hm. Paweł Wieczorek KOHUB

Relacja z obchodów drugiej rocznicy odejścia od nas Tomasza ukazała się na głównej stronie internetowej ZHR. Nie zamierzam tworzyć dla POBUDKI konkurencyjnego opisu dobrze zorganizowanej konferencji, zresztą z wychowawczego, instruktorskiego punktu widzenia taki kronikarski zapis nic nie daje. Kto nie był sobotnim wieczorem w sali kinowej Muzeum Narodowego z najbardziej nawet szczegółowego raportu nie wyłowi tego co najważniejsze – nastroju Spotkania. 

Zatem garść luźnych refleksji, przy czym „luźnych” nie oznacza tu „nieistotnych”.

Było nas sporo, to ważne i dobre. Dla tych, co Tomka osobiście znali, szczególną wagę miała obecność rodziny: syna Macieja, brata Adama z Małżonką. Zwłaszcza zaś Maryli. Żony Tomka... Nie, tak napisać nie wystarczy. Myślę, że daleko nie wszyscy uświadamiają sobie jaką rolę w życiu i działalności, także harcerskiej, Tomasza Strzembosza odgrywała Druhna Maryla. Odgrywała i nadal odgrywa. Zawsze świadomie usuwająca się w cień, była dobrym duchem domu na Żoliborzu, tego domu, który wciąż wracał we wspomnieniach wygłaszanych w kręgu symbolicznego ognia sobotniego, jesiennego wieczoru. Jestem pewien, że bez Maryli Tomasz nie stałby się dla nas tym, kim był i jest. A moje zdanie w tej materii podziela wiele osób, które często odwiedzały dom przy ulicy Mickiewicza... Marylko, jeśli przeczytasz te słowa: dziękujemy Ci. Tyle. Aż tyle. 

O działalności harcerskiej pierwszego Druha Przewodniczącego ZHR powiedziano i napisano już bardzo wiele. Tegoroczne spotkanie także miało charakter głównie wspominkowy, na szczęście wyważony, bez patosu, z nutką nostalgii, ale i sporą dozą trochę plotkarskiej anegdoty. I całe szczęście. Tomasz nie potrzebuje spiżowego pomnika, bo nie był postacią ze spiżu, lecz człowiekiem z krwi i kości, czasem nawet takim, jak na uroczych zdjęciach, gdzie wyczynia dziwne miny ubrany w damski szlafrok, albo goli się w pasiastej piżamie. Jeśli chcemy być wierni historii, zapamiętajmy Go też takiego.

 

 

 

Ale przede wszystkim bądźmy wdzięczni Druhnie Maryli, która przypomniała rzecz ważną, a może często niezauważaną. Niezwykle istotną cechę charakteru męża: umiejętność wyszukiwania w ludziach tego co łączy, nie tego co dzieli. Kto wie, może właśnie tej umiejętności najbardziej brakuje nam, spadkobiercom Tomaszowej tradycji? Jeśli tak, trzeba o tym jak najczęściej mówić, no i nauczyć się naśladować. Dla dobra wszystkich.

Smutno mi było, gdy spojrzałem parę razy na salę. Bo zgromadzili się tam licznie przyjaciele i wychowankowie Tomka, bywalcy „domu na Żoliborzu”. Brakowało natomiast młodych harcerzy. Oprócz „służb” – śpiewających harcerek z Warszawy i obsługujących bufet wędrowniczek z Olsztyna, właściwie widoczna była tylko zwarta reprezentacja z Wybrzeża. Mam nadzieję, że to wyłącznie z powodu niewłaściwie wybranego terminu, choć nie wiem, jaki byłby właściwszy i dlaczego. Oby ta absencja nie oznaczała powstawania jakiejś kolejnej bariery międzypokoleniowej, jakiegoś powszechnego niezrozumienia faktu, że przyszłości ZHR-u nie można oderwać od jego przeszłości, bez szkody dla młodych harcerek i harcerzy. Bo dojrzali świetnie sobie poradzą we własnym gronie, ale nie na tym polega harcerstwo, by każde pokolenie na nowo odkrywało prawdy od lat znane.

W Narodowym nie ograniczaliśmy się do wspominania przeszłości. Dlatego z licznych słów, wypowiedzianych tam i wtedy, wybraliśmy do opublikowania w POBUDCE wypowiedź Macieja Strzembosza, jak najbardziej współczesną, na dodatek wyrastającą ponad ZHR-owskie getto, bo przecież Maciek nie jest i właściwie nigdy nie był harcerzem. Rozważcie jego słowa, pełne troski o nas...

I czuwajcie, Druhowieństwo, byście w bystrym strumieniu aktualnych wydarzeń nie przegapili czegoś ważnego.

 

hm Paweł Wieczorek KOHUB