Od Redakcji: Jednym z najważniejszych zadań POBUDKI jako pisma dla instruktorów jest dyskusja nad kształtem metodycznym naszej organizacji, w tym także zabieranie głosu w sprawie prób reformowania metody. Przy czym nieistotne jest dla nas, kto takie próby podejmuje. Ważne, czy w naszej ocenie, wspartej wiedzą, doświadczeniem i dobrą wolą, próby takie rzeczywiście służą poprawie funkcjonowania drużyn. W tym przypadku uznaliśmy że tak nie jest, dlatego decydujemy się opublikować materiał polemiczny, ryzykując nawet nieuzasadnione podejrzenie, że wdajemy się w spory natury personalnej. Sugerujemy dosłowne odczytanie tekstu, bez doszukiwania się podtekstów, a ogłoszony na końcu "konkurs" jest oczywiście otwarty również dla myślących inaczej niż zespół POBUDKI.

hm. Marek Gajdziński

Na początku tego roku ukazał się 80 numer Instruktora poświecony w całości systemowi zastępowemu. Bardzo mnie to ucieszyło. Publikując w Pobudce krytykę tez poprzedniej Głównej Kwatery, tego właśnie oczekiwałem - wywiązania się rzeczowej dyskusji o jednym z najważniejszych narzędzi naszej metody. Instruktor dyskusję tę podjął. Większość tekstów uznaję za wartościowe i wiele do tej dyskusji wnoszące. Również te, które prezentują model działania FSE, na którym to modelu, jak się wydaje, usiłowano się wzorować nakreślając w programie „Rozwój" kierunek ewolucji systemu zastępowego. Mam poważne wątpliwości do zaprezentowanego modelu, ale użyta argumentacja wydaje się logiczna. Można z nią rzeczowo dyskutować na gruncie metodycznym. Wśród tych tekstów jest też, tekst autorstwa ówczesnego Vice Naczelnika hm. Konrada Obrębskiego pt. „Zastęp rówieśniczy i zastęp pokoleniowy - dwie wizje zastępu." Jest to de facto polemika z tezami, które postawiłem w Pobudce. A poniewaz głęboko nie zgadzam się z autorem, z zapałem sięgnąłem po pióro.

Przede wszystkim gratuluję redakcji Instruktora odwagi, że zdecydowała się ten tekst opublikować bez odredakcyjnego komentarza. Również w rzucającej się w oczy kwestii stylu i poprawności gramatycznej.  Jednak nie o słownictwo, stylistykę i gramatykę chodzi tu przede wszystkim, a o śmiałość i zarazem kontrowersyjność wypowiadanych przez autora stwierdzeń. I to nie byle jakiego autora, tylko harcmistrza pełniącego już trzecią kadencję z rzędu funkcję Vice Naczelnika Harcerzy.

To jednak nie z tych powodów trudno jest mi polemizować z tym tekstem. Mówiąc szczerze w tekście hm. Obrębskiego nie ma chyba ani jednego zdania, do którego nie miałbym uwag. Ponieważ jednak mój Redaktor Naczelny wymaga pisania tekstów krótkich a treściwych, nie mogę pozwolić sobie na analizę krytyczną całości materiału. Wybrałem zatem tezę, która wydaje mi się tezą najdosadniej zaprzeczającą dotychczasowym doświadczeniom metodyki harcerskiej. Oto ona. Autor przedstawiając zalety zastępu „pionowego" czyli „wielopokoleniowego" pisze między innymi tak:

(...)

Zastęp pokoleniowy

Inaczej też nazywany „zastępem pionowym" lub „zastępem kaskadowym", bowiem gromadzi harcerzy w różnym wieku. Jego skład wyznacza z reguły
2-3 harcerzy pierwszorocznych (11lat)
2-3 harcerzy drugorocznych (12lat)
1-2 harcerzy trzeciorocznych (13lat)
1-2 harcerzy czwartorocznych (14lat)
1 harcerz 15 letni pełniący funkcję podzastępowego i
1 harcerz 15-16-17 letni pełniący funkcję zastępowego.
Zastęp liczy 6-8 harcerzy, a wszystkie zastępy w drużynie wyglądają tak samo - czyli mają pełen przekrój wiekowy.

Kim jest wówczas drużynowy? Harcerzem, instruktorem, który ma za sobą egzamin maturalny, a więc skończył 19 lat. Jego zastępowi są w wieku wędrowniczym, a Zastęp Zastępowych jest prowadzony metodą wędrowniczą ( co nie oznacza, ze nie ma stałych terminów spotkań, choć wyraźniej widać ich wędrowniczy charakter).

Zastęp pokoleniowy jest grupą harcerzy, która się co roku zmienia - część harcerzy odchodzi (1-2) część przychodzi (2-3). Jednakże identyfikacja z zastępem polega na innym mechanizmie. Zastęp zawsze może zrobić tyle samo bowiem zawsze ma „balast" najmłodszych harcerzy i zawsze ma „unoszących go w górę" doświadczonych harcerzy, którzy mogą więcej. Nie ma tutaj zagrożenia wytworzenia sytuacji „my - on" pomiędzy grupą rówieśników a zastępowym (jak to jest w/g autora w zastępie klasycznym - wyjaśnienie redakcji), a są za to poukładane miejsca  - funkcje wędrują z roku na rok pozostając na tym samym poziomie odpowiedzialności adekwatnej do wieku (najmłodsi to zapiewajły, kuchciki, kronikarze starsi to fotoreporterzy, sanitariusze, chorążowie, a jeszcze starsi to gospodarze i podzastępowi).

Na pierwszy rzut oka wydaje się, że zróżnicowanie wiekowe rodzi sprzeczności - bowiem młodsi mogą mniej a starsi mogą dużo więcej i przez młodszych właśnie nie mogą za wiele. Starsi jednak gwarantują szerszy zakres samodzielnego operowania zastępu i bardziej świadomy charakter przygotowywanego programu zastępu. Młodsi zaś gwarantują starszym ... zajęcie zgodne z zasadą służby (zajęcie to zaczyna się od opieki, przez pomoc i naukę w czasie pełnienia służby).

Jest jeszcze jedna zaleta wspólnego funkcjonowania młodszych i starszych - młodsi są jak już wspomniałem balastem czyli czynnikiem opóźniającym.   Cóż oni opóźniają i czy opóźnienie jest dobre? Pozwala ono w istocie na kilka rzeczy.

  • Przyzwyczajenie do służby młodszym i to nie od tej godziny do tej ale cały czas.
  • Tworzy zajęcie dla starszych, którzy nie myślą o tym iż tak szybko wyrośli - mogą bowiem myśleć o śmiałych planach, lecz... muszą uwzględniać w nich „malców".
  • Nie pozwala tak naprawdę wytworzyć „pokolenia" w jednej grupie, lecz wymusza skupienie się wychowanka na sobie - „ja jestem sam mocny a nie w grupie" - choć jest właśnie mocny w zastępie (sam nie mógłby tak wiele), wytwarza od samego początku sytuację gdy zastęp nie musi „dorastać", ale może bardzo dużo.
  • Daje szanse równego rywalizowania wszystkim zastępom,
  • Zgranie zastępu powstaje jako świadome zaangażowanie, a nie naturalny mechanizm obronny grupy.

Tak można mnożyć i szukać coraz konkretniejszych przykładów... lecz ważne jest uchwycenie wzajemnej zależności młodszych i starszych harcerzy w jednym zastępie.

(...)

(Uwaga, wszelkie wytłuszczenia są mojego autorstwa. )

Jest to szalenie znamienny fragment, który pokazuje wyraźnie fatalne problemy jakie stwarza czytelnikowi już sama warstwa pojęciowa, a szczególnie to tak łatwo i nierozważnie użyte, tytułowe dla mojego artykułu określenie - balast!

Zadumałem się nad przyczyną użycia tego słowa i mam przekonanie, iż żaden poważny argument nie tłumaczy potrzeby używania tego rodzaju określeń w stosunku do wychowanków. Tłumaczyć go może jedynie swoista postawa instrumentalnego traktowania procesu wychowania i odnoszenia się do jego podmiotu, delikatnie mówiąc - ex cathedra . Bo cóż znaczy słowo balast ? W słowniku  Kopalińskiego można przeczytać: 

Balast - (nie będące ładunkiem) obciążenie (paskiem, wodą, itd.) dla regulacji równowagi i zanurzenia statku, okrętu podwodnego, utrzymania odpowiedniej wysokości lotu balonu; przen. Zbędne, nieużyteczne, szkodliwe obciążenie.

W omawianym tekście określenie „balast" zostało zapewne użyte w przenośni. Nie uwierzę, by autor chciał stwierdzić, że młodsi harcerze są dla harcerstwa balastem czyli zbędnym, nieużytecznym i szkodliwym obciążeniem. Jednak uważna lektura omawianego artykułu powoduje, że zaczynam mieć poważne w tej mierze wątpliwości.

Autor artykułu dzieli chłopców w zastępie na „unoszących w górę" starszych doświadczonych harcerzy i „balast" w postaci „malców", który zgodnie ze znaczeniem tego słowa opóźnia wznoszenie się. Kilka zdań dalej znajdujemy potwierdzenie - „młodsi są jak już wspomniałem czynnikiem opóźniającym".  

Ale to opóźnienie jest dobre bo „pozwala w swej istocie na kilka rzeczy". Tu następuje katalog korzyści wynikających z opóźnienia w rozwoju starszych. Do tych korzyści należy między innymi; brak możliwości wytworzenia jednego pokolenia w grupie, wymuszenie skupienia się wychowanka na sobie, to, że zastęp nie musi dorastać, oraz kilka innych jeszcze „korzyści", których istoty niestety czasem trudno się dopatrzeć.

Autor przekonuje nas, że główną korzyścią jaką ma zastęp (czytaj - harcerstwo) z tego balastu jest to, że ów „balast" - „tworzy zajęcie dla starszych, którzy nie myślą o tym, że tak szybko wyrośli - mogą bowiem myśleć o śmiałych planach, lecz muszą uwzględnić w nich malców."

Czytając te słowa można nabrać nieodpartego wrażenia, że najmłodsze „roczniki" w zastępie traktowane są co najmniej przedmiotowo, jako obiekt o konkretnym przeznaczeniu, którym starsi będą mogli się opiekować i w ten sposób wdrażać się do służby. „Młodsi zaś gwarantują starszym... zajęcie, zgodne z zasadą służby (zajęcie to zaczyna się od opieki, przez pomoc i naukę w czasie pełnienia służby)."

Cóż, podejście takie wydaje się biegunowo odległe od wszystkiego co na temat istoty wychowania harcerskiego pisali klasycy w rodzaju Baden-Powella, Kamińskiego czy Grodeckiej, a w szczególności od nakazu podmiotowego i personalistycznego traktowania każdego z chłopców i dziewcząt, którzy trafili do harcerstwa. Nie jest to pierwsza próba odwrócenia podstawowych zasad metody harcerskiej, dokonywana przez hm Obrębskiego. Wcześniej obserwowaliśmy już w jego wykonaniu niezrozumiałą próbę wprowadzenia do podstawowego dokumentu definiującego system harcerski w ZHR (Podstawowe zasady wychowania harcerskiego w ZHR uchwalone w 2005 r. przez Radę Naczelną) zasady oddziaływania bezpośredniego (sic!), próbę na szczęście nieudaną.

Próbowałem odpowiedzieć sobie na pytanie: skąd wzięła się u autora taka „reformatorska" pasja. Myślę, że nie bez znaczenia jest tu fakt, iż hm Obrębki jest wychowankiem konkretnej szkoły myślenia o harcerstwie i wykorzystywania go do swoich, nierzadko politycznych celów.  Grupa ta, zajęła się kilka lat temu wędrownictwem. Prowadzone tam eksperymenty zakończyły się niestety smutno. W efekcie kwitnąca kiedyś gałąź harcerstwa jest obecnie w zaniku. Po ówczesnych eksperymentach i stosowaniu „nowatorskich" metod oddziaływania bezpośredniego pozostało jeszcze wydawnictwo  „Metoda Wędrownicza - skrypt dla drużynowych", ZHR, Warszawa 2000r.. Nota bene, jest ono po dziś dzień wyznaczane na próbach instruktorskich jako lektura obowiązkowa. Tamże, autorzy (między innymi były Naczelnik, hm. Paweł Zarzycki) postulują zastępowanie oddziaływania pośredniego - bezpośrednim. Autorzy widzą potrzebę „bezpośredniej korekty zachowania wędrownika".  Na naszych oczach niestety, próby bezpośredniej korekty wędrownictwa doprowadziły do tego, że dziś prawie wcale nie ma już wędrowników. I tu odkrywamy niewątpliwe dobrodziejstwo wynikające z posiadania balastu, o którym pisał dh Obrębski. Gdyby nie on, ZHR byłby już dawno kanapową partią polityczną liczącą max. ok. 300 członków w skali całego kraju.

Przeanalizowany fragment to zaledwie część całego artykułu, w którym wiele jest innych, równie odkrywczych myśli. Kto może, niech przeczyta całość. Instruktor zapewne jest jeszcze do zdobycia. Poza tym, są tam naprawdę wartościowe teksty więc warto go poszukać!

A ja ogłaszam konkurs!

Nie każdy będzie miał możliwość zdobycia Instruktora. Dla równych szans ograniczmy się więc w konkursie do zacytowanego fragmentu. Zadanie polega na znalezieniu w nim i rzetelnym opisaniu metodycznych wpadek i nieporozumień. Są ich dziesiątki. Można też spróbować po swojemu odszyfrowywać co autor miał na myśli, gdyż pisze bardzo niejasno. Prace należy przesłać do Pobudki. Redakcyjne jury wybierze najbardziej trafne analizy zacytowanego przez nas fragmentu. Zapraszam do ciekawej, twórczej dyskusji. Oczywiście wytrwałych namawiam także do przeczytania w całości tekstu z "Instruktora".

Marek Gajdziński SZWEJK