hm. Paweł Wieczorek KOHUB

Wyrosła nam POBUDKA z pampersów i zaczyna się zajmować coraz poważniejszymi sprawami, coraz też poważniej jest traktowana. Już nie jako cierń w pięcie albo pypeć na języku. Już się z nami dyskutuje na forach internetowych, na posiedzeniu Rady Naczelnej (takie plotki do mnie dotarły), ale - co dla nas najważniejsze - wśród liniowych instruktorów ZHR i ZHP.

Nobless oblige, my sami musieliśmy też zacząć traktować pismo poważniej, bo zgodnie z zasadami metodyki rośnie nasza odpowiedzialność. I my sobie z tego znakomicie zdajemy sprawę.

Była taka noc niedawno, że przybył do nas znamienity gość. Ktoś nam znany, niespodziany.

Ten Gość ma to do siebie, że przybiera różne postacie, inaczej ukazuje się dzieciom, młodym rodzicom, zuchom, harcerzom. Wcale nie zawsze musi być dzieciątkiem. Mnie na przykład ukazał się w osobie dostojnego starca na siwym koniu podkutym złotymi podkowami. Przybył z dalekiej Ukrainy i rzekł „mam Asaństwu nowin wiele". Pan Dziad z lirą. Wernyhora...

Czemu nas akurat wybrał, nie wiem. Nie powiedział. Czemu ominął znaną sobie chatę w Bronowicach, a zagościł w Warszawie, w symbolicznym dla Harcerstwa miejscu? Pewnie wiedział co robi. Inaczej niż sto lat temu, trafił na towarzystwo ludzi trzeźwych, co dobrze wróży na przyszłość. Będziemy się starali nie powtórzyć błędu zaniechania, zaspania, zapicia, który zgubił naszych starszych braci w podkrakowską noc weselną. No ale to byli artyści...

Nie, nie powiem, że dał nam złoty róg, byłoby to jednak pewne nadużycie. On nam co najwyżej dał wskazówki gdzie złoty róg można znaleźć. Też coś, w obliczu poważnych wyzwań, jakie przed nami stoją. Bo sygnały ostrzegawcze są od paru lat podobne do tych, które opisał Wyspiański - też kochamy ponad wszystko zabawę i czystą formę. Też pojawiają się nam nocami duchy dość ponure. Duchy zdrajców narodu, nawiedzające Polaków ostatnio w noc grudniową. Do dziś nie rozliczonych. „Cienie goryczy, pełne wielkoluda", czyli wspomnienia ludzi wielkich, wizjonerów, potencjalnych przywódców, którzy jednak przez swoich współczesnych uważani byli jedynie za błaznów. Nie brak takich również w dziejach harcerstwa.

Nawet Zawisza Czarny w Bronowickiej chacie pojawił się skarlały i trochę straszny. „Niosę dań, orężną dań"... „stosy trupów, stosy ciał, a krew rzeką płynie, rzeką, tam to jest, olbrzymów dzieło" - nie takie dzieła nam są potrzebne dziś, nie tacy olbrzymi, ściskający nas żelazną dłonią.

No, nieważne. Duch mara, Bóg wiara. Nie tylko jedenastoletnie biszkopty boją się ciemności, i żeby ten lęk przełamać, stawia się ich na warcie. Dorośli też czasem głupieją od podszeptów różnych chochołów, czego skutkiem bezmyślny taniec aż do rana, gdy kur zapieje. Najważniejsze, że Wernyhora zostawił nam konkretną wskazówkę co robić, żeby się ostatecznie uwolnić od nocnych strachów. Próbowaliśmy Jego posłanie przekuć w 11 POBUDCE na bardziej strawny, współczesny język, stąd cały, wiodący cykl dyskusji o posłuszeństwie i karności. Miejmy nadzieję, że ta dysputa nie skończy się na łamach naszego pisma, że będzie zataczać coraz szersze kręgi i przyzwyczajać nas do radzenia sobie z ciemnością, kryjącą ziemię podczas naszych instruktorskich wart, nieraz przegadanych przy ognisku. A jaka w tym zasługa Wernyhory? Bo zaczął bardzo groźnie: „słuchać ślepo, wierzyć święcie", ale kiedy usiadł już wśród nas w kręgu przy gorącej, grudniowej herbacie z piernikiem i makowcem, zarządził to, co teraz i w przyszłości będziemy chcieli realizować w POBUDCE.

„Pomówimy o przymierzu". 

Paweł Wieczorek KOHUB