hm. Janusz Dziewit

Z doświadczeń szczepu jeleniogórskich drużyn harcerskich „Victoria”

Czy odnieśliście chociaż raz wrażenie, że kształcenie w Waszych środowiskach jest lekko niewystarczające? Czy kiedyś nie marzyliście by wasza drużyna była liczniejsza? A może kiedyś natknęliście się na tzw. „harcerzy”, co to tylko mundur, a pod nim pustka?

I choćbyśmy nie wiem jak lojalni byli wobec swoich środowisk, to każdy w jakimś tam stopniu odczuwa deficyt w trzech wspomnianych obszarach. Oczywiście możemy się zastanawiać na ile potrzebne nam jest jeszcze bardziej doskonalsze kształcenie. Albo po co nam większa drużyna… A że nasi harcerze są jeszcze mało wyrobieni…? Jeszcze kilkanaście lat i będą jak Małkowski.

Pozwólcie, że chwile pozrzędzę wam na powyższe tematy. Z góry jednak ostrzegam, że poniższy tekst jest skrajnie kontrowersyjny. Czytanie albo zdrowie - wybór należy do ciebie.

Hmmm… Może zacznę od jakości…

Jakość harcerzy

Jak mawiają mądre książki harcerstwo jest potrzebne nam po to abyśmy mogli lepiej służyć Bogu, Polsce, bliźnim i samym sobie. Jeżeli w tych czterech kierunkach dzięki harcerstwu będziemy skuteczniejsi, to znaczy, że metoda harcerska w naszym przypadku zadziałała. Jednak czy zawsze i względem każdego działa tak samo. Dokładnie wiemy, że nie… A dlaczego? Bo zastępowy i drużynowy nie miał takiej mocy wychowawczej, bo niektórym wystarczy kilka zbiórek i są lepsi, a inni potrzebują na to lat. I znowu powołam się na przepastne księgi… Aby wywołać u kogoś zmianę w jego postępowaniu potrzebne są (w duuużym uproszczeniu) adekwatne umiejętności wychowawcze i adekwatna ilość czasu.

Czyli musimy mieć doskonałych zastępowych i drużynowych oraz odpowiednią ilość czasu na proces wychowawczy.

A może jest jeszcze inne wyjście?

Uknułem sobie kiedyś na własne potrzeby tzw. „metodę statystyczną” mówiącą o tym, że każdy drużynowy i zastępowy charakteryzuje się Indywidualnym Wskaźnikiem Skuteczności Wychowawczej (IWSW). Czyli, że każdy funkcyjny potrafi wychować skutecznie określoną liczbę harcerzy w określonym czasie. Pod pojęciem „wychować skutecznie” rozumiem fakt, że wychowanek bardzo mocno zaraził się harcerstwem, żyje nim nie tylko na zbiórkach, ale również w życiu prywatnym co objawia się m.in. tym że obejmuje nowe zadania w organizacji (zastępowy, drużynowy, itd.). Dzięki właśnie takim wychowankom możemy sprawnie rozprzestrzeniać metodę harcerską, czyli wychowywać innych. A i oni stając się lepsi czynią swoje życie i swojego otoczenia lepszym. Wszak o to chodzi w naszym Związku.

Reasumując… może być np. drużynowy X, który w ciągu roku w drużynie 20 osobowej pomoże stać się zastępowym 3 chłopcom (niskie IWSW), a może być taki Y, który w takich samych warunkach wypuści spod swoich skrzydeł 10 zastępowych (wysoki IWSW).

I co z tego wynika…? - zapytają sceptycy. Otóż bardzo prosty wniosek…

Zastanówmy się co by się stało, jeżeli drużynowy X miałby nie 20 osób w drużynie, a 40 i tak samo drużynowy Y. Otóż przy tym samym IWSW ich wydajność wzrasta dwukrotnie.

Liczebność drużyn 

Moim osobistym zdaniem drużyny powinny być liczne – np. 40 osób, 6 zastępów. Już słyszę głosy, że nie ilość, tylko jakość…, że w socjalistycznym ZHP już były takie drużyny i co z tego wynikło… i takie tam. Mam (tak mi się wydaje) tą zaletę, że dane mi było doświadczyć tego wcześniejszego harcerstwa i wiem o czym piszę. Nie chodzi mi aby drużyna była liczna, bo ktoś każe do niej należeć, tylko chodzi o to, aby jej liczebność powodowana była tym, że wielu chłopców chce w niej być. I nie można mylić tych dwóch pojęć. Spytajcie tych druhów, którzy są jeszcze wśród nas i pamiętają harcerstwo przedwojenne (na którym tak bardzo chcemy się wzorować) jak liczne były ówczesne drużyny i dlaczego takie były.

W drużynach liczebnych łatwiej utrzymać jest wyższy poziom. Odchodzenie jej członków (co jest procesem naturalnym) mniej boli drużynowego. Ilość jest czynnikiem silnie motywującym z czego niewielu zdaje sobie sprawę. Motywacja ta nie tylko działa na funkcyjnych, ale również na szeregowych druhów.

Drużyny mało liczebne narażone są na więcej zagrożeń. Stres drużynowego przed utratą kolejnego druha jest tak wysoki, że niektórzy drużynowi popadają w populizm względem swojej drużyny: „Nie chcesz zdobywać stopnia…? No trudno, nie zdobywaj byleś został z nami”.

Duże drużyny o czym pisałem wcześniej są bogatszym źródłem nowych funkcyjnych, a co za tym idzie nowych zastępów i drużyn.

Oczywiście aby to nastąpiły muszą być spełnione dwa czynniki: permanentny nabór oraz wysokie wymagania stawiane chłopcom.

Drużyna powinna mieć stale otwartą „bramę” dla nowych chłopców i powinna wysyłać nieustannie do swojego otoczenia bodźce zapraszające. Najlepiej to zrobić poprzez częste pokazywanie się na zewnątrz. Np. służba na rzecz swojego miasta, parafii, domu dziecka, szkoły itp. Niezbyt słuszne jest organizowanie raz do roku, jednodniowej akcji naborowej. Zdobywamy w ten sposób kilku lub kilkunastu chłopców, a później przez resztę roku kombinujemy jak by ich w tej drużynie zatrzymać.

Jednak najistotniejsze w liczebności drużyn jest to, że czym więcej harcerzy to, tym więcej chłopców zostało „dotkniętych” ideą harcerską. Jako ZHR posiadamy wielki skarb dzięki któremu możemy szerzyć dobro. Tym skarbem jest metoda harcerska. Powinniśmy starać się „dotknąć” nią jak najwięcej chłopców w Polsce. To jest nasz obowiązek i na tym polega nasza służba jako instruktorów. Wszak nie stawia się światła pod korcem… Dotknięcie metodą nawet krótkotrwałe niesie w większości przypadków pozytywne skutki. Lubię rozmawiać z osobami, które kiedyś przewinęły się przez harcerstwo. I co ciekawe wszyscy wspominają pobyt w harcerstwie jako coś pozytywnego. Nawet ci, którzy byli krótko zauważają, że harcerstwo wywarło na nich silne wrażenie i w sytuacjach kiedy dotyka ich pokusa zła, to zdarza się, że dłużej się zastanawiają czy jej ulec. Czy to nie piękne? Czy to nie powód abyśmy jak najszerzej siali ziarno metody harcerskiej? Pamiętacie marzenia Małkowskiego o Rzeczypospolitej Lutyckiej? A zapiski naszego patrona – bł. Frelichowskiego, który pisał, że gdyby wszyscy obywatele Polski przeszli przez harcerstwo, to bylibyśmy najdzielniejszym i najszlachetniejszym narodem. Czy to tylko idealistyczne mrzonki? A może warto spróbować zrealizować je chociaż w małej części…

Oczywiście jestem realistą i wiem, że o jakości i liczebności drużyn łatwiej się pisze niż realizuje w działaniu. Dlatego też kilka lat temu wraz ze swoją żoną Joanną i dh. phm. Alą Zielkowską próbowałem swoje przemyślenia zamienić w czyn.  

Kształcenie

W ten sposób powstała Szkoła Zastępowych WATRA. Szkoła, która buduje jakość przez ilość. Szkoła, która buduje świadomość rozwoju już na poziomie zastępowego. Bo czyż nie zastęp jest rdzeniem naszej organizacji…? Jakie zastępy, taka drużyna, jakie drużyny taki hufiec, jakie hufce…

Wydaje mi się, że jeżeli chcemy zaszczepić w swoich środowiskach ciągły rozwój (jakościowy i ilościowy), to najlepszym na to sposobem jest powołanie Szkoły Zastępowych. Szkoła jest pretekstem do kształcenia permanentnego i co ciekawe nie tylko zastępowych. Jeżeli „wpuścimy” w swoje środowisko kilku dobrze wyszkolonych zastępowych, to ich apetyt na dalsze kształcenie wzrośnie i ich wiedza i umiejętności będą motywować ich drużynowych do doskonalenia się. Wszak drużynowy nie może być gorszy od zastępowego. Coś w rodzaju takiego podpalania od dołu. Czyli czym lepsi zastępowi, tym lepsi drużynowi. I to może zapewnić tylko Szkoła Zastępowych, która jest płaszczyzną do wymiany doświadczeń przez drużynowych i wdrażaniem najlepszych praktyk. Oczywiście możecie ze mną się nie zgadzać, ale fakty mówią same za siebie. Oto kilka z nich…
 

SZ WATRA co roku w oparciu o jeden program (czasami lekko korygowany) kształci zastępowych. Był np. czas, że „robiliśmy” zastępowych z nieharcerzy. Kadra szkoły to przede wszystkim drużynowi, którzy sa odpowiedzialni za kształcenie zastępowych oraz instruktorzy – specjaliści w danej dziedzinie. WATRA nie wyręcza drużynowych w ich pracy z zastępowymi, ale jest dodatkowym narzędziem, które ma pomóc im w tej pracy. Program realizowany jest przeciętnie przez 5 miesięcy (słownie: pięć miesięcy) – pięć spotkań weekendowych oraz zadania międzyzbiórkowe. Długość szkolenia pozwala zweryfikować rzeczywistą motywację do bycia zastępowym. Każdy dzień kursu podzielony jest na 1,5 godzinne zbiórki. Każda zbiórka prowadzona jest na zaplanowany temat. Dzięki temu przekazujemy nie tylko treść, ale pokazujemy też jak powinna wyglądać wzorcowa zbiórka na określony temat. W związku z tym, że zajęcia prowadzą drużynowi, to dla nich jest to również forma ćwiczeń i doskonalenia swoich umiejętności.

Wychodzę z założenia, że dobry zastępowy nie tylko umie dobrze poprowadzić zastęp, ale również potrafi go założyć od podstaw. Dlatego też jednym z zadań międzyzbiórkowych jest założenie przez uczestnika szkoły zastępu z nieharcerzy. Kolejne spotkanie WATRY po tym fakcie, to turniej nowopowstałych zastępów Watry. Bywały lata, że na biwaku takim było ponad 100 osób. Tyle właśnie szkolący się zastępowi przysporzyli nowych harcerzy.

Oczywiście nie każdy taki kurs kończy. Niektórzy sami rezygnują. Nie każdemu wystarcza wytrwałości i motywacji. Opinia o SZ WATRA jest taka, że to kurs inny niż dotąd znane i kończą go najlepsi. Dodać tu należy, że organizowany jest on wspólnymi siłami z harcerkami z naszego środowiska. Oczywiście program jest zróżnicowany, ale tam gdzie to możliwe zajęcia są wspólne.

Efekty? Hmmm…. Mogłyby być jeszcze lepsze. Trwa teraz 5 edycja WATRY. Od początku jej istnienia wzmocniliśmy potencjał istniejących zastępowych, powstały nowe zastępy oraz 5 nowych drużyn w nowych miastach. W Szczepie Jeleniogórskich Drużyn Harcerskich VICTORIA przy którym działa Szkoła Zastępowych WATRA wszyscy obecni drużynowi, to absolwenci WATRY.
 

Czy to najlepsza metoda? Nie wiem… Ale najskuteczniejsza jaką znam…

Jeżeli po lekturze niniejszego artykułu ktoś z szacownych czytelników zapała chęcią dowiedzenie się o szczegółach naszej WATRY, to zapraszam do kontaktu ze mną.

 
 

hm. Janusz Dziewit

Komendant SZ WATRA

Z-ca Komendanta Sudeckiego Związku Drużyn

Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Urodzony się 1963 roku. Jak większość harcerzy z tego rocznika miał okazję z niejednego harcerskiego pieca chleb jeść. Od 1981 drużynowy związany z ówczesną chorągwią wałbrzyska i jeleniogórską. W 1982 założył jeleniogórską 18 ŚDS VICTORIA (w tym roku drużyna obchodzi XXV Jubileusz). Od początku z drużyną związany z KIHAM i NRH. Po dziesięcioletniej przerwie na zakładanie rodzinnego gniazda wrócił do służby w 1997 roku. W 2000 roku po zorganizowanych trzech obozach harcerskich dla młodzieży nieharcerskiej współtwórca w ramach Kręgu Instruktorskiego JODŁÓV koncepcji kształcenia zastępowych pod nazwą Szkoła Zastępowych WATRA. Komendant wszystkich edycji WATRY (6). Obecnie Komandor Kapituły HO i z-ca Komendanta w Sudeckim Związku Drużyn Harcerzy oraz Komandor Kapituły HR w Chorągwi Dolnośląskiej. Prywatnie mąż Joanny i ojciec: Mateusza (drużynowy), Wiktorii (drużynowa) i Kornelii (zastępowa). Z wykształcenia pedagog pracy. Zawodowo: właściciel i dyrektor dolnośląskich oddziałów agencji doradztwa personalnego AG TEST Human Resources, konsultant i trener.