hm. Ewa Hoffman-Piotrowska
Przez Polskę znowu przetacza się dyskusja na temat kształtu szkolnictwa w naszym kraju związana z dramatycznym zajściem w XXX gimnazjum. Obawą napawa fakt, że w szkoła publiczna nie daje poczucia bezpieczeństwa, choć (szczególnie w przypadku szkół na poziomie ponadpodstawowym) zapewnia wielokrotnie kształcenie na wyższym poziomie niż ma to miejsce w wielu placówkach społecznych czy prywatnych.
Pytanie o to, jaka ma być szkoła w sposób szczególny dotyka środowiska instruktorów, byłych instruktorów, którzy zainteresowanie dla spraw wychowawczych mają niejako wpisane przez lata harcerskiej praktyki. Zainteresowanie to zostaje wzmocnione, kiedy ludzie czynnie lub biernie związani z harcerstwem wchodzą w kolejny etap dorosłego życia. Troska o dzieci i młodzież staje się bowiem troską o ich własne dzieci.
Artykuł ten piszę wiec nie tylko jako harcerka i instruktorka „w rezerwie", ale przede wszystkim jako rodzic i „zawodowy" wychowawca...
Jakiś czas temu moi znajomi, którzy nigdy z harcerstwem nie mieli nic wspólnego, co więcej żywią jawną niechęć do pewnego rodzaju ordnungu, ku memu zaskoczeniu spytali „a czemu wy, (w domyśle środowisko ZHR) nie zrobicie szkoły?". I był to jawny wyrzut.
Najlepsze inicjatywy wychowawcze rodzą się oddolnie, z potrzeby środowiska. I tak też stało się, kiedy prawie dwa lata temu w warszawskim środowisku zaczęliśmy myśleć o stworzeniu placówki edukacyjnej pod nazwą PRZEDSZKOLE I SZKOŁA.
Wówczas okazało się, że choć rynek edukacyjny w Warszawie jest bardzo bogaty, brakuje pewnego typu szkół przypominających w założeniach tradycję angielskiego college, choć dopasowanych do polskich warunków społecznych. Po latach dominacji szkół społecznych forujących model liberalnego wychowania, opartego na „umowie społecznej" z uczniami, rodzice zaczynają szukać szkół tradycyjnych (w dobrym tego słowa znaczeniu), a jednocześnie nowoczesnych i kształcących na wysokim poziomie merytorycznym. W jakiejś mierze potrzeby rynku zaspokajają szkoły konfesyjne, najczęściej katolickie tworzone przez zgromadzenia zakonne lub instytucje związane z kościołem. Nie są jednak w stanie, z różnych powodów, wyrugować pięćdziesięcioletnich zaniedbań w sferze edukacji.
Pomysł powołania szkoły i związanego z nią przedszkola, który narodził się w środowisku warszawskim, wynika z kilku prostych założeń: jesteśmy rodzicami - mamy dzieci, nasi znajomi i przyjaciele mają dzieci, wśród nas są wychowawcy i nauczyciele, którzy mają pomył i wiedzę, na temat tego, jak funkcjonować powinna taka szkoła. Mamy przyjaciół, którzy postanowili wesprzeć powstanie takiej szkoły (czasem nawet z myślą o wnukach!) i wreszcie, choć brzmi to nieco górnolotnie, w Polsce brakuje dobrych szkół nastawionych na kształcenie (rozumiane tu jako integracja nauczania i wychowania) inteligencji w duchu określonych wartości. Mamy więc poczucie misji!
Powołaliśmy zatem z inicjatywy rodziców, nauczycieli i wychowawców Towarzystwo Edukacyjne Ogród - TEO. Po wielomiesięcznych debatach, dyskusjach na temat szans i zagrożeń takiego przedsięwzięcia, powoli zaczyna wyłaniać się nowy edukacyjny byt...
Powoływanie szkoły zaczęliśmy od stworzenia precyzyjnej koncepcji ideowo-wychowawczej, do której dobudowywany jest w tej chwili program wychowawczy przedszkola i szkoły rozpisany na kolejne miesiące pracy z dziećmi, a także ich rodzicami . Kilka dni temu spotkałam się z kandydatką na nauczycielkę do Ogrodu, która była mile zaskoczona tym, że myślimy o programie wychowawczym z takim wyprzedzeniem. Wszyscy wszak zakładanie placówki rozpoczynają od szukania budynku...
My wiemy, że zbiórki prowadzone w genialnej harcówce nie będą genialne bez czytelnej, głęboko uwewnętrznionej przez drużynowego idei, bez wykorzystania określonej metody, na której buduje się program.
Bardzo zreszta trudno mówić w kilku słowach o idei, metodzie i programie szkoły. Myślę, że o jej kształcie i osobowości zadecyduje kilka elementów. Przede wszystkim koncepcję szkoły i przedszkola oparliśmy na kilku nienaruszalnych filarach:
W sferze ideowej uzgodniliśmy (czerpiąc z doświadczeń harcerskich, ZHR -owskich), że placówki TEO nie będą miały charakteru wyznaniowego (nie będą to szkoły katolickie z nazwy), ale w pracy z dziećmi i rodzicami podkreślamy rolę wartości chrześcijańskich (katolickich), które mają, w naszym przekonaniu, charakter ogólnoludzki i uniwersalny. Takie założenie spotkało się z aprobatą zarówno władz kościelnych, które doceniają działania tzw. „laikatu" w działaniach oświatowych, a także ss. urszulanek, z którymi zamierzamy współpracować. Nie chcemy ponadto, aby wyznaniowość stanowiła jakikolwiek parawan, za który można się schować. Idea szkoły jest przecież wystarczająco przejrzysta i czytelna. Gotowi jesteśmy zatem współpracować z rodzicami, którzy wyrażają gotowość realizacji programu wychowawczego opartego na czytelnych wartościach i wzmacniania w domu postaw, które proponuje szkoła. To ważne, aby nie zagubić kontaktu z osobami częstokroć bardzo wartościowymi, które z jakichś powodów mają problemy, nazwijmy to, duchowe. Dlatego też w szkole musi działać i duszpasterstwo rodzin i różne działania formacyjne skierowane nie tylko do dzieci ale i ich rodziców.
Trzeba także pamiętać, że celem szkoły jest przede wszystkim nauczanie, a także wspieranie rodziców w dziele wychowania. Zakładamy zatem, że do szkoły i przedszkola przyjmujemy dzieci, których rodzice rozumieją i akceptują zasady w nich obowiązujące. Nie będą się zatem domagali organizowania święta halloween i kontestowali obecności w szkole kaplicy i sióstr zakonnych.
Szkoła bowiem nie powinna (choć tak się często wydaje i nauczycielom i rodzicom) rościć sobie pretensji do zastępowania rodziców. Pomaga w wychowaniu, przede wszystkim kształci rozmaite sprawności intelektualne, społeczne, fizyczne, także moralne, dba o zintegrowany rozwój dziecka, ale w ścisłej współpracy z rodzicami, co oczywiście z obu stron wymaga wytężonej pracy i poświęcenia. Stawiany nam częstokroć za wzór model przedwojennego wychowania wiązał się właśnie ze spójnością: w domu, szkole i harcerstwie mówiło się tym samym językiem i odwoływało do tych samych wartości. To oczywiście ideał, którego weryfikacja przez współczesne zabiegane życie, powinna być jednak bardzo uważnie kontrolowana.
Z założenia więc ograniczyliśmy grupę osób, którym proponujemy naszą szkołę, do takich, którzy chcą współuczestniczyć w kształceniu dziecka, mają potrzebę częstych rozmów o jego sukcesach i kłopotach, będą z zainteresowaniem śledzić proponowane przez szkołę i przedszkole działania.
Czytelne, jasne zasady moralne i współpraca z rodzicami to zatem podstawy funkcjonowania placówek TEO. Współbrzmi z nimi dodatkowo jeszcze zasada przejrzystości w relacjach z rodzicami i dziećmi. Wiąże się to np. z koniecznością akceptacji założenia, że podstawą współpracy jest uwewnętrznienie przez rodziców faktu, że założenia ideowo-wychowawcze (do których dopasowuje się metody kształcenia i na nich buduje program) są niezmienne . Stanowią o „osobowości" szkoły i skutecznym kształceniu. Zapewnia to ciągłość pracy w sytuacji, gdy z jakiś powodów bezpośrednich założycieli szkoły zabraknie, uwalnia od zagrożenia, jakiemu nie zdołało się oprzeć wiele szkół społecznych: roszczeń poszczególnych nauczycieli i rodziców do wprowadzania indywidualnych pomysłów na wychowanie.
Pomysł jest zresztą dość precyzyjnie sformułowany- zamierzamy stwarzać dzieciom warunki do harmonijnego, pełnego rozwoju we wszystkich obszarach osobowości: intelektualnym, duchowym i emocjonalnym, fizycznym, tak aby mogły odnaleźć się w społeczeństwie (rodzinie, grupie rówieśniczej, innym środowisku społecznym). Zgodne to jest z założeniami pedagogiki personalistycznej, która stanowi punkt odniesienia działań wychowawczym, a przede wszystkim jasno określa, kim jest dziecko jako podmiot wszelkich działań wychowawczych. Nie kryjemy także, ze w sposób szczególny pragniemy zająć się w szkole i przedszkolu dziećmi intelektualnie rozbudzonymi, o dużej pasji poznawczej - rozbudzać ją, ale i wzmacniać przez szczególną motywację, aby nie zatracić potencjału, który w naszych szkołach tracimy. Polska jest, niestety, jednym z nielicznych krajów, który nie ma żadnego programu edukacyjnego dla dzieci zdolnych. Czytałam ostatnio badania, z których wynika, że 30 % dzieci przedszkolnych wykazuje ponad przeciętne zdolności intelektualne. W szkole podstawowej już tylko 7%...Szansę stanowi zatem zorganizowanie dzieci w małe grupy i klasy (Kamiński pisał o „złotej" liczbie 18), indywidualizacja, w miarę możliwości programu i oczywiście dobór kadry. Święta Urszula Ledóchowska, patronka naszych edukacyjnych poczynań (mamy nadzieję, że szuka teraz dla nas odpowiedniego budynku), pięknie pisała o dopasowywaniu wymagań do możliwości każdego dziecka i wzmacnianiu przez wychowawcę przede wszystkim silnych stron ucznia, predyspozycji danych mu od Pana Boga.
U. Ledóchowska pojawia się w kontekście rozważań o szkole nie bez przyczyny. Zanim bowiem została świętą, była świetną wychowawczynią, nauczycielką - nowoczesną i oryginalną jak na swoje czasy. Wiele jej założeń dotyczących szkoły przypomina koncepcje Małkowskiej realizowane w Cisowym Dworku. Na potrzeby naszej szkoły wykorzystujemy przede wszystkim pomysły świętej dotyczące wychowania religijnego. Ledóchowska podkreślała, ze powinno być ono jak najbardziej naturalne, splecione z innymi dziedzinami życia, wiązać się z kształtowaniem pobożności nieegzaltowanej, bez rygoryzmu, patetyczności i nadmiernych praktyk religijnych. Nowoczesność propozycji św. Urszuli wiąże się z także z mądrą koncepcja wychowania patriotycznego (przez pracę dla Polski), wychowania do i przez pracę, przywiązywaniem dużej wagi do wychowania moralnego i społecznego (przede wszystkim przez czytelną dla nas służbę dla innych) a także estetycznego!
Bliskość osoby św. Urszuli wiąże się także z realizowaną przez nią „pedagogiką uśmiechu", która w praktyce oznacza budowanie przyjaznej, radosnej atmosfery w szkole. Pogodne usposobienie wychowawcy, naturalna radość i optymizm były zresztą traktowane przez Ledóchowską jako istotny element oddziaływania wychowawczego. Cechy osobowości wychowawcy, co wie każdy drużynowy, odciskają się wyraźnie na charakterze całej drużyny. Mamy zatem świadomość, że kadrę musimy dobrać w szczególnie przemyślany sposób. Na szczęście, o czym zdołaliśmy się przekonać, nasze poszukiwania dają już efekty.
A metody pracy przedszkola i szkoły? Wykorzystujemy oczywiście elementy metody harcerskiej, ale z pełną świadomością, że nie jest to metoda stworzona do pracy w szkole (choćby dlatego, że opiera się na zasadzie dobrowolności). Czerpiemy zatem przede wszystkim z koncepcji wychowania: naturalnego, pośredniego (czyli przez przykład osobisty wychowawcy), z zasady oddziaływania pozytywnego, wzajemności oddziaływań czy stopniowania trudności. Zasady te sformułowane najczytelniej chyba przez dr Ewę Grodecką mogą stanowić podstawę wszelkich działań wychowawczych- także w rodzinie. Szczegółowe metody wiążą się z zadaniami edukacyjnymi. Szkoła i przedszkole mają, moim zdaniem, szansę zaistnienia tylko wtedy, gdy kształcić będą na wysokim poziomie merytorycznym z wykorzystaniem sprawdzonych metod edukacyjnych. Stąd przyjęliśmy zasadę tzw. „sojuszu metod", które muszą być jedynie zgodne z założeniami wychowawczymi i ideowymi szkoły. Stąd obecność elementów systemu Marii Montessorii (czerpały z niego w swej pracy zarówno Małkowska jak i Ledóchowska !), pedagogiki zabawy, metody Celestyna Freinet'a wykorzystującej w nauczaniu doświadczenia potoczne dziecka i wielu innych szczegółowych koncepcji dotyczących np. naturalnej nauki czytania czy nauczania matematyki.
Elementem wyróżniającym szkołę wśród innych szkół, będzie organizacja pracy w dwóch pionach męskim i żeńskim, co w praktyce oznacza tworzenie oddzielnych klas dla chłopców i dziewczynek, ale w ramach jednej szkoły. Przyczyną takiego podziału jest występowanie odmiennych potrzeb, warunków i możliwości psychofizycznych obu płci. Badania potwierdzają, że jakość uczenia (szczególnie na poziomie szkoły podstawowej) w klasach oddzielnych wzrasta, choć jednocześnie jesteśmy głęboko przekonani o potrzebie stworzenia miejsc wspólnej aktywności dziewcząt i chłopców. Takim miejscem będą kółka zainteresowań, spotkania, wycieczki, szkolne imprezy a nawet moment przerwy między lekcjami. Tworzenie naturalnej przestrzeni, gdzie można uczyć mądrego współdziałania, wrażliwości na inną płeć wydaje się ze względów społecznych niezwykle ważne. Dlatego też chcemy, w miarę możliwości (choć na początku będzie to bardzo trudne) budować zrównoważoną pod względem płci kadrę, aby pokazywać (zgodnie z zasadą wychowania przez przykład osobisty) pozytywne i dobre relacje miedzy „paniami" i „panami". Koncepcja takiej szkoły jest pomysłem, z tego co mi wiadomo, oryginalnym, a wyrasta oczywiście także z naszych harcerskich doświadczeń.
Na takiej podstawie , przedstawionej tu zresztą bardzo pobieżnie, bez uwzględnienia wielu jeszcze istotnych elementów dotyczących np. współpracy z rodzicami czy koncepcji nauczyciela-wychowawcy, możemy budować program. Ramy tego artykułu już go nie obejmą. Chcemy, aby była „matematyka dla smyka" i szachy, nauka tańców ludowych i narodowych, sport w dużych dawkach i savoir vivre dla przedszkolaka i ucznia... I mają być jeszcze mundurki. Ładne. Projektuje je właśnie Agnieszka, nasza była instruktorka i mama małej Gabrysi...
Teraz to wszystko jeszcze tylko! musimy wykonać, unieść, poddźwignąć...Chcemy, aby szkoła ruszyła we wrześniu przyszłego roku. Na razie mała. W jej powstanie włączają się powoli coraz to nowi ludzie, ss. urszulanki sekundują nam dzielnie, pomagają jak mogą i w dodatku się modlą!
Dla mnie tworzenie takiej szkoły ma jeszcze jeden ważny aspekt, który musimy zrozumieć. Choć pomysł utworzenia TEO narodził się z inspiracji kilku ludzi związanych (teraz lub w przeszłości) z ZHR, nie jest to szkoła ZHR. Musi (i tak się dzieje) skupiać różnych ludzi, także (a może przede wszystkim) z poza harcerskiego środowiska. Tak też rozumiem swoje dorosłe powołanie służenia innymi. Tak to rozumiały kiedyś instruktorki, włączając się w tworzenie szkół, przedszkoli, miejsc opieki nad dziećmi itp. Wydaje się, że w ten sposób tylko możemy przekazać nasz styl życia, myślenia o wychowaniu. Oby się tylko udało!
Ewa Hoffman-Piotrowska