hm Tomasz Maracewicz 

List ten adresuję do Was, moich przyjaciół z Ruchu Całym Życiem i z ZHP. Z żalem wielkim przeczytałem uchwałę o samorozwiązaniu się Waszego Ruchu. Mam poczucie, że coś wartościowego po prostu się skończyło. Szkoda. 

Po cichu byłem przecież jednym z zagorzałych kibiców trzymających kciuki za powodzenie Waszej misji. Trudno było nie darzyć szacunkiem tego co próbowaliście robić. Oto, po raz kolejny w historii harcerstwa, niewielka w końcu grupa instruktorów, w poczuciu odpowiedzialności za swój Związek, w głęboko rozumianym poczuciu służby podjęła się dokonania zmiany oblicza swojej organizacji. W imię idei harcerskiej, w imię wierności Bogu, Polsce i bliźnim.

Myślę, że mogą Was razić moje patetyczne słowa, bo ludzie Ruchu traktowali przecież swoją służbę zwyczajnie, radośnie, po instruktorsku ... . Nie możecie się jednak dziwić. Nie sposób było przecież, spoglądając na Was z zewnątrz, nie przywołać wspomnień z czasów, gdy podobne wyzwanie podejmowaliśmy w ramach Kręgów Instruktorów Harcerskich im. Andrzeja Małkowskiego. Nie sposób dzisiaj też, czytając treść Waszej uchwały o samorozwiązaniu, nie przywołać wspomnienia z owej zbiórki gdańskiego KIHAM, a było to 25 lat temu, gdy jako jego Wiceprzewodniczący stawiałem na porządku podobny projekt uchwały o samorozwiązaniu. To były inne czasy, inny dramatyzm. Zachowując jednak niezbędne dla tych porównań poczucie proporcji trudno nie powiedzieć: historia kołem się toczy.

Czy powinienem się cieszyć ? Ba, przecież Wasza działalność nie raz budziła we mnie coś w rodzaju poczucia winy. Mówiliście: jak mamy oceniać fakt, że Wy, doświadczeni instruktorzy harcerscy, w krytycznym momencie odeszliście z ZHP i zostawiliście nas samych. To bolesne słowa, szczególnie dla kogoś, kto tak jak ja w ZHP właśnie składał przyrzeczenie harcerskie, zdobywał stopnie instruktorskie, prowadził swoją ukochaną drużynę.

A jednak trudno się cieszyć. Trudno nie odczuć dramatyzmu słów, którymi podsumowujecie swoją działalność. Słów z których bije pesymizm i poczucie niemożności.

Nie mnie oceniać Waszą decyzję. Wiecie na pewno lepiej co w obecnej sytuacji było dla harcerstwa najlepsze. Jednakowoż dorobek Wasz oceniam mniej pesymistycznie. Po pierwsze – myślę, że zapisaliście piękną kartę, która nie będzie bez wpływu na kolejne pokolenia instruktorskie. Harcerstwo zawsze wygrywa, więc fakt pozostawienia drogowskazów następcom jest najlepszym co można było zrobić. Wielu młodych drużynowych zapewne już dziś wpatruje się w te drogowskazy.

Po drugie – moralne  i ideowe oddziaływanie Waszych środowisk na wytworzenie potrzeby zdefiniowania oblicza organizacji, miało ogromny wpływ na ZHP. Świadczą o tym prowadzone obecnie dyskusje w ramach przygotowań do Zjazdu Programowego. Świadczy o tym widoczna potrzeba stawiania fundamentalnych pytań i znajdowania na nie odpowiedzi. Cóż, że często są one nie po Waszej myśli. Ale są, to też jest jakaś wartość.

Po trzecie – Wasz wkład merytoryczny w metodykę i program Związku zapewne pomógł mu znacząco zahamować odpływ członków i procesy degradacji, o których piszecie w Waszym oświadczeniu. Za to szczególnie ZHP winno Wam podziękować.

Po czwarte wreszcie – pomogliście nam (choćby i mnie) przywrócić sens tkwiący w pojęciu harcerskiego braterstwa. Dziękuję

I mimo tych smutnych w sumie okoliczności, mimo zamknięcia pewnego, ważnego etapu, mam przekonanie, że spotkamy się jeszcze nie raz na harcerskim szlaku.

Czuwajcie.

M-but

hm Tomasz Maracewicz, żeglarz z urodzenia i przekonania, ornitolog z wykształcenia, broker ubezpieczeniowy z przypadku. Żona Hanna – historyk sztuki i synowie: Wiktor - harcerz 2 MDH-rzy, Kajetan - zuch 2 MGZ-ów i Ignacy – będzie zuch. Przyrzeczenie harcerskie w 1973, drużynowy 1 WDH w Gdańsku w latach 1978-86, KIHAM, Ruch, potem ZHR, m.in. w latach 1990-1993 Naczelnik Harcerzy, obecnie opiekun próbnej Piaseczyńskiej Drużyny Harcerzy