phm Robert Chalimoniuk "Orzeł" 

 

Długo wahałem się czy zabrać głos w tej sprawie. Od Zjazdu minęło już trochę czasu, emocje opadły i chyba teraz, z pewnym dystansem potrafię mówić o rzeczach, co do których wolałbym pewno zapomnieć. Nie tylko ja...

Może jednak lepiej wyjawić całą prawdę i uciąć wszelkie domniemania. Raz i oby na zawsze.

Trzy mandaty

Wiadomo było że wybory na Mazowszu będą kluczowe dla przyszłości związku. Z jednej strony okręg ten wybiera największą liczbę delegatów. Z drugiej, jak mało który - jest podzielony. W stosunku do innych jeszcze przed wyborami można  było śmiało stwierdzić czy wyłonieni z nich delegaci opowiedzą się za utrzymaniem czy zmianą dotychczasowych praktyk w ZHR a co za tym idzie władz.

Na Mazowszu było pół na pół. Uogólniając w wyborach starły się tu dwie opcje: „obudzeni” (grono instruktorów z posiadającej tę nazwę inicjatywy wyborczej) i instruktorzy związani z ówczesnym Naczelnikiem Harcerzy. U harcerek wynik głosowania był jednoznaczny. Kłopoty pojawiły się w chorągwi męskiej.

Przeciwstawne opcje niemal po równo podzieliły się mandatami, z tym że ostatnie 3 mandaty nie mogły być przyznane gdyż przypadały na nie  4 osoby, które otrzymały równa liczbę głosów. Ważna uwaga: w tej liczbie było 3 „obudzonych” i 1 „zwolennik” Naczelnika. Będący na miejscu komisarz wyborczy, jak się później okazało błędnie, zamiast dogrywki, zarządził losowanie. W jego wyniku odpadł „zwolennik”. Co ciekawe komisarz po paru dniach zmienił zdanie i odmówił zatwierdzenia protokołu wyborczego podważając słuszność losowania. Spotkało się to też ze uzasadnionym ze strony delegata, który odpadł - protestem wyborczym. Sąd harcerski uznał protest i nakazał wybory uzupełniające przy okazji zbiórki wyborczej do władz okręgu i chorągwi.

Właśnie na tych wyborach stała się rzecz według mnie niebywała. Po przeprowadzonym głosowaniu prezydium obwieściło zebranym, iż z racji faktu, że z sumy kart oddanych wynikał brak kworum, nieobsadzone trzy mandaty... przepadają. Komisarz zatwierdził takie rozwiązanie i natychmiast oddalił się ze spotkania nie dając nawet szansy na sprostowanie sprawy na miejscu.

Rozwiązanie to, jak i zachowanie komisarza było nie do przyjęcia. Przeanalizowałem sprawę na spokojnie w domu. Z całości niestety, poza niesłusznością decyzji, zaczął wyłaniać się brak dobrej woli dla załatwienia tej sprawy. Złożyłem więc protest wyborczy do SH. Zresztą nie ja jeden. Podobnych protestów w tej sprawie wpłynęło 4. Bynajmniej nie wszystkie od bezpośrednio zainteresowanych.

Argumentacja moja, pomijając kruczki prawne, opierała się na kilku filarach:

  • nikt nie może w wyniku wyborów zmniejszyć liczby mandatu chorągwi, o ich liczbie decyduje Rada Naczelna oraz kworum w pierwszym terminie, a takowe było – należało więc procedować aż do obsadzenia wszystkich mandatów.
  • kworum na zbiórce było z pierwszego terminu, alternatywnie uznając dogrywkę za drugi termin nie było wymagane
  • o kworum decyduje komisja skrutacyjna a nie prezydium, a już tym bardziej komisarz
  • kworum ogłasza się na podstawie listy obecności, a nie liczby oddanych głosów, a zgodnie z oświadczeniem komisji skrutacyjnej zbiórki wyborczej okręgu (w ramach której odbywała się dogrywka) kworum w chorągwi harcerzy było

Biorąc powyższe wnioskowałem o:

  • uznanie wyników dogrywki wyborczej
  • obsadzenie wakujących mandatów wg. liczby głosów oddanych na poszczególne kandydatury, zaś w przypadku braku rozstrzygnięcia zarządzenie losowania pod nadzorem Sądu Harcerskiego z uwagi na naganne i obnażające niekompetencje dotychczasowe działania przydzielonego komisarza.
  • W przypadku losowania monetą – przydzielenie mi orła ;-)

Sąd rozpatrzył mój wniosek jako pierwszy który nadszedł. Podzielił moja argumentację i przychylił się do wniosku. Wyniki dogrywki okazały się dla mnie i instruktora, który pierwotnie odpadł nadal nie rozstrzygające, w związku z czym zadecydowało losowanie. W prawdzie nie odbyło się monetą ale los okazał się dla mnie znów przychylny.

Protokół z losowania jak i wyrok został przesłany do komisarza. Ponieważ jednak odbiór dokumentów nie został potwierdzony, wszyscy trzej zjawiliśmy się w dniu rozpoczęcia zjazdu zaopatrzeni w te dokumenty. By dopilnować sprawy stawił się też szef komisji skrutacyjnej zbiórki okręgu. W biurze zjazdu okazało się że nie ma dla nas mandatów co o tyle nas nie dziwiło, że cała sprawa miała miejsce raptem kilka dni temu i mogły nie być na czas wykonane. Z interwencją czy raczej wnioskiem udaliśmy się więc do komisarza. Zaznaczyć należy, że komisarz dla Mazowsza był również członkiem komisji związkowej. Druh ten oczywiście znał dokumenty ale zadeklarował, że nie obchodzi go wyrok sądu. Nie obyło się bez przykrej wymiany zdań, po czym komisarz odwrócił się na pięcie i odszedł. Sprawa więc pozostawała w zawieszeniu, czyli na obecną  chwilę czuliśmy się wykolegowani.

Stało się jasne, że nie chodzi już o uszanowanie demokracji lecz o wpłynięcie za wszelką cenę na układ głosów na sali zjazdowej. Bo przecież od dawna, od listu otwartego obudzonych wiadomo było jak będziemy głosować.

Niedługo po tym na zjazd przybyła druga osoba ze składu komisji związkowej, która uznała wyrok jak i wynik dogrywki. Brakowało trzeciej która mogła by sprawę choćby siłowo- głosując, w jakiś sposób przesądzić. Osobiście nie wyobrażałem sobie by podważać prawomocność niezawisłego sądu organizacji ale to co nas spotkało utwierdzało w przekonaniu że wszystko jest możliwe.

W miedzy czasie w holu auli pojawił się delegat, który przegrał (nie został wylosowany). Jak sam przyznał, ściągnięty został telefonicznie, najwyraźniej z przeświadczeniem, że w tym zamieszaniu da się coś ugrać. Pomyślałem – w końcu zawsze lepiej 1:3 niż 0:3.

Chwilowo trwał pat. Przedłużało się rozpoczęcie zjazdu. Poszedłem więc do Przewodniczącego Związku z prośbą o interwencje, by może nie w prawno-regulaminowy ale po prostu harcerski sposób zakończył sprawę. Siłą swojego autorytetu. Przewodniczący przyznał że zna sprawę, po czym bez słowa się oddalił.

Chwilę potem wstąpił na mównicę i rozpoczął zjazd. Cóż, pomyślałem, wszystko stracone. To co wydarzyło się potem widzieli wszyscy delegaci, inni znają z relacji. Przed mównicę wyszedł Szwejk (ówcześnie mój komendant Chorągwi) i stał przed nią tak długo aż przewodniczący obiecał, że sprawa trzech mandatów Mazowsza nie zostanie pominięta.

Nie wiem czy Szwejk postąpił właściwie. Ja wyczerpałem wszystkie moje możliwości. Chyba nie było innego wyjścia. Nie wiem czy sam odważył bym się na taki krok. Może lepszym rozwiązaniem było by opuszczenie sali obrad przez delegatów którzy nie godzili się na takie traktowanie. Zapewne łatwiej było by wtedy o jednomyślność ale może trudniej o kworum. Może też bardziej eleganckie, prawnicze było by podważanie legalności zjazdu w sądzie po jego zakończeniu, ale czy praktyczne?

I chyba najważniejsze pytanie: czy w tym dążeniu do negatywnego dla Mazowsza załatwienia sprawy nie podeptano po drodze zwykłej ludzkiej uczciwości?

Długo trwały jeszcze prawnicze targi. Do sporu wciągnięto i Sąd Harcerski, i kogokolwiek z prawniczym wykształceniem. Zjazd stracił ze 2 godziny na wyczekiwanie rezultatu, po czym komisarz ustąpił ze swojego stanowiska i przyznano nam rację i owe mandaty.

W kuluarach zyskaliśmy miano trzech bandytów. Ja z ksywy Orzeł – dodatkowo nazwany zostałem „Adler” (to z niemieckiego - na topie był wtedy „dziadek w wehrmachcie” – więc pewno stąd), Szwejk - „baranem” (może choć w uznaniu uporu ;-). Cóż, coś chyba nie tak z tą rycerskością. Skaut śmieje się i gwiżdże nawet w najgorszym położeniu. Harcerz jest pogodny. Więc przyjmijmy to z uśmiechem.

Poprzednio gdy w komentarzach ktoś przyrównał mnie do psa pomyślałem, że to nawet sympatyczne. Lepszego wyrazu nabiera wtedy nasze „Czuwaj” a i wiążąc krąg można powiedzieć „podaj łapę”. Może w „adlerze” czy „bandytach” też tkwiły czyste intencje.

Dh komisarz – hm. Roman Wróbel, decyzją obecnego Naczelnika zasiada obecnie w Komisji Harcmistrzowskiej.

Puls dwa, minus jeden

Ciekawie wyglądała też sprawa rozkazów Naczelnika Harcerzy, a konkretnie L6/2005 i L7/2005 wydanych w czerwcu i lipcu 2005r. i rozesłanych do podległych jednostek odpowiednio 8.07 i 24.08.2005. Rozkazy te wisiały sobie spokojnie na stronie internetowej GKHy aż do 8 stycznia 2006r. i nagle pomiędzy tą datą a 12 stycznia, zmieniły swoją treść. Zmiana polegała na dopisaniu do listy czynnych instruktorów dwóch nazwisk: hm. Ireneusza Dzieszko i hm. Roberta Kowalskiego. Stało się to właśnie wtedy gdy okręgowe komisje wyborcze kończyły sporządzanie list uprawnionych do głosowania. Treść rozkazów zmieniono bez powiadomienia  komendantów chorągwi ani komisji wyborczych. Obaj druhowie usiłowali się odwoływać od decyzji o nie wpisaniu ich na listy wyborcze powołując się na te właśnie zmienione rozkazy.  Sprawę próbowano bagatelizować, tłumacząc to roztargnieniem Kierownika Biura GKHy. Jednak w sprawie innego harcmistrza Pawła Lecha, którego karta rejestracyjna „ginęła” w GKHy aż dwukrotnie, Naczelnik nie zrobił nic by go przed wyborami wpisać na listę instruktorów i to mimo wielokrotnych monitów ze strony Komendanta Chorągwi pod którą podlegał.

hm. Paweł Lech został pozbawiony praw wyborczych. Irek Dzieszko oraz Robert Kowalski prawa wyborcze otrzymali.

Komisja Rewizyjna ZHR, która na wniosek dwóch zainteresowanych komendantów chorągwi; podkarpackiej i mazowieckiej badała te wydarzenia, stwierdziła, że w GKHy miały miejsce nieprawidłowości związane z wydawaniem rozkazów Naczelnika

Lista

Na opisane wyżej wydarzenia warto też spojrzeć z perspektywy tego co działo się na Górnym Śląsku. Po sporządzeniu listy uprawnionych do udziału w wyborach, przez tamtejszą, okręgową komisję wyborczą, pismem z dnia 13 stycznia 2006r. (w tym samym czasie zmieniono treść rozkazów L6 i L7),  Naczelnik Harcerzy ZHR oprotestował na niej kilka nazwiska, powołując się na fakt nie wpisania ich na listę instruktorów. Dotyczyło to między innymi hm. Piotra Koja, który według Naczelnika nie miał zaliczonej służby instruktorskiej za 2004r. Przypomnijmy, ze druh Piotr, do kwietnia 2004r. był legalnym Przewodniczącym ZHR, a później był członkiem chorągwianej Komisji Instruktorskiej. Funkcje w swojej macierzystej chorągwi pełnili też inni instruktorzy, którym Naczelnik starał się uniemożliwić udział w wyborach. Ponieważ okręgowa komisja wyborcza wykonała polecenie Naczelnika i wykreśliła ich z listy wyborców, zainteresowani złożyli stosowne odwołanie do Sądu Harcerskiego, gdzie obok zarzutów prawnych i proceduralnych, wskazano na argument najistotniejszy.

(...) tuż przed Zjazdem okazuje się że właściwie większość Komisji Instruktorskiej nie jest w ocenie Naczelnika Harcerzy instruktorami posiadającymi czynne prawa wyborcze. Wydaje się, że taka metoda ograniczania instruktorów nieco inaczej postrzegających rzeczywistość, nie jest zasadna.(...)   

Sąd Harcerski podzielił argumenty skarżących i nakazał wpisać ich nazwiska na listy wyborców.

Sprawę odpowiednio naświetlił ówczesny Szef Biura GK phm Grzegorz Witkowski. W oficjalnym komunikacie na stronach OH wręcz zrugał Sąd Harcerski, nie tylko podważając jego uczciwość lecz zarzucając kumoterstwo. (http://forum.zhr.pl/viewtopic.php?t=239). Materiał został zamieszczony na oficjalnej stronie Organizacji Harcerzy, dopiero po fali protestów na forum zhr.pl –zdjęty przez autora.

Phm Grzegorz Witkowski jest obecnie sekretarzem Naczelnika Harcerzy.

W bałaganie

Oto więc w Biurze GKHy panuje niewyobrażalny bałagan. Nikt nie panuje nad listą instruktorów. Karty spisowe dostarczane drogą służbową giną. Spora ilość harcmistrzów, która faktycznie pełni służbę nie jest wpisana na listę instruktorów. Niektórzy jak np. Paweł Lech (też członek Komisji Instruktorskiej na Mazowszu) nie dostępują tego zaszczytu nawet pomimo kilkakrotnych monitów i składania kart spisowych. Nadchodzą wybory i Naczelnik zmuszony wymogiem ordynacji wyborczej porządkuje swój bałagan. Charakterystyczne jest to w jaki sposób to robi. Dla swoich zwolenników nie waha się sfałszować treści najważniejszych dokumentów organizacyjnych, by umożliwić im udział w wyborach.  Z oponentami postępuje odwrotnie. Ignoruje ich prośby o wpisanie na listę czynnych instruktorów, a nawet argumentując to własnym bałaganem, stara się ich usuwać z już sporządzonych list wyborczych.

Hm. Paweł Zarzycki, decyzją obecnego Naczelnika zasiada obecnie w Komisji Harcmistrzowskiej.

Żal, że takie sprawy w naszym ZHR w ogóle zaistniały. Oby jakiekolwiek, dalekie naszym ideałom, kombinacje wyborcze nie miały więcej miejsca.

 

phm. Robert Chalimoniuk - ORZEŁ

 

phm. Robert Chalimoniuk rocznik 1971 (ten lustracyjny acz nie zautolustrowany). Znany bardziej jako Orzeł. Rodem oczywiście z Gniazda a konkretnie 7UDH Gniazdo której to drużynie miał zaszczyt też przewodzić w latach 90-tych. Kolejno komendant Ursynowskiego Związku Drużyn, a po rozroście - hufca.

W ZHR od jego początku.

W swojej harcerskiej przeszłości popełnił prowadzenie pisma dla instruktorów „Harcerskie Luzaki” (”Harcerskie Mazowsze”), współredagowanie magazynu harcerskiego „Pojutrze” w TVP1 oraz organizacje różnego rodzaju większych gier i turniejów (ostatnio „Powstanie styczniowe” – manewry zimowe Mazowsza - gp.zhr.pl). 

Obecnie instruktor Mazowieckiej Szkoły Instruktorskiej. Jeden z trzech współkomendantów kursu metodycznego dla drużynowych Agricola

Z wykształcenia inżynier od automatyki i robotyki. Pracuje w wydawnictwie gdzie za jego udziałem ukazują się gazety (lub czasopisma)