Od redaktora naczelnego „POBUDKI":  Wiele lat temu napisałem dla „Tygodnika Powszechnego" artykuł o ówczesnym niepokornym harcerstwie, o tym jak rozumieliśmy ideę służby, rycerskość, braterstwo. Wówczas tekst nie mógł się ukazać, zatrzymała go PRL-owska cenzura, o czym z żalem powiadomiła mnie listownie Pani Redaktor Józefa Hennelowa. Dlatego kiedy w redakcji „POBUDKI" rozgorzała gorąca dyskusja o przytoczonym niżej felietonie, uznałem za stosowne, że to właśnie ja skomentuję go w imieniu naszego środowiska.

 

Jak na Zawiszy... 
 
Józefa Hennelowa, „Tygodnik Powszechny", rubryka "Votum Separatum", 24.07.2006 r.

Telewizyjna „Panorama" nadała onegdaj bardzo emocjonalny felieton o młodzieży ze Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, która coraz liczniej zasila szeregi władzy. Ideowa, kompetentna, sprawna - coraz częściej wygrywa w rywalizacji o bardzo wysokie stanowiska. Nowy rzecznik prasowy nowego premiera też, podobnie jak jego poprzednik, przyszedł z tej właśnie formacji. Dlaczego myślę o jego karierze z pewnym rodzajem współczucia?

Harcerstwo to służba ideowa, maksymalizm wymagań wobec siebie, najwyższe punkty odniesienia. Bardzo klarowne zasady wyborów, koniecznie moralnych, i owo słynne „tak, tak - nie, nie" z Ewangelii przeniesione prosto do prawa harcerskiego, którego drugi punkt pamięta każdy, kto mu przyrzekał posłuszeństwo: „Na słowie harcerza polegaj jak na Zawiszy". A język polityki, jej najważniejsze narzędzie, to akurat odwrotność języka Zawiszy: od zasady prawdy nie wszystkim bynajmniej się należącej poczynając, na zasadzie gry adekwatnej do sytuacji i operującej znakami umownymi, jakich akurat potrzeba, kończąc. Bierzemy to na co dzień i znamy na pamięć. „To nie polska strona odwołała szczyt weimarski, tylko Niemcy i Francja". „To drobiazg" - o skandalu, który trzeba wyciszyć. „To skandal" - o drobiazgu umyślnie rozdętym. „Nie, o tym nie słyszałem" - w odniesieniu do wiadomości niewygodnej. Dementi, które są potwierdzeniem. Czas przyszły - obietnice - które winny mieć wagę dziejącej się rzeczywistości. Czas przeszły - winy przeciwnika, które ważą więcej niż aktualne winy własne. Paleta wartościujących przymiotników i epitetów - bezbłędnie opanowana. Rzecznik prasowy władzy nie może mówić jak harcerz, choćby nim był - nie tylko by się ośmieszył, ale bardzo szybko zmarnowałby to, czego się podjął. Ale czy to jest usprawiedliwienie przekonujące?

Myślę, że nie, i dlatego młodych ideowców z kręgów władzy słucham od pewnego czasu z rosnącym niepokojem. Jest bowiem mechanizm ratowania się przed schizofrenią polityczną, który w takim wypadku sam się nasuwa i dlatego tak często jest używany: ten mechanizm to postawienie znaku równości między najwyższymi odniesieniami swojej ideowej wiary a porządkiem, jaki przyniosła wybrana opcja polityczna. Czasem nawet nie o opcję chodzi, ale o wodza (nauczyciela, mistrza), któremu się uwierzyło bez zastrzeżeń. Wtedy wszystko mieści się i wyjaśnia, porządkuje i uspokaja w jednym prostym słowie „służba". I bywa tak, że im większa ideowość, żarliwość, nakaz wierności, tym trudniej zrewidować sytuację, zdobyć się na samodzielność osądu, który musi zaczynać się od postawienia pytania tam, gdzie dotąd były tylko niewzruszone odpowiedzi, a kończyć, gdy trzeba, dramatycznym wyborem.

Jakimi politykami będzie nowe pokolenie harcerskie w Polsce? Ci pierwsi, już obecni, zdają się nie mieć problemów nawet tam, gdzie te problemy są, zdawałoby się, aż nadto dotkliwe i zmuszające do niepokoju. Mogę nie mieć racji, ale dla siebie pielęgnuję nadzieję, że harcerstwo da nam nowe szeregi wychowawców i działaczy społecznych, ludzi ożywiających najdalszy skrawek Polski, sprawnych i twórczych, a nie tylko spragnionych władzy i garnących się do tej szansy jako obiecującej najwięcej. Tym bardziej że akurat ta obietnica zawieść może bardzo gorzko.

Józefa Hennelowa 

 

hm. Paweł Wieczorek KOHUB

„Mam szczerą wolę..."

Od publikacji w „Tygodniku Powszechnym" minęło już kilka miesięcy. Świadomie nie spieszyliśmy się z odpowiedzią, by przez nikogo nie została ona potraktowana jako próba polemiki.

Trudno byłoby mi polemizować z tekstem, z którym się generalnie zgadzam. Zresztą nie tylko ja. W ZHR redakcja „POBUDKI" była od powstania pisma traktowana jako wewnętrzna opozycja, a kością niezgody stał się nasz opór przeciw upolitycznianiu, czy wręcz upartyjnianiu harcerstwa. Trzon tak zwanego „środowiska POBUDKI" stanowią dojrzali instruktorzy, którzy polityczne harcerstwo poznali już w czasach PRL i którzy już wówczas nabawili się trwale uczulenia na wszelkie, wspomniane przez Panią Redaktor, ciemne strony uprawiania polityki. Nieraz dawaliśmy wyraz temu, jak bardzo niepokoi nas, że w wolnej już i demokratycznej Polsce te upiory nadal niekiedy straszą.

Zatem, Pani Redaktor, zgadzamy się, ale... Mój artykuł będzie właśnie na temat „ale...".

„Harcerstwo to służba ideowa" - zgoda. „Ale" najszczytniejsza nawet służba nie jest w harcerstwie celem samym w sobie. Celem jest wychowanie przez służbę. Moje pokolenie żyło legendą Szarych Szeregów, więc tym przykładem się posłużę. Znacząca większość instruktorów harcerskich doby okupacji uznała, że w warunkach wojny młodzi ludzie muszą czynnie uczestniczyć w walce, bo taka służba najlepiej odpowiada potrzebom społeczeństwa. Oczywiście, nie wszyscy harcerze walczyli z bronią w ręku, ale akurat ci właśnie, z Grup Szturmowych, z batalionów „Zośka" i „Parasol" przeszli do legendy, stali się wzorcami osobowymi dla następnych pokoleń. A przecież prawo harcerskie mówi wyraźnie, że „harcerz w każdym widzi bliźniego". Jak ratowali się przed schizofrenią ci, którym kazano bliźnich zabijać? Oczywiście wiarą, że zabijają wrogów, a walka w obronie ojczyzny usprawiedliwia zadawanie śmierci. Tylko to niezupełnie prawda, to „język wojny". Mieli oczy i widzieli, że podczas walki toczonej w milionowym mieście zawsze największe ofiary ponoszą niewinni ludzie, którzy znaleźli się w niewłaściwym miejscu w niewłaściwym czasie...  Musieli z tym żyć pełniąc taką służbę, jaką im wyznaczyła historia, która po latach potwierdziła nieocenioną wartość takiego właśnie wychowania.

Dziś tworzymy, nie bez przeszkód, struktury demokratycznego państwa. Nie może w tym dziele zabraknąć harcerzy, którzy od dzieciństwa przygotowywani do większej niż przeciętna aktywności, realizują się w biznesie, nauce, w strukturach samorządowych i w tak zwanej „wielkiej polityce". Bo obecna służba Polsce to już nie walka, ale aktywność obywatelska. Bo przez taką i do takiej służby społeczeństwu wychowuje, a przynajmniej powinno wychowywać współczesne harcerstwo. Pole do zagospodarowania jest więc znacznie szersze niż w latach czterdziestych ubiegłego wieku i decyzja o ewentualnej aktywności politycznej to indywidualny wybór dorosłego harcerza. Byle miał oczy i widział  gdzie leży granica kompromisu w szerokim spektrum między szczytnymi ideałami, a brudem negocjacji w pokoju hotelu sejmowego. Wolno, ale nie trzeba - takie naszym zdaniem powinno być w tej mierze stanowisko władz Związku Harcerstwa Rzeczypospolitej, o to toczyliśmy boje przed ostatnim zjazdem naszej organizacji. Postulowaliśmy też, żeby harcerscy politycy dobrowolnie zrezygnowali z pełnienia funkcji we władzach ZHR. Nie ma wprawdzie w takim połączeniu a priori nic zdrożnego, ale po co narażać Związek na podejrzenia, że jest „młodzieżową przybudówką partyjną", skoro nią nie jest.

Czy można doprecyzować prawo harcerskie i stworzyć mechanizmy, które jasno określałyby co harcerzowi wolno w służbie publicznej? No cóż, to już też było ćwiczone podczas okupacji. Uzgodnienia, poczynione między władzami Szarych Szeregów a Komendą Główną AK zabraniały kierowania harcerzy do „akcji likwidacyjnych", czyli wykonywania wyroków śmierci na zdrajcach, skazanych przez sądy Państwa Podziemnego. Szlachetne w zamiarze, paskudne w praktyce. Bo harcerz nie w ten sposób ma demonstrować swą „lepszość", żeby brudną robotę zwalać na innych.

Przykład to dobitny, ale naciągany, bo dziś za odmowę poprowadzenia nieetycznych „negocjacji" nie grozi wyrok sądu wojennego i, co gorsza, odium zdrajcy narodu. Dlatego na pytanie Pani Redaktor „jakimi politykami będzie nowe pokolenie harcerskie w Polsce?", można zaryzykować odpowiedź: lepszymi. Właśnie dlatego, że bardziej ideowe, że stawiające - jednak! - etykę ponad skuteczność. Ale... (znowu „ale") dopowiedzmy sobie co to jest „pokolenie harcerskie"? Przecież nie wszyscy, którzy byli kiedyś zapisani do ZHR czy ZHP, ba, nawet należeli do władz tych organizacji, są już do końca życia harcerzami. Tu najwyraźniej widać, że jesteśmy chrześcijanami. Przypomnijmy pierwsze słowa Przyrzeczenia Harcerskiego: „Mam szczerą wolę... pełnić służbę...". Twórcy harcerstwa dobrze znali ludzkie ułomności. Nie każdy wytrwa w wierności Dekalogowi, chrześcijańskiemu i harcerskiemu. Choć każdy powinien się starać.

Dlatego oceniając polityków nie klasyfikujmy ich według organizacji, do których należeli lub należą, tylko według wychowania, jakie w życiu odebrali, a teraz własnym przykładem przekazują innym. Wtedy wszystko będzie jasne, bo i chrześcijan, i harcerzy rozpoznamy po owocach, a nad tymi, którzy władzę i przywileje postawili ponad wszystko, pochylmy się z głęboką troską, gdyż utracili gdzieś swoją „szczerą wolę". O nich też myślę, Pani Redaktor, „z pewnym rodzajem współczucia". 

hm. Paweł Wieczorek KOHUB