hm. Marek Gajdziński 

Większość instruktorów, którzy pełnią służbę na pierwszej linii, zgodzi się ze mną, że system sprawności harcerskich jest na wymarciu. Warto ustalić dlaczego. Czym są sprawności pod względem metodycznym? Jaką rolę pełnią w wychowaniu harcerskim? Dlaczego w obecnej formie narzędzie to nie spełnia swoich zadań? Czy problem leży w nieumiejętnej obsłudze, czy samo narzędzie jest źle zaprojektowane? W końcu jak to zmienić? Próbuję odpowiedzieć na te i inne jeszcze pytania. A jakie jest Twoje zdanie?

Czym są sprawności pod względem metodycznym?

Sprawności są jednym z wielu narzędzi metodyczno – programowych wykorzystywanych w procesie wychowania harcerskiego. Może nie najważniejszym ale jednak niezwykle istotnym.

Tym, którzy po raz pierwszy spotykają się z określeniem „narzędzie metodyczno programowe” spróbuję je wyjaśnić posługując się współczesną analogią informatyczną. Otóż, żeby sprawnie i skutecznie posługiwać się komputerem, nie trzeba wcale wiedzieć w jaki sposób impulsy elektromagnetyczne krążą między klawiaturą, myszką, płytą główną , mikroprcesorem, twardym dyskiem, pamięcią RAM i innymi tego typu urządzeniami. Nie trzeba wcale znać się na elektronice. Co więcej, nie trzeba też być informatykiem. Nie trzeba zupełnie nic wiedzieć o skomplikowanych algorytmach przetwarzania informacji, systemie binarnym, językach programowania, wielopoziomowych instrukcjach warunkowych, zagnieżdżonych pętlach, klasach, obiektach i funkcjach i tym podobnych rzeczach, które przeciętnemu użytkownikowi komputera do niczego nie są potrzebne. Przeciętny użytkownik komputera widzi przed sobą skrzynkę, w której coś się dzieje i nie musi wiedzieć co. Ma on do swojej dyspozycji swoisty interfejs umożliwiający mu posługiwanie się tą tajemniczą skrzynką – system operacyjny i poszczególne programy, które wykonują konkretne zadania. Jeśli chce napisać pismo uruchamia np. Worda,  jeśli chce napisać i wysłać maila uruchamia Outlooka, i tak dalej. Obsługa tych programów jest niezwykle prosta, można nawet powiedzieć intuicyjna. Można się jej nauczyć w kwadrans. Aby te programy działały w tajemniczej skrzynce potrzebny jest jeszcze program podstawowy sprzęgający te użytkowe, wyspecjalizowane programiki z tą właśnie tajemniczą skrzynką – czyli system operacyjny, który też jest programem tyle, że bardziej skomplikowanym.

Wróćmy teraz do wychowania harcerskiego. Od przeciętnego drużynowego nie możemy wymagać by był psychologiem czy pedagogiem.  Dobrze, żeby był ogólnie zorientowany, ale nie musi wcale znać teorii pedagogiki, żeby skutecznie wykonywać swoje zadania czyli wychowywać. Pedagogami powinni być harcmistrzowie – nawet nie wszyscy. Wystarczą ci którzy chcą mieć wpływ na kierunki i metodę wychowania. Drużynowy powinien mieć do dyspozycji proste narzędzia, których obsługi potrafi się nauczyć na szybkim kursie i to nie mając jeszcze nawet matury. Te narzędzia (programy użytkowe) ktoś musi zaprojektować i stworzyć. Od tego właśnie są hacmistrzowie, którzy powinni charakteryzować się tym poziomem kompetencji, jaki w dziedzinie informatyki posiadają programiści. Stworzone przez nich narzędzia metodyczno-programowe mają być z jednej strony pedagogicznie poprawne, a z drugiej strony łatwe w obsłudze – padło już to słowo – powinny dać się stosować w sposób intuicyjny. Podharcmistrz to uczeń harcmistrza, ktoś kto uczy się sztuki tworzenia narzędzi metodycznych, doskonale posługuje się już istniejącymi, potrafi je modyfikować (konfigurować do własnych potrzeb), ale przede wszystkim potrafi nauczyć ich stosowania młodych drużynowych. A od przewodnika – drużynowego powinniśmy tylko i wyłącznie oczekiwać sprawnego posługiwania się istniejącymi narzędziami (programami) i próbować rozbudzać w nim ambicje twórcze – czyli potrzebę doskonalenia się po to, aby w przyszłości sam przyczyniał się do doskonalenia metody.

Jeśli tak spojrzymy na naszą metodę wychowawczą to stwierdzimy, że system sprawności jest prostym, użytkowym narzędziem skonstruowanym dla realizowania konkretnych zadań wychowawczych.

Jaką rolę w wychowaniu harcerskim pełnią sprawności harcerskie?

System sprawności harcerskich – bo o nich teraz będzie mowa - ma za zadanie zachęcić chłopca do poszukiwania właściwych dla siebie zainteresowań. Co to znaczy właściwych? Takich, które współgrają z jego psychiką i wrodzonymi predyspozycjami. Posłużmy się przykładem. Gdyby Jan Matejko nie miał nigdy możliwości wziąć do ręki pędzla, być może nikt z jego otoczenia, ani on sam, nie odkryłby talentu jakim obdarzył go Stwórca. Być może zostałby znudzonym życiem kupcem albo nauczycielem, ze stratą dla ludzkości i jego samego.

Jednym z warunków osiągnięcia osobistego szczęścia, jest robić w życiu to co się lubi, do czego ma się predyspozycje. Ludzie szczęśliwi są dobrzy! Nie kierują się nienawiścią, ani zawiścią, bo tych uczuć nie znają. Społeczeństwo złożone z jednostek szczęśliwych jest społeczeństwem zdrowym. Zależy nam więc na tym aby harcerki i harcerze byli ludźmi szczęśliwymi. Pomagamy im w tym na wiele różnych sposób. Jednym z nich jest pomoc i zachęta do odnalezienia właściwych dla siebie zainteresowań. Proces ich krystalizacji odbywa się właśnie w wieku harcerskim i wspomagany jest na właściwy dla siebie sposób, przez wiele różnych czynników w tym, rodziców, szkołę, harcerstwo.

Sprawności harcerskie  to nic innego jak specyficzny system zachęt do tego by młody człowiek zechciał popróbować  najprzeróżniejszych form aktywności, bo a nuż przy którejś kolejnej próbie, odkryje w sobie szczególne zdolności i predyspozycje - zda sobie sprawę, że właśnie to chciałby w życiu robić. Kiedy to się szczęśliwie wydarzy, jego życie stanie się bogatsze. Z chwilą odkrycia w sobie tych predyspozycji, pogłębianie tak sprecyzowanych zainteresowań staje się pasją życiową. Dążenie do doskonałości przestaje być katorżniczym wysiłkiem, a staje się radosną, dającą pełnie satysfakcji zabawą. Celem stosowania systemu sprawności jest pomóc temu szczęściu. Innymi słowy chodzi o to aby każdy harcerz miał szansę ugotować obiad, zagrać w teatrze, zbudować model samolotu, redagować gazetę, zbudować mostek, zagrać w hokeja, spłynąć kajakiem, wejść na Rysy, ozdobić mebel intarsją, udzielić pierwszej pomocy, namalować obraz. W drużynach harcerskich gdzie prawidłowo działa system sprawności, bardzo często zdarza się, że właśnie tego typu próby pomagają chłopcom i dziewczętom wybrać właściwą dla siebie drogę dalszego rozwoju zawodowego. W ten właśnie sposób harcerz odkrywa swoje powołanie do bycia inżynierem, malarzem, dziennikarzem, kucharzem, stolarzem, sportowcem, filmowcem, czy globtroterem.   

Czy w obecnej formie narzędzie to spełnia swoje zadanie?

Obawiam się że nie! Z moich obserwacji wynika, że sprawności harcerskie traktowane są raczej jak element folkloru harcerskiego niż jako sposób na wzbogacanie osobowości harcerek i harcerzy. Baden –Powell kazał zdobywać sprawności, Małkowski kazał, to i my kazać musimy, żeby tradycji stało się zadość.  Ciekaw jestem czytelniku, czy odebrałeś słowo „kazał” jak fałszywie brzmiącą nutę? Bo brzmi to słowo fałszywie w harcerstwie. Żaden chłopak i żadna dziewczyna w okresie rozwoju charakteryzującym się przekorą nie trawi nakazów i tzw. propozycji nie do odrzucenia. Tymczasem w większości tych drużyn, które wykazują się przyznawaniem sprawności, harcerze zdobywają je tylko dlatego, że jest to wymóg próby na stopień. Taki mały „metodyczny” szantaż. Brrr! Słowo szantaż też tu nie pasuje. Prawda? Tymczasem tak właśnie jest. Zastanówmy się co trzeba zmienić, by zdobywania sprawności nie trzeba było na harcerzach wymuszać, ale żeby to oni sami chcieli je z ochotą zdobywać.

Czy jest to wina nieumiejętnej obsługi doskonałego narzędzia?

Jeśli ktoś się uprze, albo gdy nie wie do czego służą poszczególne programy zainstalowane w komputerze, to może redagować pismo w Exelu i składować dane statystyczne w tabelach Worda. Może, ale traci ogromne możliwości, a efektywność takiej pracy jest bliska zeru.

Trochę podobnie jest z systemem sprawności. Często używa się go do zadań zupełnie innych niż te, do których został zaprojektowany.  Nie będę tego wątku rozwijał, bo nie jest to najistotniejsza przyczyna uwiądu procesu wspomagania rozwoju zainteresowań w harcerstwie. Nikt nikomu nie zabrania używać narzędzi adekwatnych do postawionego zadania. Problem leży bardziej w wadliwej konstrukcji samego narzędzia. Ale w charakterze przykładu wspomnę tylko o tzw. „sprawnościach okolicznościowych” ustanawianych z okazji jakiegoś wydarzenia czy jubileuszu. Czemu nie są to „odznaki okolicznościowe”? Ktoś powie – co za różnica, jak go zwał tak go zwał? Otóż różnica jest i polega na tym, w jaki sposób odbierają to harcerze. Rękaw munduru z naszytymi sprawnościami  powinien być obrazem drogi jaką harcerz pokonał w poszukiwaniu właściwych dla siebie zainteresowań, prób jakich dokonał. Tymczasem najczęściej jest zbiorem śladów uczestnictwa najprzeróżniejszych imprezach centralnych, chorągwianych czy hufcowych. Można i tak  - tylko po co?  Lansując tego typu „sprawności” mydlimy oczy drużynowym i samym harcerzom. Odwracamy ich uwagę o zadania, które przed nimi stoi, burzymy  ład metodyczny, który jest niezbędny do tego aby prawidłowo używać dostępnych narzędzi. Drużynowi powielają potem metodyczne błędy władz harcerskich i ustanawiają swoje własne, tajne, najbardziej prestiżowe sprawności typu (przykład autentyczny!) sprawność o nazwie „PeSO” – Pięć Świąt Obozu. Wymagania: „uczestniczył w pięciu kolejnych świętach obozu drużyny”. Jakaż to zachęta w poszukiwaniu i rozwijaniu własnych zainteresowań – prawda?      

A może chodzi o wadliwą konstrukcję systemu?

Parę zdań wcześniej ujawniłem, iż uważam, że zanik zdobywania sprawności, jest pochodną wadliwie zaprojektowanego narzędzia metodycznego. Nie twierdzę, że jest to najgorsze z istniejących narzędzi, ale parę istotnych wad posiada, i te postaram się teraz wskazać.

Czy używalibyście programu komputerowego, w którym aby zapisać efekt pracy trzeba byłoby na kalkulatorze policzyć czy starczy miejsca na twardym dysku, a następnie ten dysk odpowiednio przygotować np. odkurzyć? Każdy z nas taki program szybko usunąłby z komputera i zapomniał o jego istnieniu.

Programy komputerowe i narzędzia metodyczne muszą być łatwe w stosowaniu. Zobaczmy jakie bariery i absurdy wbudowane są w system sprawności.

 

1. Hafciarstwo użytkowe

Harcerz jest zobowiązany do wyszycia sprawności w ciągu trzech dni od ogłoszenia rozkazem.(...) Sprawność wyszywa własnoręcznie harcerz czerwoną nicią, (...) Sprawność może być odebrana(...),  jeżeli po 3 dniach, od ukazania się rozkazu, harcerz nie wyszyje jej symbolu(...) – regulamin sprawności harcerzy pkt. 3 i pkt.6

Ćwierć wieku temu, sam byłem świadkiem, a nawet aktywnym propagatorem narodzin tej „nowej świeckiej tradycji”. Skojarzenie z „Misiem” nasuwa mi się automatycznie. Sam pomysł wyszywania sprawności był pokłosiem absurdalnie pogmatwanej rzeczywistości PRL-u, w której przyszło nam, ówczesnym instruktorom funkcjonować.  My związani z KIHAM-em, a później z podziemiem harcerskim szukaliśmy najprzeróżniejszych dróg by w sposób legalny, a zarazem znaczący odróżnić się od komunistycznej masówki. Rezygnacja z krążków, które, jak pamiętam, można było, bez żadnego problemu nabyć za 2 zł w „CSH” (Centralna Składnica Harcerska), była manifestacją naszej odmienności. W skomunizowanych drużynach i hufcach gdzie nikomu nie przeszkadzał czerwony golf wystający do brody spod munduru, nikomu by się nie chciało zadawać sobie tyle trudu. Kiedy więc widziałeś harcerza z wyszytymi sprawnościami od razu wiedziałeś, że to swój chłop, że składał to samo co ty przyrzeczenie i że jak się do tej pory nie spotkaliście na jakimś nielegalnym zlocie albo Białej Służbie, to się na pewno jeszcze spotkacie. Mówiąc wprost był to znak, że masz do czynienia ze swoim.

Aż dziw bierze, w dziś w normalnym harcerstwie dawny niepisany i wyrosły z absurdalnej rzeczywistości zwyczaj,  zamieniono na wymóg formalny. I po co? Chyba już nie musimy szukać sposobów by się od kogoś odróżnić. Mamy swoją własną organizację, mundur – czego chcieć więcej. Nie sądzę też, aby umiejętność haftu użytkowego była tą kompetencją, którą każdy harcerz winien się bezwzględnie charakteryzować. Tymczasem, właśnie jej opanowanie staje się sztandarowym wyróżnikiem mężczyzny, (obywatela, ojca) wychowanego w harcerstwie. Czego by w harcerstwie nie dokonał, zawsze kończy się to przy nitce i igle. Autor tego pomysłu (zapewne zaciekły przeciwnik parad równości) jest chyba przekonany, że chłopcy to uwielbiają? Jeśli nie ( a moim zdaniem nie) efekt jest taki jakby ktoś sypnął garść piachu do silnika. Skąd więc się to wzięło?  

To jest temat na odrębne, szersze opracowanie. Czy nie chodzi czasem o kultywowanie tzw. tradycji metodycznej? Cóż to jest tradycja metodyczna? To wykręt i alibi dla ignorantów, którym powierza się projektowanie narzędzi metodycznych. Nie mając pojęcia jak je udoskonalić, a będąc zmuszonymi (najczęściej przez własną ambicję) dokonać jakichś wiekopomnych modyfikacji, szukają inspiracji w przeszłości, powielają stare błędy i uzasadniają je ideowym przywiązaniem do tradycji. Tymczasem metoda wychowawcza ma być skuteczna, a nie tradycyjna. 

Wróćmy do sprawności. Jaki jest efekt tej tradycji? Harcerze nawet jeśli zdobywają jakieś sprawności, to nie noszą ich odznak. Rzadko który, normalnie rozwijający się chłopak, ma zamiłowanie do haftu artystycznego, a i u dziewcząt nie jest to zbyt popularne. Skoro nie kompletuje się sprawności na rękawie, skoro starsi nie dają przykładu młodszym, skoro w drużynach nie ma mody na rękawy obszyte krążkami, to znika naturalna w tym wieku motywacja, polegająca na chęci dorównania starszym. I jeszcze jakby tego było mało, ktoś kiedyś zadekretował, że instruktorom nie godzi się nosić sprawności na rękawie.

2. Teraz weźmy się za kolejną systemową barierę – BIUROKRACJĘ.

Zadania próby należy zapisać w karcie próby lub notatniku harcerskim (treść zadania termin realizacji, zaliczający) – regulamin pkt 2. Wzór formularza jest załącznikiem do regulaminu.

Widział kto kiedyś minę harcerza, który zapragnął zdobyć sprawność pływaka i dowiedział się, że pierwszą czynnością jaką musi wykonać jest wykaligrafowanie karty próby. Ja nie widziałem, bo znając naturę chłopca nigdy by mi do głowy nie przyszło kazać mu wypełnić jakikolwiek formularz na biwaku, ale mogę sobie wyobrazić. Udręka i obrzydzenie. Komu to potrzebne? Czy te karty prób przechowuje się w jakimś archiwum dla potomności albo dla jakiejś ważnej komisji kontrolującej z ramienia „Urzędu” Naczelnika jakość przeprowadzanych prób? Czy wprowadzono je tylko dlatego, że jakiś mentalny „urzędas” stwierdził, że na wszystko musi być „bumaga” to i na sprawności też.    

3. Kolejny absurd – centralizm bizantyjski (zasada, na której opierały swoją organizację systemy totalitarne w XX w. ze szczególnym uwzględnieniem systemu sowieckiego).

Jest zupełnie naturalne, że żaden regulamin i najobszerniejszy nawet zbiór wymagań nie może uwzględnić całego bogactwa jakie niesie ze sobą życie. Toteż, tych kilkadziesiąt zatwierdzonych rozkazem naczelnika sprawności zawsze będzie kroplą w morzu potrzeb i możliwości metodycznych. Drużynowi chcąc, rzeczywiście odpowiadać na indywidualne, nie raz bardzo specyficzne, potrzeby chłopców tworzą i będą tworzyć nowe sprawności – nieraz też, z powodu własnych pomysłów, nieraz ze względu na specyfikę drużyny.

Wymagania sprawności nie objętych niniejszym regulaminem zatwierdza hufcowy i ich kopię przesyła do Głównej Kwatery Harcerzy ZHR w terminie do 1 miesiąca od zatwierdzenia – regulamin pkt 6.

Innymi słowy gdy na obozie wędrownym w górach Kaczawskich zgłosi się do drużynowego harcerz z nieujętym w regulaminie, szalonym pomysłem zdobycia sprawności np. poszukiwacza złota, drużynowy musi znaleźć hufcowego by ten zatwierdził mu stworzone ad hoc wymagania. Innymi słowy chcąc być w zgodzie z regulaminem należy uświadomić harcerzowi, że „takie rzeczy to tylko w Erze”.    

Tym się różni totalitarne centralne planowanie, od wolnego rynku, że w tym pierwszym zawsze wszystkiego brakuje, bo o wszystkim decyduje urzędnik, a w tym drugim wszystkiego jest pod dostatkiem bo na bogactwo oferty „pracuje” ogromna ilość twórczych i aktywnych podmiotów. Pozostaje więc odpowiedzieć sobie na pytanie, w jakim systemie chcemy żyć i do jakiego wychowywać przyszłych obywateli.

Albo inny absurdalny zapis wyjęty z 2 pkt. Regulaminu, określający z góry czas trwania próby. Sprawność I stopnia (jedno gwiazdkowa): 1-2 tygodnie, II stopnia: 3-4 tygodnie, III stopnia: 1-2 miesiące, mistrzowska: 1-6 miesięcy.

Bardzo często mam wrażenie się, że nasze harcerskie regulaminy tworzone są przez urzędników, których zaimportowano z Moskwy (już nie spadochronach, tylko w ramach kontraktów menadżerskich).  Skąd się bierze ta skażona mentalność u ludzi, którzy nie przeżyli „dobrodziejstw” systemu, który usiłują nam na powrót zainstalować? Przecież ten regulamin to jawna i planowa demoralizacja. Z góry wiadomo, że każdy instruktor będzie go stale i systematycznie łamać na oczach swoich harcerzy. Już widzę młodzika zdobywającego sprawność kuchcika przez tydzień, albo wywiadowcę odbywającego próbę na pływaka przez 3 tygodnie. Wreszcie usiłuje sobie wyobrazić próbę na trzy pióra trwającą 1-2 miesiące. Jest tylko jeden wniosek jaki mogą wyciągnąć z tej sytuacji przyszli obywatele - że prawo to system idiotycznych kłód, jakie państwo rzuca swoim obywatelom pod nogi, a pierwszą cnotą obywatela jest umieć to prawo obchodzić. Już samo umieszczenie w regulaminie harcerskim tego typu absurdu, kwalifikuje się pod sąd.  

4. Kolejna bariera – szkolne wymagania.

Pamiętam, że w roku 1974 aby zdobyć w ZHP sprawność piłkarza, trzeba było udać się do instruktora, który ze specjalnego segregatora wyjmował odpowiedni formularz testu, sadzał cię na widoku i dawał 15 minut na jego rozwiązanie. Odpowiadałeś na kilka pytań typu:

Z jakiej odległości wykonuje się rzut karny?
     a.) 9m, b.) 11m, c.) 18m
Kiedy środkowy obrońca może zagrać ręką?
     a.) zawsze, b.) kiedy jest kapitanem drużyny, c.) gdy znajduje się w polu karnym, d.) nigdy

Po piętnastu minutach  było już po próbie. Jeśli uzyskałeś minimum 50% punktów, mogłeś oczekiwać wyczytania w rozkazie, a potem z dumą nosić krążek sprawności.

Coś mi się zdaje, że ktoś kto układał wymagania obecnego regulaminu, z wielkim sentymentem wspomina te „piękne czasy”. Tyle tam „wie”, „zna”, „rozumie”, „przeczytał”. Szkółka! Pokażcie mi chłopaka, który w swoim czasie wolnym albo na wakacjach, chce sam z siebie ponownie trafić do szkoły.  O ile jeszcze pamiętam, a pamięć mam dobrą i wspomnienia żywe, to ja i moi koledzy sto razy woleliśmy coś zrobić, zmajstrować, wykonać niż się nauczyć, przeczytać i zrozumieć. Żyliśmy kultem czynu, a nie słowa. Nie mówiąc już o tym, że samo słowo sprawność jest określeniem umiejętności, a nie wiedzy. Zatem aby zdobyć sprawność kucharza trzeba raczej ugotować smaczny obiad dla obozu, złożony z trzech dań, a nie wykazać się wiedzą na temat walorów odżywczych poszczególnych produktów.

W regulaminie czytamy co prawda niezbyt składną ale merytorycznie uzasadnioną definicję: sprawność jest to praktyczna biegłość harcerza w określonej dziedzinie, ale w bardzo wielu konkretnych wymaganiach znajdujemy zupełnie coś przeciwnego. Żeby nie być gołosłownym przytoczę przykład sprawności „szkutnika”.  Moja chłopięca wyobraźnia podsuwa mi obraz wykonanej własnoręcznie łódki, czy kajaka. Okazuje się jednak, że autorzy wymagań nadają na nieco innych falach.

Szkutnik (sprawność dwugwiazdkowa)

  • Zna ogólną charakterystykę klas jachtów żaglowych używanych w Polsce, rodzaje i typy ożaglowania.
  • Zna nazwy części kadłuba, osprzętu i wyposażenia, a także masztów, olinowania i ożaglowania.
  • Rozpoznaje różne gatunki drewna i sklejki mające zastosowanie w budownictwie jachtowym.
  • Korzysta z prostych narzędzi stolarskich i ślusarskich.

Komentarz metodyczny wydaje mi się zbyteczny.

Zwrócę tylko uwagę na aspekt ideologiczny. Tak, tak – ideologiczny. Mamy tu element narodowy, na uwagę zasługują tylko jachty używane w Polsce – te „imperialistyczne”, znane być harcerzom nie muszą. Może powinno się to rozszerzyć, także na inne sprawności – ot choćby mechanika samochodowego. Potrafi wyregulować zapłon, ale tylko w Polonezie albo Syrence –  w typowo polskich, naszych narodowych konstrukcjach. Ktoś powie: Gajdziński czepia się jak rzep psiego ogona. Tymczasem problem jest poważny i dotyczy nie tylko wymagań na sprawności ale też i na stopnie. Wszędzie tam coraz więcej widzę wymagań, które zostały dołożone ze względów ideologicznych. Niszczą one skuteczność naszych narzędzi metodycznych, bo harcerzom ideologia odbija się czkawką. O ile przy sprawnościach nie jest to może tak groźne, bo jak dotąd jeszcze harcerz ma prawo sam sobie wybrać, które chce zdobywać, to już w wymaganiach na stopnie, jest to problem bardzo poważny. Blisko połowa wymagań na młodzika to wymagania ideologiczne. Gdyby rzeczywiście drużynowi je stosowali, bardzo prędko nasze drużyny i hufce osiągnęłyby poziom liczebności podobny do tego jaki charakteryzuje hufiec Mokotów, czyli ten hufiec który ów trening przechodzi od z górą dziesięciu lat.  

Jak to naprawić?

Wiem, że Główna Kwatera Harcerzy przymierza się do modyfikacji regulaminu sprawności. Tu mała dygresja – wydaje mi się, że wpierw należałoby naprawić o wiele ważniejszy fatalny system stopni  – ale rozumiem, że wpierw jego autorzy okupujący obecną GKHy musieliby się przyznać do błędu, co jest raczej mało prawdopodobne. 

Skoro więc jest szansa na naprawę regulaminu sprawności – dobre choć i to.

A więc jak to naprawić? Radykalnie!!!

1. Zrezygnować z obowiązku wyszywania sprawności.
Jestem pewien, że w wolnorynkowej III, a może nawet i w IV Rzeczypospolitej znajdą się składnice harcerskie, które we własnym dobrze pojętym interesie wyręczą w wyszywaniu sprawności tysiące harcerzy za opłatą ok. 2 zł. Przysięgam, że nie mam udziału w żadnej z nich.

2. Odbiurokratyzować zasady regualminowe.

  • Zrezygnować z „uwielbianego przez harcerki i harcerzy” obowiązku wypełniania karty próby.
  • Zaprzestać wreszcie odbierania kompetencji wychowawczych drużynowym. Jeżeli władze harcerskie powierzają instruktorowi wychowanie 30 chłopaków, to chyba mogą mu też okazać zaufanie w kwestii tak małoznaczącej jak ułożenie wymagań na nową sprawność. 
  • Oczyścić regulamin ( nie tylko zresztą ten) z urzędniczego języka i absurdalnych sformułowań, które prowadzą do powszechnej demoralizacji. Regulamin im jest krótszy tym jest lepszy. Im więcej pozostawia swobody tym jest bardziej życiowy. A najgorszy z możliwych regulaminów to ten, który zawiera przepisy niemożliwe do spełnienia – przynajmniej odkąd w 1989 roku zdecydowaliśmy się skończyć ostatecznie z komuną w Polsce i w harcerstwie.
3. Uatrakcyjnić wymagania

Wymagania sprawności powinny działać na wyobraźnię chłopca. Żadne tam „wymieni”, „zapozna się”, „przeczyta”, itd. Chłopcy mają tego pod dostatkiem w szkole. W harcerstwie nie szukają kolejnego kółka zainteresowań w ramach zajęć poza lekcyjnych, tylko autentycznej przygody. Przygodą będzie więc zbudowanie kajaka, którym się potem popłynie na Mazury, a nie wymienienie przed komisją złożoną z drużynowego i przybocznych, nazw wszystkich możliwych żagli stosowanych na jachtach.  Sprawność typu „Znawca czegoś tam” bez wątpienia może się przysłużyć do rozwoju zainteresowań chłopca, pod warunkiem jednak, że chłopiec zdecyduje się na jej zdobywanie. Jeżeli jednak jej wymagania pachną mu nudą i szkołą to choćby autorzy regulaminu mieli najszersze intencje i zebrali 1000 ideologicznych pochwał za jego stworzenie, żadnego pożytku z tego nie będzie, a tylko szkoda. Bo harcerz wertując książeczkę wymagań i trafiając w niej kolejno na kilka tego typu udręk, dojdzie słusznego wniosku, że o ile jeszcze coś go pociąga w harcerstwie to na pewno nie zdobywanie sprawności. A ponieważ jednak do zdobywania sprawności będzie przymuszony, choćby w próbie na stopień, to wykpi się tzw. „wytrychami”. Takie określenie funkcjonuje w kilku znanych mi środowiskach. „Wytrych”, to sprawność, którą zdobywa się bez żadnego wysiłku – po linii najmniejszego oporu. Proponuję czytelnikom Pobudki zabawę w identyfikację tego typu wytrychów w obowiązującym zbiorze wymagań. 

Jak mógłby wyglądać regulamin sprawności?

  1. Sprawność harcerska jest potwierdzeniem posiadanej umiejętności.
  2. Aby zdobyć sprawność należy zgłosić drużynowemu chęć przystąpienia do próby i ustalić wraz z nim zadanie bądź zadania do wykonania. Zadania muszą być dobrane w ten sposób aby ich wykonanie stanowiło dowód posiadania umiejętności określonych w wymaganiach sprawności.
  3. Harcerz może zdobywać każdą sprawność jaką sam sobie wybierze. Nikt nie ma prawa narzucić harcerzowi wyboru zdobywanej sprawności.
  4. Odznaką sprawności jest naszywka w kształcie koła o średnicy 3cm zawierająca określony regulaminem symbol, noszona na prawym rękawie bluzy mundurowej. W przypadku braku miejsca na mundurze, większą liczbę sprawności można naszywać na szarfie w kolorze munduru o szerokości 12 cm noszonej z prawego ramienia.
  5. Sprawność może być odebrana przez drużynowego w przypadku stwierdzenia braku wymaganych umiejętności.
  6. Zdobycie i odebranie sprawności ogłaszane jest rozkazem drużynowego.
  7. Wymagania  na sprawności, których nie ma w regulaminowym wykazie, układa drużynowy – instruktor ZHR.

I to wszystko!

Zaś co do wykazu sprawności opublikowanego w tzw. książeczce sprawności, powinny znaleźć się  w nim tylko te sprawności, których wymagania działać będą na wyobraźnię chłopców. Lepiej gdy będzie tam mniej propozycji ale porywających, niż cała masa nudnych mało kogo interesujących. Książeczki te czytają przede wszystkim harcerze, którzy szukają w nich propozycji odpowiednich dla siebie. Książka powinna rozpalać ich wyobraźnię, a nie zalewać morzem nudy.

Na koniec uwaga natury ogólnej, którą czynię aby uprzedzić ewentualną dyskusję o „najważniejszej” dla wielu instruktorów zasadzie wyszywania sprawności. Zrezygnować z obowiązku, to nie znaczy zabronić. Każdy harcerz jeśli tylko chce, może sobie sprawność wyszyć. Tak samo jeśli tylko uważa, że karta próby pomoże mu w sprawnym przeprowadzeniu próby, może ją sobie wykonać. „Może” to nie znaczy „musi”, jak jest obecnie. Tak są zorganizowane nowoczesne społeczeństwa, które świecą triumfy we współczesnym świecie. Jeśli chcemy by i Polska się do nich zaliczała, starajmy się budować zdrowe zasady wszędzie tam gdzie mamy na to wpływ, a zwłaszcza w harcerstwie, które wychowuje przyszłych obywateli.