem kadzidła, kto wydawał się niemal nieobecny w recytowanych monotonnym głosem formułach liturgicznych modlitw.

A potem wszystko poszło już jakby kierowane niewidzialną ręką i doprowadziło mnie do kapłaństwa, w tym do duszpasterzowania harcerzom. I dzisiaj, odwiedzając i posługując harcerzom na obozach staram się pamiętać o swoim doświadczeniu sprzed lat. Bóg tam już jest – powtarzam sobie w myślach –  dokądkolwiek udaję się na obóz. Bóg tam jest obecny i w tym co stworzył i jako fundament harcerstwa. No bo niby skąd krzyż harcerski, gdyby nie Krzyż Chrystusowy; skąd dziesięć punktów Prawa, gdyby nie Dekalog. Dzisiaj to już na szczęście znowu proste i podstawowe jak abecadło. Moim zadaniem jest więc jedynie wskazać harcerzom, że to ostatecznie ten sam Bóg, który przemawia do nich w świętym Słowie, który daje się w Chlebie, czy w sakramentalnym znaku przebaczenia.

Pamiętam pewien lęk harcerzy z początków mojej obozowej posługi, że teraz kapelan  zamieni ich obóz w rekolekcje, że zamiast apelów będą nabożeństwa, a w miejsce „Krajki” będzie się już śpiewało tylko i wyłącznie „Barkę”. Pewno trochę przerysowuję, ale było mi miło, kiedy włączając się w zwykły obozowy rytm życia czułem jak topnieje ich nieufność, jak zacząłem być postrzegany jako „swój”. A potem cieszyłem się kiedy pojawiali się po zajęciach, czasem i po ognisku na Mszy św. sprawowanej dla chętnych, a przecież często licznie obecnych. A potem cieszyłem się, kiedy jeszcze później wymykali się  z namiotów, aby porozmawiać w nocnej ciszy z kapelanem w cztery oczy „o czymś ważnym”

Swą posługę traktuję więc przede wszystkim jako obecność. Obecność i dostępność. Harcerstwo nie wypracowało własnego obowiązkowego programu formacji religijnej i właśnie dlatego instruktorzy powinni się zatroszczyć, aby blisko harcerzy znajdował się kapłan. Zaprzyjaźniony ksiądz z parafii, który nie musi być harcerzem, ale powinien być dobrym kapłanem. Świetnie, jeśli uda się księdza zaprosić na obóz. Właśnie po to, aby był dostępny, aby nie był kimś obcym, aby było wiadomo, że to jest ten do którego zawsze można samemu przyjść, lub kogoś przyprowadzić.

A jeśli nie kapelan na obozie (bo to przecież nie zawsze jest możliwe), to już przy organizowaniu miejsca na obóz  dobrze jest rozeznać, gdzie jest najbliższy kościół, przedstawić się miejscowemu proboszczowi, zapytać – może przyjedzie odprawić polową Mszę św. A co poza tym? Poza tym różne środowiska różnie sobie radzą w „sprawach Bożych” na obozie harcerskim. Odwiedzałem szczep, który każdego roku szukał chociażby niewielkiej polany w pewnej ustalonej odległości od obozu. Tam umieszczali prosty brzozowy krzyż i tam mógł sobie przyjść każdy kto potrzebował być sam (albo właśnie nie sam?). Przy tym krzyżu stawiane były skrzynie pod ołtarz kiedy sprawowana była Eucharystia. Znam inne środowisko, które przechowuje w harcówce własnoręcznie wykonaną kapliczkę. Towarzyszy im ona każdego roku na obozie gdzieś w ustronnym miejscu zawieszona na drzewie. Przy tej kapliczce gromadzą się chętni tuż po ognisku, aby zwracać się do Boga prostymi słowami modlitwy. 

Podsumowując zatem ten ciąg wspomnień i przemyśleń wniosek nasuwa się taki: samo harcerstwo niesie ze sobą wielkie bogactwo śladów i tropów, które wskażą nam na Boga – wystarczy je tylko umiejętnie wydobyć i ukazać i z tym dobry instruktor nie powinien mieć większych problemów. Zaś w sprawach bardziej złożonych i skomplikowanych, wymagających szczegółowej wiedzy, lub odpowiadających na czyjeś pogłębione potrzeby wręcz wskazane jest odwołanie się do „specjalisty”, najlepiej do kapłana.

Co zaś do rekolekcji o których była mowa wcześniej, to oczywiście jestem ich gorącym zwolennikiem, ale nie w takim stopniu, aby program ściśle religijny realizować w ramach zwykłego życia obozowego. Każdy, kto rozpozna w sobie pragnienie pogłębienia wiary i życia duchowego na pewno z pożytkiem skorzysta z licznych doświadczeń i sposobów wypracowanych przez Kościół, jak chociażby rekolekcje oazowe (bliskie harcerstwu ze względu na harcerskie korzenie założyciela Ruchu Światło – Życie). Harcerstwu zaś jako takiemu nie jest potrzebna jakaś dodana szczególna formacja religijna – ona dokonuje się przede wszystkim poprzez samo harcerstwo, jeśli tylko wierni będziemy wskazówce pierwszego skautowego przewodnika w sięganiu do „fundamentów” skautingu i harcerstwa, nie zaniedbując przy tym  „podstawowego czynnika”.