OD REDAKCJI

Publikujemy list nadesłany przez ojca jednego z harcerzy ZHR, w przeświadczeniu, że poruszone w nim problemy nie dotyczą li tylko jednego środowiska. Nazwisko autora pozostanie anonimowe, ze względu na dobro jego syna, który nadal pozostaje w harcerstwie. Z tego też powodu zmienione zostały prawdziwe imiona rozmówców oraz numery i nazwy drużyn. Pomoże nam to potraktować „Rozmowy o katastrofie" jako studium przypadku, który oby stał się przestrogą dla wszystkich środowisk harcerskich. Być może w opisanym przypadku miał miejsce szczególny splot niekorzystnych okoliczności, takich jak: brak zrozumienia idei i metody harcerskiej, arogancja władzy, prywata. Nie mniej, warto poświęcić temu chwilę refleksji. Warto rozejrzeć się we własnym środowisku, czy aby nie odnajdziemy w nim śladów podobnych zjawisk.   

Nazwisko autora znane redakcji

Nie pamiętam już, dlaczego tak się uparłem żeby zapisać syna do harcerstwa. Może była to kolejna pała z matematyki złapana w sposób sugerujący totalne olewanie, wszystkich i wszystkiego z wyjątkiem komputera, może widok trzech kompletnie nawalonych 14-latków ładowanych przez gliniarzy do suki albo gorzkie uwagi nauczycielki, że chłopcy znów kogoś gnoją, bo zamiast markowych ciuchów ma, jakieś podróby ze szmateksu. Czas, kiedy byłem jego jedynym autorytetem skończył się dawno, teraz samodzielnie wchodzi w "szarą sieć "rówieśniczych związków i układów. Ale póki mam coś jeszcze do powiedzenia, staram się, aby rówieśniczy układ nie wychował go na pijaka albo jakiegoś dupka. Na szczęście syn słyszał to i owo o harcerstwie i bardzo chciał przeżywać takie same przygody jak ja. Zacząłem szukać drużyny, w której mógłby robić coś sensownego. Okazało się, że nie jest to takie proste. My byli harcerze mamy jakieś wspomnienia, refleksje z dawnych czasów, zbiór doświadczeń zbieranych przez lata nauki, wojska, pracy jednym słowem mamy, jakiś instynkt, który sprawia, że czasem słyszymy więcej niż chcą nam powiedzieć i widzimy więcej niż nam chcą pokazać......

 

Październik

Sobol, nauczycielka, była harcerka RH: Tu w szkole jest słabiutkie ZHP. Cały rok wegetacja. Budzą się dopiero przed obozem. Próbowałam ściągnąć tu ZHR, ale dowiedziałam się tyle, że jest jakiś przydział szkół, a nasza szkoła przypadła bodajże 23 XDH, która nie wykazuje w ogóle zainteresowania - zresztą oni działają na drugim końcu miasta. Inne środowiska  na dzielnicy zbywały mnie, a to nie miały ludzi, a to teren innego hufca, a może jak rodzice nas zaproszą itp. Jednym słowem wciskanie kitu. Aż znienacka pojawili się chłopcy z 133 XDH Strażnica. Po cichu jakiś nauczyciel wpuścił ich na lekcję żeby zachęcali. Po cichu, dlatego że dyrektor nie zgodził się na jakąkolwiek akcję werbunkową w szkole. Wiesz szkoła ma wysoki poziom i aspiracje. Zbiórki odciągałyby dzieci od nauki. Wychowanie? Szkoła nie jest od wychowywania. Ma przygotować do wyścigu szczurów. Przeciwdziałanie narkotykom, organizowanie wolnego czasu? Dzieci teraz czasu nie mają, narkotyków w szkole nie ma. Oficjalnie. Chłopcy nie przekonali dyrektora i wyszli. Ale jak gadałam z nimi to już wiedziałam, że wrócą choćby oknem. Trzymam za nich kciuki. 133 były zawsze najlepiej zorganizowane i pewnie tak jest nadal, bardzo bym chciała by szkoła weszła w ich orbitę.

Sąsiad: Mój syn jest w Strażnicy. Pechowa drużyna, nie mogli zaczepić się w żadnej szkole, ich macierzystą przekształcono w gimnazjum. Próbowali gdzie indziej, ale miejsca był zajęte, co prawda drużyny tam działające są cieniutkie, ale to są ICH szkoły. Ale sobie dali radę.

Harcerz 1: Dyrektor spławił Jacka i Apacza. Na nabór w szkole mieliśmy szlaban. No to drugi wariant: plakaty na murach, w szkole nawet w kościele. Apacz miał, jakiś układ proboszczem. Zgłosiło się 11 gostków, są do dzisiaj. Będziemy robić nowy nabór, może Pan by poszedł z Jackiem do dyrekcji? A syna przyjmiemy bardzo chętnie.Tylko z tym to już do Jacka.

Marek, harcerz z 74XDH: Byli z nami na obozie. Kapitalni ludzie, może trochę bałaganiarze ale zawsze można było na nich liczyć. Dowodził Jacek, miał posłuch. To jakiś ewenement, że pojechali z nami, bo nigdy żadna drużyna ze133 nie pojechała z innym środowiskiem. Dziwiło nas to, że nikt ze szczepu do nich nie zajrzał choćby z ciekawości, coś chyba było nie tak.

Andrzej: Powiem cynicznie. 133-cie dostały przez nich w tyłek finansowo. Przecież jeśli drużyna jedzie innym środowiskiem, to komendant zgrupowania ma do dyspozycji mniejszą kasę.

Sąsiad:  Komendantem szczepu był A. Facet, który wszystko wie najlepiej i wszystko może załatwić. Dobry organizator, udziela się w Komendzie Chorągwi, ma kumpli we władzach dzielnicy, a nawet miasta . Sporo harcerzy poszło kilka lat temu do samorządów. Teraz już go nie ma. Zrezygnował - wie pan żona dzieci itp. Komendantem szczepu od lipca jest B, ale to już inny człowiek. Rozmawiałem z nim. O wszystko kazał pytać A. Nawet w kwestiach banalnych typu czy mogę pożyczyć komuś młotek Pewnie z czasem się wyrobi.

Harcerz 1: A  nie mógł, już chyba pogodzić harcerstwa, nauki i pracy. Ja po nim nie płaczę. Przynajmniej przestanie nam się wcinać w sprawy drużyny. Dla mnie nie był żadnym wzorem. Dla chłopaków też nie. Starszyzna wybrała B. Kogoś musiała wybrać. Wybór taki sobie. B był  i jest zapatrzony w A. Nic nie zrobi bez jego akceptacji.

Kolec , instruktor z sąsiedniego hufca: Słyszałem takie same opinie. W szczepie są dobre drużyny, niestety jest też dużo fizolstwa, silny nacisk na efekt, wyczyn, dyscyplinę.  Kwestie wychowawcze są na trochę dalszym planie. Bardzo sprawni logistycznie. Plotek unikam ale  trochę tam śmierdzi, jakieś wzajemne podchody jakieś przegięcia męsko-damskie. Dobór ludzi na zasadzie BMW z naciskiem na to „W"-  jak wierny. Strażnica jest OK! Myślę, że synowi się spodoba. Za to czuję, że Jacek długo tam nie pobędzie. Teraz zresztą go nie ma. Wyjechał  do roboty do Irlandii - no co tak patrzysz, o pracę ciężko, a nie każdy chce być na utrzymaniu rodziców. Poczekaj może aż wróci.

Andrzej: W 133 zawsze była taka tendencja. Za kwatermistrzostwo, logistykę, kasę odpowiadał jeden specjalista i zawsze ma rację. Instruktorzy są od zabawy w  harcerstwo, a od prawdziwej odpowiedzialności jest tylko ON. Ostateczne decyzje należą tylko do NIEGO. Układ teoretycznie dobry, ale na dłuższą metę oduczający myślenia i samodzielności.  Myślę, że dobry harcerz w takich warunkach czuje się jak mucha miodzie. Dużo jedzenia ale latać się już nie da. Dobrze że Jacek pojechał z 74, sprawdził się, no i zobaczył inne harcerstwo.

Hans :Tym co mówią o A, zbytnio bym się nie przejmował. Musisz sam się przekonać. Układy są  wszędzie i zawsze. Ktoś o kimś mówi źle albo dobrze. Idealnych środowisk harcerskich nie ma i nigdy nie było. A 133 zawsze były jednymi z najlepszych. Jeśli ten B jest cienki to i tak wszystko teraz zależy od drużynowych, no i w szczepie jest sporo wolnych instruktorów. Ma kto pomagać.

Matka :Byłam u córki na obozie. Wspaniałe warunki, sympatyczny kierownik, układy prawie, że rodzinne. Córka bardzo zadowolona. No i cenowo miesiąc wypada taniej niż dziesięć dni koloni. Myślę, że spokojnie może tam Pan sprzedać syna.

Wczesna wiosna

Jacek, do tej pory drużynowy 133XDH Strażnica: Niestety nie mogę pomóc, zdjęli mnie z funkcji i wywalili ze szczepu. Będę się odwoływał. Drużyna na szczęście działa nadal, zaraz podam kontakt na chłopaków.

Harcerz 2: Jacek wyleciał za zaniedbanie drużyny. Wywalił go B. Tak naprawdę to bzdura. Zwyczajnie przeszkadzał grupie trzymającej władzę. Po prostu A nadal kieruje szczepem z tylnego siedzenia. Nie mogli darować Jackowi tego wyjazdu na obóz z 74, no i te jego ciągłe domaganie się wyjaśnień co do finansów szczepu było im ością w gardle. Tyle, że zaraz po obozie wyjechał za granicę i mogli uderzyć dopiero na zimowisku. Chyba mieli nadzieję, że zostanie w tej Irlandii.

Instruktorka z 133XDH: Drużynie nic się nie stanie, przejęli ją dosyć sensowni ludzie. Jacek dostał to, na co zasłużył. Pojechali na obóz osobno. Co by było gdyby każdy tak pojechał osobno? No i te jego ciągłe czepianie się komendanta. Pan tego nie rozumie, ale u nas w harcerstwie nie można podważać autorytetu instruktorów. A zrobił kupę dobrej roboty, nadal angażuje się, pomaga B,  choć nie musi. Ale to zaniedbanie drużyny to nieprawda. Mogli poszukać innego pretekstu, dobrze że go wywalili, ale nie musieli kłamać.

Kolec: Zaniedbanie drużyny, zawalenie pracy to bzdura. To nie tak, że facet zniknął i pojawił się nagle po pól roku. Formalnie załatwił wszystko z szefostwem. Przyboczni wiedzieli co mają robić chłopcy są bardzo odpowiedzialni. Może nie powinien wyjeżdżać, ale musiał zarobić na studia. Bardzo samodzielny facet, każde środowisko przyjmie go z pocałowaniem ręki.

Sąsiad: A wie Pan jak to było z odwołaniem drużynowego? Szczep pojechał na zimowisko. Jacek przyjechał do Polski, umył się, pocałował z rodziną, spakował plecak i do pociągu żeby jak najszybciej znaleźć się przy drużynie. Przyjechał no i na wejściu dowiedział się od B, że po pierwsze, nie jest drużynowym, po drugie w 133 nie ma dla niego miejsca, a po trzecie, że o 22.40  ma pociąg z powrotem. To tak żeby go upokorzyć, a wszystkim pokazać kto tu rządzi.

Harcerz 2. Plan pracy, zajęcia były w dużej mierze przygotowane przez Jacka. Chłopcy przy planowaniu zajęć zakładali, że Jacek będzie na całym zimowisku. Miał z powrotem dowodzić. Wszystko było uzgodnione. Ciągle konferowali z nim przez Tlena. I nagle pierwszego dnia okazało się, że zostali sami.

Sąsiad : Przysiad pracy był ewidentny, zdaje się, że jesienią nie udał im się nabór. Ubyło trochę starszych chłopaków, którzy nie za bardzo wiedzieli co ze sobą  zrobić. Co tu dużo mówić szef z autorytetem był za granicą. Ale zbiórki się odbywały. Jeździli w teren, mieli gry, wszystko żyło. Szkoda że mimo tylu instruktorów w szczepie nikt im nie pomógł. Ale Jacek wracał w styczniu i wszystko ruszyłoby z kopyta....

Marek: Jacek miał wizję pracy drużyny na lata. Kto ci powiedział, że nic się zmieni? Nowy drużynowy robi w tym roku maturę, jego przyboczny również. B doskonale wiedział, że od marca będą uziemieni, mogą co najwyżej sprawdzać czy drużyna jeszcze istnieje. Od stycznia ciężar pracy miał przejąć  Jacek. Pomoc ze szczepu? Ha! Ha! Ha!!!! Ich oczkiem w głowie jest zupełnie inna drużyna. I ta szybkość z jaką działali. Nikt z nim nie gadał, tak po prostu. Przecież to powinien być jakiś sąd, jakaś rada! Tego uczciwie nie da się załatwić w pół godziny.

Kolec: Jest jeszcze kwestia wychowawcza. Na oczach chłopaków pod sfingowanym zarzutem wyleciał ich wódz. Jaki to sygnał? Że dookoła jest gówno, że kadra kłamie, a wszelkie zasady, Prawo Harcerskie to tylko narzędzia do brutalnej walki o władzę. Konsekwencje?  Część z nich zacznie olewać zasady, bo zobaczyli, że liczą się nie one, a kaprysy kadry i wodza. Trudno się też będzie im przejmować pracą, bo właśnie wyleciał taki co się przejmował nadmiernie. Inni pewnie odejdą, bo bez Jacka to już nie TO.  Autorytet po trochu stracą wszyscy, nowy drużynowy bo zaakceptował sytuację, komendant szczepu bo posłużył się kłamstwem, władze harcerskie bo nie zareagowały

Sąsiad: I nie zareagują. A ma tam zbyt wielu kumpli...

Hans: Drużynowego mogę zrozumieć, odpowiada za harcerzy , za istnienie drużyny. Ale czemu nie postawili się inni?

Andrzej: Szczep jest strukturą nieformalną, więc komendant szczepu nie może zrobić nic. Ale tu komendant szczepu  jest jednocześnie komendantem hufca, a były wódz ma kupę nieformalnych układów. Wystarczy, że wszyscy są przyzwyczajeni, że wszystko za nich załatwiał, że wszystko może załatwić, że robi świetne imprezki. Jak komuś się to nie podoba to siedzi cicho bo nie chce się kopać z koniem. Ludzie bierni są jakoś premiowani, choćby poparciem przy załatwianiu różnych spraw np. zdobywaniu stopnia. Dochodzi selekcja negatywna. Ci którym ten układ nie pasował odeszli, bo było tu dla nich zbyt duszno, albo znaleźli sobie lepszą działalność, bo kto lubi babrać się w gnoju. Teraz to środowisko to gnój. Starszyzna doskonale widzi co się dzieje. Potępiają pewne rzeczy, których A dopuszczał się w tzw. życiu prywatnym. Nie szanują B. Wymieniają informacje, o rzekomych malwersacjach i wyprowadzaniu pieniędzy. Ale jak wywalano Jacka siedzieli cicho. Zapłacą kiedyś za to wysoką cenę. Cholerne nieformalne układy kto inny nosi sznur, kto inny rządzi, bez jakiejkolwiek odpowiedzialności.

Bosman, ratownik na obozach ZHR i ZHP: Pamiętam  jak na obóz takiego jednego środowiska przyjechał eks wódz, Michalski. Z aktualnym szefem prawie nie gadał tylko z ludźmi. Przez dwa dni zdążył nakręcić całą starszyznę przeciw komendantowi. Działał jego autorytet z dawnych czasów. Wystarczyło, że drobnym w sumie błędom nowego komendanta nadał rangę katastrofy.

Ludzie mówili że teraz jest  dno, ale od września wróci  Michalski, to dopiero będzie super szczep. Michalski oczywiście do szczepu nie wrócił, nawet nie planował. To po diabła jątrzył?

Harcerz 1: Jacek domagał przejrzystości w kasie szczepu. Wie Pan, dużo się mówi o wyprowadzaniu pieniędzy obozowych do pewnej firmy. W zgrupowaniu była masa ludzi - jakieś rodziny krewni i znajomi królika, podobno cześć z nich nie płaciła za pobyt. Podobnie na zimowisku. Nagle objawiła się grupka instruktorów, którzy w ciągu roku nic nie robili. Był to dla nich darmowy wyjazd na narty. Dla mnie to było coś nie tak, przecież za ich przyjemność płacili nasi rodzice .a  ta ekipa nie robiła nic pożytecznego ani przed ani po ani na zimowisku..

Bosman: Inny obóz, inne środowisko. Zgrupowanie jak kobyła, ze dwadzieścia osób, robotę ma  z pięć. Część instruktorów formalnie na funkcjach - ale, nie robi nic. Zero zainteresowania programem, pracą obozów i podobnymi bzdetami. Umieli się tylko mądrzyć, jacy to nie byli lepsi. Potem dowiedziałem się, że większość z nich w życiu nie prowadziła nawet zastępu, ale była dobrymi kolegami komendanta. Rozmawiałem z nimi - luzaczki. Oni już swoje zrobili, teraz niech wykazują się młodzi. I codziennie impreza do 2 w nocy, śniadanko - 10 rano, kawusia, słoneczko pomościk, obiadek, po obiadku do miasteczka na rybkę albo na goferka, takie dolce vita. Gdy jeden z drużynowych ostrożnie zwrócił uwagę, że nic nie robią, został tak opieprzony przez komendanta  , że reszta wolała siedzieć cicho. Kierowca miał taką stawkę, że już tańsza była lokalna firma przewozowa. Ale to był kumpel komendanta, no i jego wujek był radnym. Do tego panienki kadry, rodzina komendanta, jacyś kolesie za studiów. Dobrze, że nie ja za to płaciłem.

Andrzej: Takie coś to forma robienia sobie stronnictwa, biada teraz temu kto zaszura wodzowi, który zapewnił nam taki wyjazd. Zresztą nikt nie zaszura. Przecież to dookoła nas kręci się życie towarzyskie szczepu. Krytykując jednego, można narazić się połowie szczepu z komendantem na czele. I jak tu się dziwić, że Jacek im podpadł. Na dodatek pojechał na obóz z innymi. U 74 zobaczył, że obozy można robić bez takiej gigantomanii jak w 133, a komendant nie musi być taki jak A, że można coś zrobić bez niego, a może i wbrew niemu. Powiem cynicznie - był stracony od początku.

Sobol: Poznałam A. Przyszedł na zebranie rodziców namawiać aby zapisywali dzieci do 133. Wyszło to tragicznie. Był z jakimś chłopakiem, kompletnie nieprzygotowani. Nie umieli rozmawiać z rodzicami. Ci sobie robili z nich jaja. Nie było z nimi żadnej dziewczyny. Szkoda bo padały pytania o drużynę żeńską. Zresztą, za każdym trudniejszym pytaniem i tak odsyłali na zhr.pl.

Sąsiad: Ostatni obóz 133 kosztował 900zł. To podobno najdroższe obozy w ZHR. Mam kumpli w zakładzie, dla których to cena zaporowa. Ciekawe bo słyszałem, że inni swobodnie schodzą poniżej 800. Kwadrata Pan może zna? To były harcerz ze 133. Teraz tam jest jego syn. Kwadrat też zaczął dochodzić na co idzie ta kasa. B nie umiał mu na wiele kwestii odpowiedzieć, wiec Kwadrat zwrócił się do Chorągwi, podobno zresztą nie on jeden. Dwa dni temu do młodego Kwadrata dzwoni A i mówi straszliwie wkurzony. „Koleś: ...obrobiłeś mi d... w chorągwi. Za to co mi zrobiłeś oberwiesz. Mam kumpli i zobaczysz jak ci spuszczą  wp...l".

Kolec: Za pierwszym razem myślałem, że się przesłyszałem, żeby dorosły instruktor tak do szesnastolatka. Szok! Ten zestaw A i B to katastrofa. Faktem jest, że teraz były wybory w Okręgu i A przepadł we wszystkich głosowaniach. Stracił też wszystkie funkcje. Chyba go odsunęli. Ja obstawiam, że przez sprawy z życia osobistego, wiesz jakie. Inni mówią o finansach szczepu i stosunkach jakie tam panują, ze sprawą Jacka na czele. A łazi teraz wściekły i szuka winnych.  Dla mnie to standard. Facet nie realizuje się w dorosłym życiu. Odrabia to w harcerstwie, bo tu łatwo zgrywać wodza. Kwadrat też ma kumpli i jak młodemu włos z głowy spadnie, zrobią A sąd harcerski na ulicy. Znam paru. Porządni ludzie ale rękę mają ciężką. Sorry! To nie harcerskie, ale coś z tym trzeba zrobić, gdzie jest do diabła komenda chorągwi.

Członek Władz Wyższych: A co możemy zrobić? Pogróżki nie zostały nagrane. Pewne rzeczy zastanawiają, ale dowodu na malwersacje nie ma. Stosunki w 133XDH? Wiemy, że są  kaprawe ale widocznie tak lubią. Jak im nie przeszkadza smród i obsuwa pracy to co, mamy dorosłych uszczęśliwiać na siłę? Jacek się odwołał, ale nie wiem po co skoro tworzy własną drużynę i nie chce nawet wspominać o 133. Można ścignąć B. Ale kto go zastąpi - A? Czy może znów ktoś pod jego wpływem? Będziemy się temu B i 133 przyglądać, to jedno mogę powiedzieć. Jeszcze jedno. Mówisz o malwersacjach, wyprowadzaniu pieniędzy z kasy szczepu, o tym, że wódz nie rozliczył się z akcji zarobkowej. Skąd to wiesz? Złapałeś A za rękę? Wszyscy mówią? Wszyscy, to znaczy może jedna grupka,  której wydaje się, że umie liczyć. Na razie to pomówienia. I nic więcej.

Grudzień

Hans: Krążą słuchy o jakichś  przekrętach  w 133. Ludzie dużo mówią, ale nikt nic do końca nie wie. Nie widziałem dokumentów, a wiem, że łatwo zniszczyć kogoś fałszywymi oskarżeniami. Moim zdaniem te gadki to w dużym stopniu objaw braku zaufania do własnych wodzów i poczucia bezsilności. Konkretne pytania o finanse bywały zbywane podsmiechujkami albo frazesami o wzajemnym zaufaniu. Węzłowe decyzje nadal zapadają nad ich głowami, nie mają poczucia podmiotowości w środowisku, rozpadają się wzajemne więzi. Ciekaw jestem, czy ktoś próbował sensownie wytłumaczyć rodzicom dlaczego zniknął Jacek, którego znali i spokojnie powierzali mu bezpieczeństwo swoich dzieci? W złodziejstwo trudno mi uwierzyć. Za to niegospodarność uważam za prawdopodobną. Podobno komendant miał w kurniku podłogę z desek! Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Nawet jeśli to był odpad, to przecież kosztuje. Samochód  ze sprzętem stał w obozie dwie doby, z przejazdem to prawie cztery - kolejne pieniądze w błoto. Znów słyszałem o zbędnych ludziach w zgrupowaniu i nadmiarze żarcia, które się marnowało, coś mi się wydaje, że chłopcy nie patrzą na koszta. Działają z rozmachem.  Budują regularne miasto w lesie. Kupują nowe namioty choć tych co już są nie mogą wykorzystać. Przecież pieniądze nie są z ich kieszeni, nieprawdaż?

Andrzej: Znalazłem się u 133 przypadkowo, po prostu byłem w okolicy. Na moich oczach, ktoś ze starszyzny kazał wartownikowi zrobić 20 pompek za zwrócenie uwagi, że nie jeździ się na rowerze po placu apelowym. Klęska wychowawcza! Przecież wartownik musiał tak zareagować. Później pytałem o tego instruktora. Powiedzieli mi, że on tak ma. Pierwszy raz dowodzi. Harcerze też są pierwszy raz na obozie. On jest zestresowany i bez przerwy odreagowuje na dzieciach, a poza tym wyrósł w drużynie gdzie stawiano głównie na dyscyplinę. Dobrze! Ale czy jest może w okolicy normalny instruktor, który by mu wytłumaczył różnicę miedzy gnojeniem a wychowaniem?

Paweł, były harcerz 133 Strażnica z czasów chwały: Raz pogoniłem chłopaka plecakiem. Biegł sto metrów a potem zdjął plecak i rozmawialiśmy godzinę, może dwie. Pomogło. To nie koszary, ganianie nie wystarczy, trzeba tłumaczyć, rozmawiać i słuchać, przecież dzieci są różne i przynoszą ze sobą różny bagaż. Ze Strażnicy na obozie było 11 ludzi. Atmosfera niezła. Instruktorzy w porządku zwłaszcza jeden. Chłopcy zmęczeni, niewyspani,(co noc warta) ale zadowoleni.  Odejście Jacka było ciosem. Sądzę,  że część ludzi odeszła bo bez niego było nie tak. Częścią nie miał się kto zająć gdy instruktorzy zdawali egzaminy. Niestety tak bywa. A po prostu nie wiedział kiedy przestać. Nadal wydaje mu się, że on tu rządzi. Nie rozumiem dlaczego tak go cenią. Dla mnie facet nie zna wielu rzeczy z obozowego abecadła. Strażnica ma niezły potencjał, ale umówmy się. Jak ostro nie wezmą się od września i szczep ich nie wesprze to powiedzmy wprost: tej drużyny już nie ma...

Harcerz 1: Nie byłem na obozie, nie wiedziałem czy chcę jeszcze w to się bawić. Ale we wrześniu chciałem wrócić i zająć się czymś. Ucieszyli się i kazali poczekać parę dni. To samo w październiku i listopadzie. Jest grudzień, a ja czekam nadal.

Harcerz 2: Zrobił się syf. Ludzie sobie nie ufają. Kiedyś rozmawiało się swobodnie. Łapię się na tym, że mówiąc coś na jakiś drażliwy temat, zastanawiam się czy nie będę miał potem kłopotów gdy ktoś powtórzy to naszym wodzom. Nikt nic nie chce robić. Wierzyłem naszemu drużynowemu - okazał się tchórzem. Przy nas mówił co myśli o A i B, a mało im nie wlazł w d.... Wszystko się rozłazi. Kumple odchodzą. Skończymy tak samo jak Strażnica. Poznałem inne środowisko i chyba tam przejdę. Nawet nasze forum internetowe jest już martwe. B nad tym już nie panuje  Jeszcze trochę, to po całych 133-ch zostanie  tylko magazyn z gnijącymi namiotami.

Marek: Forum umierało długo ale strona Strażnicy działała. WWW to kapitalna rzecz, zwłaszcza  jeśli harcerze są z różnych szkół. Chciałbym zrobić to samo u nas, dlatego wnikliwie przeglądam harcerskie strony. Porównałem informacje o aktualnych imprezach  tej drużyny z tymi z jesieni ubiegłego roku. Wniosek: ta drużyna przestała pracować. Zresztą  potwierdzają to wszyscy.

Sąsiad: Widzę jak po szkole chodzą jakieś dziewczyny. Widać, że są przejęte. Próbują montować jakaś drużynę. Wie Pan co mnie denerwuje? Nie mogę opędzić od myśli że ich wysiłek i zaangażowanie zostaną zmarnowane przez rozgrywki gnojków z podkładkami, a idealizm pójdzie w błoto.

Gdzieś w międzyczasie

Drużynowy: dzień dobry mówi Stiopa. Kolec mówił, że syn chciałby wstąpić.... Zapraszam do nas. Buduję nową drużynę - okolica menelska, ale chłopcy są super. Zbiórka w niedziele. Jedziemy na bunkry po sowieckich rakietach. To stare silosy zbożowe? Tego nie wiedziałem. Tylko niech Pan, przepraszam, nie mów tego synowi, bo chłopcy na grze mają te bunkry zdobywać. To czekamy o ósmej pod szkołą. Tak znam Jacka. Fajny facet. Dostał pwd jest drużynowym.  A i B? Nie znam ... Tak, już sobie przypominam. Dla mnie takie sprawy to jakaś dziecinada, przenoszenie do Harcerstwa nawyków z przedszkola, kiedy liczyło się kto rządzi w piaskownicy. Ja mam swoją drużynę robimy całkiem przyzwoitą robotę. Kariery i tak nie zrobię. Te różne zebrania mnie nudzą. Wolę grzebać w sterownikach do maszyn. Po polibudzie zakładam własną firmę...To powiedz synowi jak chce to o ósmej pod szkołą. A tamci niech się bawią sami.

OD REDAKCJI

Publikujemy list nadesłany przez ojca jednego z harcerzy ZHR, w przeświadczeniu, że poruszone w nim problemy nie dotyczą li tylko jednego środowiska. Nazwisko autora pozostanie anonimowe, ze względu na dobro jego syna, który nadal pozostaje w harcerstwie. Z tego też powodu zmienione zostały prawdziwe imiona rozmówców oraz numery i nazwy drużyn. Pomoże nam to potraktować „Rozmowy o katastrofie" jako studium przypadku, który oby stał się przestrogą dla wszystkich środowisk harcerskich. Być może w opisanym przypadku miał miejsce szczególny splot niekorzystnych okoliczności, takich jak: brak zrozumienia idei i metody harcerskiej, arogancja władzy, prywata. Nie mniej, warto poświęcić temu chwilę refleksji. Warto rozejrzeć się we własnym środowisku, czy aby nie odnajdziemy w nim śladów podobnych zjawisk.